Bajki dźwiekowe - HarperKids

Bajki dźwiekowe - HarperKids



Mamy w domu jedną serię książek, która nieustannie wraca do łask i nawet jeśli moje dzieci o niej na chwilę zapomną, to wiem, że za chwilę będziemy znowu ją czytać. Mam tu na myśli bajki dźwiękowe, które zostały wydane nakładem wydawnictwa HarperKids. W serii ukazały się: 

- Czerwony Kapturek 

- Alladyn

- Trzy małe świnki 

- Księga dżungli 

- Mały smok i emocji tłok 

- Kot w butach. 

Wydawać by się mogło, że klasyczne baśnie odchodzą do lamusa, wypierają je nowsze i bardziej aktualne opowieści z morałem, bez zbędnych aktów agresji, jednak te wydania mają w sobie takie cechy, że dzieci chętnie po nie sięgają i jak już pisałam, często wracają. 

Przede wszystkim uwagę przykuwają atrakcyjne ilustracje. Każda książka utrzymana jest w innej kolorystyce, każda została zilustrowana przez innego artystę. Dodatkową atrakcją podczas czytania jest włączanie w jego trakcie dźwięku. Na każdej ze stron bajki ukryty został przynajmniej jeden. Są one bardzo atrakcyjne dla dzieci, moje najczęściej wracają do tych najbardziej zabawnych, jak odgłos mlaskania, bulgotu podczas kąpieli czy pisku małej myszki.



Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę, że nie są to bajki ugrzecznione. Wilk zjada babcię, wilk wpada do gara z gorąca wodą i parzy sobie tyłek, a kot pożera mysz. Dla mnie jest to jak najbardziej w porządku, nie lubię na siłę ugrzecznionych opowieści. 



Książki te z pewnością zostaną z nami jeszcze na długo, mimo że przeznaczone zostały dla dzieci od 3-5 lat. To świetna rozrywka, wgrane dźwięki są naprawdę wyjątkowe i jakościowe, a sama oprawa graficzna też przykuwa oko. Czytanie ich to czysta przyjemność!

Spotkanie autorskie z Joanną Jurgałą-Jureczką

Spotkanie autorskie z Joanną Jurgałą-Jureczką


W imieniu wydawnictwa Zysk i S-ka mamy wielką przyjemność zaprosić Państwa na poznańskie spotkanie autorskie z Joanną Jurgałą - Jureczką - wielką miłośniczką i znawczynią rodu Kossaków. Pisarka ma w swoim dorobku już kilka książek, w których opowiada nam o tej słynnej rodzinie, jak choćby "Kossakowie. Biały mazur" i "Kossakowie. Tango", natomiast podczas zapowiadanego spotkania skupimy się na najnowszej pozycji - "Kossakowie. Wachlarz".

Klanu Kossaków nie trzeba nikomu przedstawiać - miłośnik scen bitewnych Juliusz, czy rozkochujący w sobie dziesiątki kobiet malarz Wojciech to artyści powszechnie znani i cenieni. Lecz nie o nich, lub nie głównie o nich, będziecie mieli Państwo okazję posłuchać. Na pierwszy plan bowiem wychodzą one - żony, kochanki, córki, wnuczki. 

Poznamy bliżej borykającą się z wiecznymi zdradami męża Marię Kossak, ale i rozkochaną i porzuconą jego kochankę Zofię. Zaintrygują nas miłosne dramaty Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej i będziemy mieli okazję poznać tragiczną historię Teresy - córki Magdaleny Samozwaniec. Wszak u Kossaków nigdy nie było zwyczajnie, przeciętnie i nudno!

Spotkanie odbędzie się 18.10. o godz. 18:00 w Muzeum Narodowym w Poznaniu - szczegóły znajdziecie na grafice powyżej!
„To tylko zabawa" Anna Kusiak

„To tylko zabawa" Anna Kusiak


Z reguły nie wierzę w zbiegi okoliczności, ale ciężko w nie nie wierzyć, gdy sięga się po powieść, której tłem jest powódź zalewająca miasto, a samemu ze strachem czeka się na wielką falę. Tak, powieść Anny Kusiak zaczęłam czytać tuż przed tragiczną powodzią, jaka nawiedziła we wrześniu Dolny Śląsk.

Autorka przenosi czytelników do 2001 roku, poznajemy Paulę, dziewczynę z blokowiska, która ze znajomymi dzieciakami spędza wakacje. Dziewczynę, która pewnego deszczowego lata zabiła Sarę. 

Dwu­dzie­ste­go dru­gie­go lipca dwa ty­sią­ce pierw­sze­go roku, w przed­dzień moich czter­na­stych uro­dzin, za­bi­łam Sarę Seib. Było to tej nocy, gdy wy­la­ła Stró­żo­wian­ka, a jej bure wody, ko­tłu­jąc się w wą­skim ko­ry­cie, ze­rwa­ły kład­kę i roz­la­ły się na Wszoł­ko­wych Łą­kach, tuż u pod­nó­ża osie­dla. Nie­wiel­ka rzeka, która zmie­ni­ła się wów­czas w rwący potok, była moim sprzy­mie­rzeń­cem — wy­my­ła wszyst­kie wszyst­kie ślady, tak że gdy u jej brze­gów zja­wi­li się lu­dzie, nie zo­sta­ło już nic, co mo­gło­by za­świad­czyć, że to ja byłam wszyst­kie­mu winna.

Teraz Paula jest dorosła kobietą, która wraca w rodzinne strony i przypomina sobie tamto deszczowe lato, snuje przypuszczenia, wysnuwa wnioski. Wraca myślami do pierwszego chłopaka i zauroczenia, do burzliwej relacji z koleżanką. Przemierza ulice blokowiska, pobliski cmentarz, park.

Gdy przeczytałam opis wydawcy na okładce, od razu na myśl przyszła mi powieść Anny Cieplak Musi być czysto. Poniekąd obie te książki bardzo mi siebie przypominają, w obu mamy grupy zagubionych młodych, które nie bardzo wiedzą co zrobić ze swoim czasem i życiem, znudzone i wpadające w kłopoty na swoje własne życzenie. Brakuje im nadzoru i rozmów z rodzicami, a nawet bardzo często relacje z nimi zupełnie nie dają poczucia bezpieczeństwa, a wręcz odwrotnie, wywołują strach, zmieszanie i poczucie niesprawiedliwości. 

To tylko zabawa od razu wciąga czytelnika w gęstą i mroczną atmosferę. Z jednej strony jest to opowieść o grupie przyjaciół, z drugiej od początku wiemy, że jedna osoba tej zabawy nie przeżyje. W końcu narratorka już w pierwszym zdaniu przyznaje się, że zabiła Sarę. Jednak w miarę dalszego czytania zaczynamy zadawać sobie pytanie: czy aby na pewno? Czy dziewczyna dobrze pamięta? Jej relacje są dość mgliste, ona sama zaczyna podważać swoje zdanie i wspomnienia, dochodzić do nowych wniosków. Prawdziwości jej narracji nie pomaga wątek paranormalny, wspomnienie o przywoływaniu duchów na cmentarzu i tajemniczej księdze przyniesionej przez Sarę.

To tylko zabawa jest jak puszka Pandory, gdy wydaje nam się, że wiemy wszystko już na samym początku, jednak im bardziej zagłębiamy się w tę historię to wiemy jedno, że nic nie wiemy. Dajcie się ponieść mrocznej atmosferze małego miasteczka, mętnej jak powodziowa woda opowieści narratorki i dajcie się zaskoczyć zakończeniem, a nie pożałujecie. 


Tytuł: To tylko zabawa

Autor: Anna Kusiak

ISBN: 9788383352824

Data wydania: 16.07.2024 

Wydawca: Zysk i S-ka

Liczba stron: 248

Moja ocena: 7/10 





Z miłości do istnienia, czyli „Biologia. Opowieść o życiu" Lindsay Turnbull

Z miłości do istnienia, czyli „Biologia. Opowieść o życiu" Lindsay Turnbull


Nie jest tajemnicą, że uwielbiam biologię. Szczególnie interesująca jest dla mnie biologia molekularna oraz biologia zwierząt, zwłaszcza człowieka, ale biologia jako taka zachwyca mnie na każdym kroku. Dlatego wybitnie interesują mnie książki popularnonaukowe, które o niej opowiadają. Oczywiście mamy takie pozycje jak słynna Biologia Ville'go, Biologia Campbella Biochemia Stryera czy Genomy Browna, ale takie cegiełki to miliony nowych informacji, których spamiętanie po pierwszym czytaniu jest najzwyczajniej w świecie niemożliwe. Poza tym są to spore lektury, bardziej zaawansowane, i co najważniejsze, skierowane do osób biologią już zainteresowanych. Ja tymczasem wciąż poszukuję książek, które mogłyby to zainteresowanie rozbudzić! Kiedy więc zobaczyłam Biologię. Opowieść o życiu Lindsay Turnbull (ilustrowaną przez Cecile Girardin) nie mogłam się oprzeć, musiałam ulec tej pokusie i zagłębić się w tym świecie, dowiedzieć się czy to jest taka pozycja, którą mogłabym młodą osobę zainspirować!

Okazuje się, że tak, książka pani Turnbull jest tym, czego szukałam. Powinna być na działach dziecięcych każdej biblioteki, aby nasi młodzi czytelnicy mogli szukać natchnienia dotyczącego swojej przyszłości na wiele sposobów. To może rozbudzić zainteresowanie przyszłego lekarza, farmaceuty, biotechnologa, analityka medycznego, bioinformatyka czy biofizyka. Jednak nie ograniczałabym odbiorców tej książki wyłącznie do młodych czytelników, bo jestem głęboko przekonana, że również dorosłym Biologia. Opowieść o życiu może przynieść sporo satysfakcji! W swoim życiu poznałam wiele osób, które podpytywały mnie o biologiczne informacje, bo "w szkole było nudno, ale teraz to mnie to naprawdę ciekawi". W teorii internet zawiera wszystkie odpowiedzi, jednak w praktyce wiele z nich jest sprzecznych, podanych w encyklopedyczny sposób. Książka Lindsay Turnbull będzie dla takich osób istnym wybawieniem – zawiera dużo interesujących faktów, które przekazuje w prosty, przyjemny i uporządkowany sposób. W dodatku autorka ma kwalifikacje, żeby nam opowiadać o biologii – Lindsay Turnbull jest wykładowcą na Uniwersytecie Oxfordzkim i specjalizuje się w biologii roślin, a jej prace są szeroko cytowane, szczególnie jedna z nich, do której odwoływano się ponad 1000 razy! To samo w sobie wiele mówi o tym, jak środowisko akademickie ocenia jej pracę i dowodzi, że autorka co nieco doświadczenia ma. ;)

Biologia. Opowieść o życiu to książka fenomenalna, taka jaką ludzie w moim wieku chcieliby dostać w prezencie 20 lat wcześniej. Napisana lekko i z polotem, przemycająca wiele ciekawostek oraz ciągów informacyjnych, a do tego bogato ilustrowana i to nie przy użyciu oklepanych schematów sprzed 30 lat, a autorskich figur wykonanych we współczesnym stylu. Tu zachwyca już nawet ułożenie informacji, które nie opiera się na klasycznym podziale królestwami czy rozmiarami, ale na historii biologii, którą pani Turnbull chce opowiedzieć. Dzięki temu zahaczamy nie tylko o biologię klasyczną, ale również o biochemię czy fizykę (chociażby w rozdziale o energii) albo archeologię (np. w rozdziale o ewolucji). Współczesne podejście do nauki, stawiające na prezentację powiązań, a nie odrębności dziedzin, jest tym co w mojej opinii wyróżnia dobre książki biologiczne. 

Biologii. Opowieści o życiu możemy przeczytać o większości biologicznych zagadnień – genetyce, ewolucji, roślinach, zwierzętach, bakteriach, ekologii. Wszystko to się przenika tworząc prawdziwie spójną całość. Przez książkę dosłownie się płynie, a pomimo wielu ciekawostek tworzy ona pewną ścisłą opowieść o tym czym jest biologia i dlaczego jest taka niesamowita. 

Oczywiście książka zawiera pewne uproszczenia, autorka (oraz ilustratorka!) niekiedy dokonują arbitralnych ocen w kwestii tego, co jest najważniejsze, co nie zawsze koreluje z tym co moim zdaniem mogłoby takie być. Trochę szkoda, że w rozdziale o genetyce zabrakło wspomnienia o epigenetyce, co moim zdaniem jest istotne z punktu widzenia współczesnej biologii. Mam także pewne wątpliwości w kwestii tekstów na ilustracjach - albo oryginał był bardzo nieprecyzyjny, albo tłumaczenie odrobinę się pogubiło (np. kwestia elektronów tlenu na stronie 89). To jednak stricte moja dziedzina, więc może jestem trochę przewrażliwiona, tym bardziej, że pozostała część tej lektury zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. ;)

Nie mogę nie wspomnieć również o niedługiej liście polecanych przez autorkę lektur uzupełniających, ale również o króciutkim dopisku wydawnictwa, polecającym Biologię Campbella, co jest miłym gestem, chociaż drażni niepodpisanie autorów książki, przy wykazaniu wydawnictwa (tak, wydawca jest ten sam). Jednak to nie oznacza, że Biologia Campbella autorstwa Jane B. Reece, Neila A. Campbella, Lisy A. Urry, Michaela L. Caina, Stevena A. Wassermana, Petera V. Minorsky'ego oraz Roberta B. Jacksona nie powinna być polecana, bo powinna, jak najbardziej!

Biologia. Opowieść o życiu bezbrzeżnie mnie porwała – to była wspaniała przygoda, czytanie jej było niezwykle przyjemnie i satysfakcjonujące, sporo czasu spędziłam na poszukiwaniu dodatkowych informacji. Zachwyciła mnie także umiejętność autorki do syntezy informacji, która pomaga osadzić wiele wiadomości w świadomości czytelnika. Jestem przekonana, że po takiej lekturze część informacji z nami pozostanie na dłużej! Bardzo, bardzo polecam książkę Lisy Turnbull, szczególnie młodszym, ale także tym, którzy szkołę mają już dawno za sobą, a chcieliby sobie co nieco z biologii przypomnieć w przyjemny, niezobowiązujący sposób. 


Tytuł: Biologia. Opowieść o życiu
Tytuł oryginału: Biology: The Whole Story
Autor: Lindsay Turnbull
Tłumaczenie: Bożena Jóźwiak
Data wydania: 2024-09-10
Wydawca: Wydawnictwo Rebis
Liczba stron: 304
ISBN: 978-83-8338-165-7

Za możliwość lektury bardzo dziękuję wydawnictwu Rebis

Zrecenzowała: Marta z bloga W sercu książki
„Wegetarianka" Han Kang

„Wegetarianka" Han Kang

 


Han Kang, tegoroczna zdobywczyni literackiej nagrody Nobla, to koreańska pisarka i poetka. Rzadko się zdarza, żebym posiadała na półce książkę osoby nagrodzonej Noblem przed przyznaniem tej nagrody, ale tak właśnie było w tym przypadku. Wegetarianka – bo o niej mowa – to powieść wydana w 2007 roku, której polskiego wydania doczekaliśmy się w 2014,  a niedługo potem, bo w 2016 roku autorka otrzymała za nią Międzynarodową Nagrodę Bookera.

Przyznam się, że bardzo często sięgam po autorów nagrodzonych Bookerem, ponieważ jest to bardzo dobra selekcja światowej literatury, stąd moje zainteresowanie twórczością Han Kang. Z drugiej strony zupełnie nie czuje tego samego vibe’u z literackim Noblem. Od kilkunastu lat śledzę rozdania nagród i staram się przeczytać przynajmniej jedną pozycję nagrodzonego autora, jednak zazwyczaj pozostają we mnie mieszane uczucia i lekkie niezrozumienie decyzji komitetu noblowskiego. I może dlatego właśnie Wegetarianka to jedna z niewielu książek z listy Bookera, o których nie mogę się wypowiedzieć jednoznacznie pozytywnie.

To nie jest lekka powieść. Co więcej, zwabieni opisem na okładce, oczekujemy książki, która na pierwszym planie ma wegetarianizm i jego społeczny odbiór, a jest to historia o czymś zupełnie innym. Yong-hye jest zupełnie przeciętną kobietą, prowadzącą spokojne życie u boku męża, który jest narratorem tej opowieści. O tym jak bardzo niewyróżniająca się jest to kobieta wiemy od samego początku: „Zdecydowałem się na małżeństwo, bo mimo braku szczególnego powabu nie miała wyraźnych wad”[1] oraz „Zgodnie z moimi oczekiwaniami bez zarzutu wypełniała zadania przeciętnej żony”[2]. Gdy tylko pojawia się wyrwa w ich rutynie, mąż bez zastanowienia stwierdza, że żona zwariowała.

Yong-hye przestaje jeść mięso. Co więcej, wyrzuca cały zapas, jaki miała w lodówce i nie może znieść nawet jego zapachu. Na kolacji z rodzicami dochodzi do mrożącej krew w żyłach sytuacji, gdy jej ojciec próbuje zmusić ją do zjedzenia kawałka wieprzowiny. Nikt nie rozumie jej decyzji. W kraju, w którym jedzenie mięsa jest częścią kultury, nie można od tak zostać wegetarianką. Bohaterka zostaje sama, niezrozumiana, coraz bardziej zatraca się w swoich snach i wyobrażeniach, aż w końcu nie mamy wątpliwości – ona naprawdę oszalała.

Mam duży problem z tą książką. Autorka chciała wstrząsnąć czytelnikiem i to jej się na pewno udało. Jednak moim zdaniem zrobiła to w zły sposób. Gdybym wnioski z tej książki miała ekstrapolować na całe koreańskie społeczeństwo, doszłabym do wniosku, że jest to grupa opresyjnych mężczyzn i podporządkowanych, bezwolnych kobiet. Co więcej, jest to kraj, w którym nie toleruje się żadnych odstępstw od przyjętych standardów kulturowych, a ludziom w kryzysie psychicznym nie jest udzielana właściwa pomoc.

No i wreszcie – jeżeli byłabym wegetarianką, czułabym się urażona. To nie od decyzji o odstawieniu mięsa zaczęły się zmiany w osobowości bohaterki. To nie jej poczucie etyki ani żołądek są problemem – problem jest dużo bardziej złożony. Być może to właśnie dobór środków i trzon tej historii sprawiają, że nie czuję tego silnego podziwu dla tej książki. Jest to oczywiście wartościowa proza, przyciągająca czytelnika od pierwszych stron, jednak jak dla mnie powrót do niej nie będzie oczywisty.


Tytuł: Wegetarianka
Tytuł oryginału: 채식주의자
Autor: Han Kang
Tłumaczenie: Choi Jeong-in, Justyna Najbar-Miller
Data wydania: 2021-02-10
Wydawnictwo: Wydawnictwo W.A.B.
Liczba stron: 256
ISBN: 978-83-280-8496-4



[1] Kang H., Wegetarianka, Wydawnictwo WAB, 2021, s.5

[2] Kang H., Wegetarianka, Wydawnictwo WAB, 2021, s.7

„Przyczyna zgonu" Robin Cook

„Przyczyna zgonu" Robin Cook

"Ulubieńcy czytelników ‒ Jack i Laurie ‒ wracają w nowym thrillerze medycznym Robina Cooka. Zostają wciągnięci w wir niebezpiecznych zdarzeń związanych z serią sprytnie upozorowanych samobójstw.

Gdy Laurie Montgomery, żona Jacka Stapletona i szefowa Inspektoratu Medycyny Sądowej, namawia doktora Ryana Sullivana ‒ starszego rezydenta patologii ‒ by asystował jej podczas sekcji zwłok ofiary samobójstwa, ma nadzieję, że zdoła przekonać go do swojej profesji. Ryan Sullivan podejmuje się zbadania serii samobójstw, w których pojawiły się wątpliwości co do rzeczywistej przyczyny zgonu. Projekt pochłania rezydenta coraz bardziej, w miarę jak odkrywa podobieństwa badanych spraw. Podążając tym tropem, Sullivan nieoczekiwanie staje się zagrożeniem dla firmy, która wykorzystuje przełomową technologię wykrywania raka w szokująco nieuczciwy sposób. Co gorsza, jego śledztwo sprowadza śmiertelne niebezpieczeństwo także na Laurie…"




Robin Cook powraca z kolejnym fascynującym thrillerem medycznym. W Przyczynie zgonu, gdzie czytelnicy po raz kolejny mają okazję śledzić losy Laurie Montgomery i Jacka Stapletona, autor, będący pionierem gatunku thrillerów medycznych, po raz czternasty wprowadza nas w świat pełen tajemnic, napięcia i skomplikowanych zagadek osadzonych w realiach medycyny sądowej.

Laurie Montgomery, szefowa Inspektoratu Medycyny Sądowej, staje przed trudnym zadaniem – musi nie tylko zarazić młodego rezydenta, Ryana Sullivana, pasją do pracy, ale również rozwiązać zagadkę serii dziwnych samobójstw. Na pierwszy rzut oka przypadki te wydają się dość oczywiste, jednak ich częstotliwość oraz subtelne niejasności budzą coraz więcej wątpliwości wśród lekarzy. To właśnie siódma ofiara sprawia, że Ryan zaczyna podchodzić do sprawy z większą uwagą. Jego dochodzenie odkrywa zaskakujące powiązania z firmą zajmującą się nowoczesnymi technologiami wykrywania raka. Kiedy tajemnice tej korporacji zaczynają wychodzić na jaw, Sullivan nieoczekiwanie staje w obliczu poważnych niebezpieczeństw.

Robin Cook jak zwykle mistrzowsko splata wątki medyczne z elementami thrillera. Jego ogromna wiedza medyczna przekłada się na precyzyjne, pełne szczegółów opisy procedur i terminologii, które nie tylko budują autentyczność fabuły, ale również wciągają czytelnika w świat, który na co dzień jest dla wielu niedostępny. Fascynujące jest, jak Cook potrafi balansować pomiędzy napięciem a medyczną precyzją, co sprawia, że książka angażuje zarówno umysł, jak i emocje.

Jednym z najmocniejszych punktów Przyczyny zgonu jest postać Ryana Sullivana, młodego rezydenta, który z początkowo sceptycznym podejściem do pracy staje się kluczowym elementem śledztwa. Jego przemiana, zarówno zawodowa, jak i osobista, daje czytelnikowi dodatkowy wymiar emocjonalny, z którym łatwo się utożsamić. To z jego perspektywy możemy doświadczyć fascynacji i grozy związanej z pracą w medycynie sądowej.

Intryga rozwija się powoli, ale z każdą kolejną stroną wciąga coraz bardziej. Pomimo że już na początku książki czytelnik zyskuje pewne kluczowe informacje, Cook potrafi utrzymać napięcie i zaskoczyć nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Atmosfera niepokoju i duszności, jaka towarzyszy bohaterom, wciąga czytelnika, zmuszając go do nieustannego zadawania sobie pytania: co tak naprawdę się tutaj dzieje?

Dla miłośników thrillerów medycznych Przyczyna zgonu to pozycja obowiązkowa. Robin Cook ponownie udowadnia, że jest mistrzem gatunku, tworząc fascynującą, pełną napięcia fabułę, która nie tylko trzyma w napięciu, ale również zmusza do refleksji nad etycznymi aspektami nowoczesnych technologii medycznych.

Tytuł: Przyczyna zgonu 
Cykl: Laurie Montgomery/Jack Stapleton (tom 14)
Autor: Robin Cook
Tłumaczenie: Maciej Szymański
Data wydania: 2024-08-13
Wydawca: Wydawnictwo Rebis
Liczba stron: 368
ISBN: 9788383381947

Moja ocena: 9/10


„Nasze podmorskie żony" Julia Armfield

„Nasze podmorskie żony" Julia Armfield

 


Miri i Leah są żonami. Ta druga specjalizuje się w badaniu oceanów. To miała być kolejna rutynowa ekspedycja, coś poszło jednak nie tak, jak powinno i Leah wróciła odmieniona. Nie do poznania… i to w tym negatywnym sensie. Co wydarzyło się pod wodą? Czy uda się uratować Leah i związek, który wyraźnie cierpi w tym kryzysie?

Nie jest to zdecydowanie lektura lekka. W rozdziałach naprzemiennie śledzimy rozmyślania Miri i wspomnienia Leah. Bohaterkami jest para jednopłciowa, ale nie wydaje się to mieć większego znaczenia, jeśli chodzi o fabułę (równie dobrze mogłoby to być małżeństwo hetero).

Osią owej fabuły jest do bólu duszna atmosfera wokół wydarzeń na łodzi podwodnej, jak i późniejszego etapu, w którym Miri zostaje (niejako na własne życzenie) sama ze swoimi problemami, odrzucając pomoc przyjaciół i rozpaczliwie próbując powrócić do dawnego, stabilnego życia. Akcja dzieje się w dwóch przestrzeniach czasowych: ze strzępek wspomnień dowiadujemy się powoli, co przydarzyło się Leah pod wodą, a kilka stron później walczymy z Miri o normalność w "teraźniejszości".

Czytając, nie sposób nie zauważyć podobieństwa fabuły do oscarowego filmu Kształt wody. Tutaj także mamy do czynienia z morskim sci-fi, reklamowanym w wypadku Naszych podmorskich żon dodatkowo jako horror.

Nie będzie tu jednak za bardzo czego się bać. Znajdziecie za to mnóstwo niedomówień i niedopowiedzeń, a zakończenie od pewnego momentu będzie przewidywalne i nieuniknione. Nie zabraknie za to motywu znanego z innych horrorów, czyli pytań, na które książka nie odpowiada… pozostaje duże pole popisu dla wyobraźni czytelnika.

Ani to nowatorskie, ani przystępne. Przyznaję – mnie książka wymęczyła. Pomysł może ciekawy, ale wydaje się, jakby autorka nie przemyślała sobie do końca całej historii, napisała ją naprędce, a co trudniejsze fragmenty owiała tajemnicą… Czy miało wyjść ambitniej? Być może. Efekt jest jednak odwrotnie proporcjonalny do głębi oceanu opisanego w powieści.

Oceniam jedynie na 3/10.

Tytuł: Nasze podmorskie żony
Autor: Julia Armfield
Tłumaczenie: Agnieszka Walulik
Data wydania: 2024-09-11
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie 
Liczba stron: 288
ISBN: 9788368217469

Autorka recenzji: zielony_motyl