Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dramat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dramat. Pokaż wszystkie posty
Anora - recenzja filmu

Anora - recenzja filmu

 



Tytułowa bohaterka jest pracownicą seksualną. Do klubu, w którym świadczy usługi, przychodzi pewnego wieczoru młody Rosjanin ze znajomymi. Szef wybiera właśnie Anorę, aby mu towarzyszyła, gdyż ma jako takie pojęcie o wschodnim języku. Dziewczyna tak przypada synowi oligarchów do gustu, że zaprasza ją do swojej posiadłości. 'Wykupuje' jej czas na wyłączność na tydzień, kiedy to ostro imprezują z jego zajomymi. Akcja na dobre rozkręca się w momencie, gdy młodzi biorą szybki ślub w Las Vegas.


Anora zaczyna się jak dramat: biedna dziewczyna, w seks biznesie, młody wiecznie naćpany Piotruś Pan, który ją zwodzi, a ona naiwnie wierzy, że los sie odmienił i będzie miała szczęśliwe i bogate życie u jego boku.


Komizm w zasadzie pojawia się mniej więcej w połowie filmu - bezradni gangsterzy, wojujące filigranowe dziewczę, dające sobie z nimi radę. Absurd całej sytuacji sprawia, że zaczynamy się uśmiechać.


Jest to jednak taki śmiech przez łzy. Do czynienia mamy bowiem z tragikomedią, a nie produkcją romantyczną w stylu Pretty woman (choć tak po opisie możnaby się spodziewać).


Fabuła toczy się dynamicznie, nie ma dłużyzn, nie można narzekać na nudę. Anora to przyzwoity kawałek kina. Nieoklepany schemat, który naprawdę przyjemnie się ogląda.


Momentami irytuje głupota bądź naiwność bohaterów, jednak niesztampowe podejście do historii sprawia, że obraz jest naprawdę dobry. Doceniają go również krytycy. Zgarnął Złotą Palmę na festiwalu w Cannes. Na jutrzejszej gali wręczenia Oscarów ma szansę na sześć statuetek, w tym trzy dla Seana Bakera (za reżyserię, scenariusz i montaż). Powalczy także w głównej kategorii - za najlepszy film 2024 roku.


Aby dodać realizmu, w tle, w klubie pobrzmiewa piosenka rosyjskiego zespółu T.a.t.u. sprzed kilku dobrych lat. Aktorsko też jest nieźle - Mikey Madison szlifowała język, aby zabrzmieć w filmie wiarygodnie. Pewnie pomogło to zdobyć nominację do nagrody Akademii za rolę pierwszoplanową (zgarnęła już za nią BAFTĘ). W gronie docenionych oscarowo kreacji znalazł się także Yura Borisov.


Zdecydowanie jest to dzieło, z którym warto się zapoznać, choć nie wybitne. Twórcy kpią w nim z romantyzowania w kinie. Tutaj mamy brutalną prawdę i przekaz, że koń nie stanie się jednorożcem, choćbyśmy bardzo tego chcieli. Dla mnie mocne 7/10.


Zrecenzowała: zielony_motyl

Fot. Filmweb

"Prawdziwy ból" – recenzja filmu

"Prawdziwy ból" – recenzja filmu

 


Prawdziwy ból to film na wskroś sentymentalny, pełen wzruszeń, żalu, ale też dający nadzieję.

Opowiada o dwójce kuzynów, Żydów polskiego pochodzenia, którym niedawno zmarła ukochana babcia. Zostawiła im w spadku pieniądze z przeznaczeniem na podróż do kraju, w którym żyła. Postanowili więc wziąć udział w wycieczce zorganizowanej, śladami Żydów w Polsce. Pod koniec planują się odłączyć i odwiedzić babciny dom.

Całość gry aktorskiej opiera się głównie na dynamice relacji kuzynów, z których David (Jesse Eisenberg, będący zarazem scenarzystą i reżyserem) jest spokojny i zrównoważony, ma poukładane życie rodzinne, zaś Benji to lekkoduch, miłośnik palenia trawki, szczery do bólu – jest siłą napędową produkcji.

Benjiego zagrał Kieran Culkin (brat słynnego Kevina samego w domu), za którą to rolę zgarnął Złoty Glob. Trudno nie sympatyzować z tą postacią, jego wrażliwością oraz faktem, że zawsze mówi to co myśli. Obserwowanie zmian, jakie podróż w nim wywołuje, to prawdziwa gratka.

Niestety sama historia nie broni się już tak dobrze. Film bez większego tempa opisuje wycieczkę, miejscami dramatyczną (sceny kręcone w obozie koncentracyjnym na Majdanku robią duże wrażenie), z wzruszającymi momentami (cmentarz żydowski), jednak brakuje jakiegoś doprawienia, esencji, smaku, pikanterii.

Może to kwestia perspektywy i oczami amerykańskiego Żyda taka podróż właśnie tak wygląda, ale myślę, że Polaków trudno porwać tym dramatem.

Dodatkowym zarzutem jest niewyjaśnienie dokładnie, że naziści to Niemcy, a żarty typu "Żyd w pociągu w Polsce" sugerujące transport do obozu, są chybione. Podobnie scena robienia sobie "zabawnych" zdjęć na pamiątkowym pomniku. Elementy komiczne, mam wrażenie, twórcom się nie udały.

Z drugiej strony jednak uzasadnione są charakterem Benjiego, który jest, delikatnie mówiąc, bezkompromisowy. Problemy emocjonalne oraz rodzinne więzi tego bohatera to wartość dodana filmu.

Trochę razi natomiast ukazanie Polski jako kraju na wskroś przesiąkniętego wpływami sowieckimi oraz zdjęcia przedstawiające zapuszczone podwórka i zaniedbane kamienice. Oczywiście są i jest ich wiele w realu, jednak warto byłoby trochę wyważyć proporcje i pokazać także te odnowione, pięknie utrzymane. I próby uzasadnienia tego faktem, że bohaterowie odwiedzają małe miasteczka (poza Warszawą) nie wystarczą.

Na plus natomiast zaliczyć należy rozważania etyczne bohaterów – czym jest tytułowy prawdziwy ból, kto jak go odczuwa, kto ma do niego prawo, czyj jest prawdziwszy. 

Reasumując, otrzymujemy dramat zaledwie poprawy, a był w nim potencjał na dzieło o wiele większego kalibru. Oceniam na 6/10.


Film dostępny jest w serwisie Disney+.


Zrecenzowała: zielony_motyl

Fot. Plakat promujący film, Filmweb.pl

"Kiedy nadchodzi jesień" – recenzja filmu

"Kiedy nadchodzi jesień" – recenzja filmu

 


Francois Ozon jest mistrzem emocjonalnego kina i tym filmem tylko to potwierdza.

Historia zaczyna się niewinnie. Michelle mieszka na francuskiej wsi zupełnie sama. Jej sposobem na spędzanie wolnego czasu są spotkania z przyjaciółką Marie-Claude, którą czasem gdzieś podwozi (w tym do więzienia, gdy ta ostatnia odwiedza swojego syna). Michelle ma napięte stosunki z córką, za to uwielbia wnuka, Lucasa. Kiedy rodzina przyjeżdża w odwiedziny, babcia serwuje potrawkę z (wcześniej zebranych z Marie-Claude) grzybów leśnych, jak się okazuje, trujących.

Już sam ten opis zwiastuje ciekawą opowieść. Jednak to dopiero preludium do wydarzeń, jakimi uraczyli nas twórcy. Jest zajmująco, choć niespiesznie. Kiedy nadchodzi jesień aż kipi od napięcia.

Zachwyca na pewno przemyślana scenografia. Każda scena wygląda jak małe dzieło sztuki, widać dopracowanie szczegółów. Ogromnym atutem filmu jest piękne oddanie klimatu jesieni. Symboliczne również, wszak główne bohaterki są w jesieni życia. Świetne zdjęcia burgundzkich wsi i lasów pozwalają odpłynąć podczas seansu. Mimo trudnej tematyki i poważnego wydźwięku produkcji, twórcom udało się przemycić kilka nieco zawoalowanych elementów humorystycznych. Nie bez znaczenia jest przesłanie filmu, jego wydźwięk moralizatorski – niejednoznaczny i nienachalny, jednak wyraźnie dostrzegalny. 

Nie można także pominąć znamienitej gry aktorskiej. Jako ciekawostkę dodam, że Ludivine Sagnier po raz kolejny współpracowała z reżyserem, wystąpiła wszak już m.in. w gwiazdorskich 8 kobietach oraz Basenie.

Samą przyjemnością było uczestniczenie w zabawie z widzem. Kolejne wydarzenia, można było prorokować, ale pojawiały się myśli: "czy bohater się odważy...?". Otóż zazwyczaj się odważa, choć ogrom fabuły to niedopowiedzenia i "puszczanie oka" do widza.

Ozon jawi się jako najlepszy współczesny reżyser francuskiego kina. W pełni na ten tytuł zasługuje, nie tylko za sprawą Kiedy nadchodzi jesień, ale wspomniany film jedynie ten tytuł przypieczętowuje. Jestem jego fanką od ponad dwudziestu lat (oczarował mnie kryminalny musical 8 kobiet – z Cathrine Deneuve, a był to rok 2002) i niezmiennie nią pozostaję. To były niezwykle cenne dwie godziny obcowania ze sztuką. Z magią kina. Nawet nie muszę się zastanawiać na ile ocenić film: zasłużone 10/10.


Zrecenzowała: zielony_motyl

Fot. Plakat promujący film, Filmweb.pl