Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Leopold Tyrmand. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Leopold Tyrmand. Pokaż wszystkie posty
Życie towarzyskie i uczuciowe - Leopold Tyrmand

Życie towarzyskie i uczuciowe - Leopold Tyrmand

 


Wydawnictwo MG postanowiło wznowić powieść Życie towarzyskie i uczuciowe. Recenzowałam już poprzednie wydanie, lecz nowe było pretekstem, by odświerzyć sobie ten tekst. Zdania nie zmieniłam - zapraszam więc do przeczytania mojej dawnej, acz aktualnej recenzji:

Leopold Tyrmand i jego twórczość to dziś już klasyk. I jak to z literaturą ambitniejszą bywa, czytanie wymaga nieco wysiłku. Sama treść przedstawiona jest troszkę chaotycznie, toteż podczas obcowania z książką będziemy musieli postarać się o skupienie i koncentrację.

Sam klimat jednak i esencja nam te trudy wynagrodzą. Autor pisze niezwykle obrazowo i klimatycznie. Dzięki niemu przenosimy się do zamierzchłych czasów „świetności” komunizmu, gdzie o wszystko trzeba było walczyć, a osiągnąć cokolwiek można było jedynie układami i znajomościami.

Właśnie w ten świat wkracza redaktor Andrzej Felak. Powraca z pobytu zagranicą wraz z żoną, Elżbietą i staje w obliczu ponownego odnajdywania w się w rzeczywistości Polski poprzedniego ustroju. Problemem wydaje się samo nabycie nowego samochodu, czy kupno przysłanej z poza kraju wykładziny dywanowej.

Wszystko jednak da się załatwić w tych latach „pod stołem”. Choć i swoje w kolejkach trzeba wystać, a pozycja, stanowisko sprawiają, że zwykły obywatel staje się kimś na kształt bożka - może więcej, często bardzo dużo.

Książka nieco przeraża objętością, ma prawie pięćset stron i czyta się ją powoli. Jednak atmosfera Warszawy z dawnych lat sprawia niemałą przyjemność. Tutaj pali się papierosy wszędzie, a łapówka jest niemal walutą.

Myślę, że „Życie towarzyskie i uczuciowe” jest raczej książką dla dojrzałego odbiorcy. Młodzieży świat przedstawiony na kartach wyda się tak odrealniony, że trudno im będzie uwierzyć, że kiedyś takie czasy istniały.

Dla tych jednak, którzy pamiętają, może być to sentymentalna podróż do lat minionych - Polski Ludowej. Młodsi raczej nie docenią niuansów i klimatu. Niekoniecznie wystarczy im też cierpliwości dla specyficznego stylu autora.

Ze swojej strony jednak mogę śmiało polecić doświadczonym czytelnikom, jako spojrzenie wstecz, za niebywałą atmosferę lektury. Polecam dozować ją sobie i czerpać przyjemność z każdej przeczytanej strony… z radością, że to już za nami, ale i z sentymentem.

Dodam, że książka pierwszy raz ukazała się w 1989 roku, więc swoje lata już ma, jednak nie straciła na świeżości.

Moja ocena: mocne 7/10


Zrecenzowała: zielony_motyl


Tytuł: Życie towarzyskie i uczuciowe

Autor: Leopold Tyrmand

Wydawnictwo: MG

ISBN: 9788377797426

Cywilizacja komunizmu - Leopold Tyrmand

Cywilizacja komunizmu - Leopold Tyrmand

 Odkąd przeczytałam powieść „Zły” żyję w przekonaniu o wybitności Leopolda Tyrmanda. Jego kolejne książki jak „Filip” czy „Życie towarzyskie i uczuciowe” jeszcze bardziej mnie w tym utwierdziły. Jedynie pierwsze dwie z nich zostały wydane w Polsce w czasach, gdy autor jeszcze mieszkał w naszym kraju. Jak tylko włodarze PRL odkryli, że Tyrmand jest przeciwnikiem komunizmu, cenzura zaczęła zatrzymywać jego kolejne powieści, a jego styl życia był piętnowany (ubierał się kolorowo, słuchał jazzu, organizował festiwale i koncerty – robił więc wszystko co uwierało ówczesną władzę). Będąc już na emigracji spisał swoje przemyślenia w książce „Cywilizacja komunizmu”, którą niedawno wypuściło ponownie na rynek wydawnictwo MG.

„W polskich szkołach pojętni uczniowie twierdzili skwapliwie na egzaminach, że schody wynalazł Rosjanin imieniem Iwan Schodow, Amerykę odkrył Krzysztof Timofiejewicz Kolumbow, a elektryczność niejaki Beniamin Franklinienko”[1]. Absurd? Owszem, Tyrmand wylicza ich całe mnóstwo. Trudno, żeby było inaczej – wczesny PRL niewiele miał do czynienia z racjonalnością. Autor, przechodząc po kolei przez kilka etapów życia człowieka oraz takie kluczowe sprawy jak etyka, sprawiedliwość czy praca, pokazuje nam świat, w którym farsa goni farsę. Tyrmand piętnuje właściwie wszystko, lecz to co wybija się na pierwszy plan to kompletny brak wolności i sprawiedliwości.

Człowiek nie jest jednostką, jest trybikiem, częścią masy, która ma spełniać określone funkcje dla jakiejś nieokreślonej „lepszej sprawy”. A komu w rzeczywistości jest lepiej, w tym świecie, który w teorii wychwala lud pracujący? Tym, którzy mają koneksje, kręcą interesy na boku lub stracili całkowicie kompas moralny i żerują na innych. Tyrmand okrasza swoje wywody dużą ilością ironii, a cała książka jest rodzajem rozbudowanego pamfletu, który detalicznie pokazuje nam, że cały ten PRL to jedna wielka tragifarsa. Ciężki życie czeka ludzi myślących poza schematem, ludzi, którzy chcą godnie żyć a nie tylko wegetować.

Z jednej strony domyślamy się, że autor wysnuł te wnioski na długo zanim opublikował „Cywilizację komunizmu”, ponieważ jego poprzednie teksty jak i fakt, że już w 1959 roku ubiegał się o możliwość wyjazdu, potwierdzają odrzucenie przez niego Polski Ludowej jako miejsca do życia. Jednak książka ta, wydana w 1971, a więc pisana z bezpiecznej odległości (jak tylko otrzymał paszport wyjechał, osiedlając się na stałe w USA) przez osobę, która miała to szczęście, że udało jej się wydostać z tego jakże nieprzyjaznego miejsca, może być odbierana jako gorzkie żale wylane nico po czasie. Moim zdaniem Tyrmand chciał pokazać nie osobom żyjącym w krajach komunistycznych – bo oni przecież doskonale wiedzieli, jak to wygląda – ale całemu światu absurd, hipokryzję i zło ustroju komunistycznego. I dokładnie to jest w niej widoczne. „Cywilizację komunizmu” można potraktować jako studium przypadku – i dziękować, że wyciągnięto z niego wnioski a ten nieudany eksperyment dawno się zakończył.


Tytuł: Cywilizacja komunizmu

Autor: Leopold Tyrmand

Data wydania: 2024

Wydawnictwo: MG

ISBN: 978-83-7779-978-9

Źródło zdjęcia: https://wydawnictwomg.pl/cywilizacja-komunizmu/



[1] Tyrmand L., Cywilizacja komunizmu, s. 29, wyd. MG 2024

Leopold Tyrmand - Życie towarzyskie i uczuciowe


Leopold Tyrmand i jego twórczość to dziś już klasyk. I jak to z literaturą ambitniejszą bywa, czytanie wymaga nieco wysiłku. Sama treść przedstawiona jest troszkę chaotycznie, toteż podczas obcowania z książką będziemy musieli postarać się o skupienie i koncentrację.

 

Sam klimat jednak i esencja nam te trudy wynagrodzą. Autor pisze niezwykle obrazowo i klimatycznie. Dzięki niemu przenosimy się do zamierzchłych czasów „świetności” komunizmu, gdzie o wszystko trzeba było walczyć, a osiągnąć cokolwiek można było jedynie układami i znajomościami.

 

Właśnie w ten świat wkracza redaktor Andrzej Felak. Powraca z pobytu zagranicą wraz z żoną, Elżbietą i staje w obliczu ponownego odnajdywania w się w rzeczywistości Polski poprzedniego ustroju. Problemem wydaje się samo nabycie nowego samochodu, czy kupno przysłanej z poza kraju wykładziny dywanowej.

 

Wszystko jednak da się załatwić w tych latach „pod stołem”. Choć i swoje w kolejkach trzeba wystać, a pozycja, stanowisko sprawiają, że zwykły obywatel staje się kimś na kształt bożka - może więcej, często bardzo dużo.

 

Książka nieco przeraża objętością, ma prawie pięćset stron i czyta się ją powoli. Jednak atmosfera Warszawy z dawnych lat sprawia niemałą przyjemność. Tutaj pali się papierosy wszędzie, a łapówka jest niemal walutą.

 

Myślę, że „Życie towarzyskie i uczuciowe” jest raczej książką dla dojrzałego odbiorcy. Młodzieży świat przedstawiony na kartach wyda się tak odrealniony, że trudno im będzie uwierzyć, że kiedyś takie czasy istniały.

 

Dla tych jednak, którzy pamiętają, może być to sentymentalna podróż do lat minionych - Polski Ludowej. Młodsi raczej nie docenią niuansów i klimatu. Niekoniecznie wystarczy im też cierpliwości dla specyficznego stylu autora.

 

Ze swojej strony jednak mogę śmiało polecić doświadczonym czytelnikom, jako spojrzenie wstecz, za niebywałą atmosferę lektury. Polecam dozować ją sobie i czerpać przyjemność z każdej przeczytanej strony… z radością, że to już za nami, ale i z sentymentem.

 

Dodam, że książka pierwszy raz ukazała się w 1989 roku, więc swoje lata już ma, jednak nie straciła na świeżości. Na długie, jesienne wieczory w sam raz.

 Maria Piękoś

 

Tytuł: Życie towarzyskie i uczuciowe

Autor: Leopold Tyrmand

Data wydania: 2022-09-29

Liczba stron: 496

Wydawca: MG

ISBN: 9788377797426

Leopold Tyrmand - Życie towarzyskie i uczuciowe




Andrzej Felak – dziennikarz, obieżyświat i kobieciarz w jednym, główny bohater powieści Tyrmanda, jest przedstawicielem uprzywilejowanej grupy artystów i dziennikarzy, żyjących w latach ’50 XX wieku. Historia wspinania się po drabinie społecznej zaczyna się u niego w roku 1946 i od tego momentu stajemy się świadkami wyłaniania się warszawskich elit powojennych.



Świat sztucznych uśmiechów, oficjalnych komplementów i nieoficjalnych donosów (lub na odwrót), pokazywanie się w towarzystwie „bo tak wypada”, praca zgodna z systemem komunistycznym przy jednoczesnej jego krytyce – wszystko w tym życiu to miraż, fatamorgana. Główny bohater z ironią opisuje rzeczywistość PRL, jest wobec niej bardzo krytyczny. Jednak czy ten głos również nie jest podszyty fałszem? Pochodzi w końcu od beneficjenta tego systemu…



Powieść Tyrmanda to fascynująca wycieczka po odradzającej się Warszawie. Tytułowe życie towarzyskie kwitnie w najlepsze. Odwiedzamy bary, kawiarnie, domowe rauty, na stole wódka, flaczki i nóżki w galarecie a w głośnikach jazz. W tym wszystkim słyszymy rozmowy pisarzy, filmowców, dziennikarzy – ludzi na poziomie. W teorii wszystko ku chwale Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, w praktyce korupcja, układy i walka o co lepsze kąski.



Autor był bardzo dobrym obserwatorem rzeczywistości, jego opisy życia w PRL są naprawdę wnikliwe i ciekawe. Dla mnie osobiście jest to okres mało znany. Mam wrażenie, że jest on zbyt nowy, żeby traktować go jako historię a jednak zbyt odległy, żeby takie opowieści wynosić jeszcze z domu. Starsze pokolenia powiedzą „nie ma o czym opowiadać, wtedy nic nie było”. Faktycznie, z jednej strony było to życie w ciągłym niedostatku, gdyż możliwości importu były ograniczone, z drugiej kwitła ludzka pomysłowość, więzi społeczne wyglądały zupełnie inaczej niż dziś i tym właśnie bogate były te lata.



Lubię sposób pisania Tyrmanda – bezpośredni, kąśliwy, ironicznie puentujący. Bezlitośnie obnaża słabości ludzkie i siebie również nie wynosi na piedestał. Barwnie opisuje z pozoru szarą rzeczywistość i robi to na tyle dobrze, że dla czytelnika wydaje się ona być czymś naprawdę fascynującym. Jak dotąd z zainteresowaniem przeczytałam wszystkie jego książki. „Życie towarzyskie i uczuciowe” szczerze polecam zarówno fanom dobrej literatury jak również historii PRL - wszystkie zdarzenia i postaci mają wszakże odwzorowanie w biografii autora.

  Emaleth

Tytuł: Życie towarzyskie i uczuciowe

Autor: Leopold Tyrmand

Data wydania: 2021-09-29

Wydawca: Wydawnictwo MG

ISBN: 978-83-7779-742-6

Leopold Tyrmand - Tyrmand Warszawski

 

Leopold Tyrmand jest już w polskiej literaturze i publicystyce postacią kultową. Dzięki wydawnictwu MG możemy powracać do jego najznamienitszych dzieł, ale też poznawać całkiem nowe, jak ta publikacja.



Tyrmand był miłośnikiem Warszawy, nic więc dziwnego, że wiele jego powieści powstało z akcją osadzaną właśnie w tym mieście. Ale zadziwiający jest fakt, jak wiele felietonów Tyrmand napisał właśnie o tym mieście. Niektóre z nich pisane wprost dla uwielbienia Warszawy, która po 1945 odradza się jak Feniks z popiołów. Dziś, akurat tak się złożyło, że mogę tę recenzję napisać w 77 rocznicę Powstania Warszawskiego.



Tyrmand urodził się w Warszawie i choć olbrzymią część swojego życia przeżył za granicami naszego Państwa to tu zostało jego serce. Nie w Polsce, bo jej miał wiele do zarzucenia, ale w Warszawie, w której pokładał tyle nadziei.



Felietony Tyrmanda zamieszczone w zbiorze "Tyrmand Warszawski" to zbiór jest tekstów z trzech czasopism: Przekroju, Tygodnika Powszechnego i Stolicy, które ukazywały się począwszy od 1948 roku aż przez osiem kolejnych lat.



Warszawa w 1948 roku jest jeszcze spowita zgliszczami powojennych działań, jednak śledząc felietony Tyrmand w tej publikacji można zauważyć jej odbudowę i to nie wcale powolną. Zaskakujące tempo rozwoju Warszawy ukazane na łamach tych czasopism zachwyca. Warszawa staje się miastem dążącym do potęgi zachodnich państw. Pojawiają się blokowiska i bilbordy na budynkach sklepów i restauracji. Wszystko to wprowadza powiew absolutnie dotąd nieznanej świeżości. Na ulicach królują trolejbusy i taryfy. A wszystkim tym zachwyca się Leopold wprawnie okraszając swoim jak zawsze cennym komentarzem i niebywale lekkim piórem.

Aż wstyd mi, że musze się przyznać do tego, że Tyrmanda za pierwszym razem nie polubiłam, zbyt wcześnie sięgając po "Złego", jednak odkąd wydawnictwo MG wypuściło na rynek serię książek Tyrmanda, to każdą z nich chłonę jak gąbkę zupełnie zmieniając swoją dotychczasową wizję o autorze.



"Tyrmand warszawski" to zbiór niesamowicie trafnych felietonów wspaniałego pisarza. W publikacji znajdziecie opis zaangażowania setek ludzi w odbudowę Warszawy. Pisarz przekonany o jej niezłomności i pełen wiary w to, że Warszawa dorówna zachodnioeuropejskim miastom, byłby dziś dumny, że stolica nadal rośnie i z każdym dniem staje się miastem obywateli świata. A dziś w rocznicę Powstania Warszawskiego tym bardziej zachęcam do sięgnięcia po tę lekturę.



Moja ocena: 8/10

Zrecenzowała Klaudia Cebula

 

Leopold Tyrmand - Zły




Mówi się, że Zły, Leopolda Tyrmanda jest jednym z najznamienitszych kryminałów powstałych w okresie Polskiej Republiki Ludowej i obsadzony w jej realiach. Jednych zachwyca, innych wręcz nóży. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że jest książką niezwykłą i tak różniącą się od dzisiejszych powieści kryminalnych, że nie wszyscy potrafią się w tym odnaleźć. A jak było ze mną?



Wydawać by się mogło, że w powojennej Warszawie wszystko wraca do względnej normy. Ludzie starają się otrząsnąć z tego, czego byli świadkami oraz odbudować własne życie. Niestety szerzące się bandyctwo i nieudolność policji spędza sen z powiek niczemu winnym mieszkańcom stolicy. Na całe szczęście pojawia się ktoś, komu niestraszny zbrodniczy półświatek, ktoś wrażliwy na krzywdę innych. Blady strach pada na wszelakich oprychów spod ciemnej gwiazdy i bandziorów. Kim jest „Zorro”? Tego spróbują dowiedzieć się redaktor Edwin Kolanko, doktor Witold Halski, porucznik Michał Dziarski oraz wszyscy ci, którym Zły nastąpił na odcisk.



Szczerze mówiąc byłam przerażona, gdy dostałam Złego do recenzji, ponieważ nie spodziewałam się takiego tomiszcza – zupełnie niesłusznie. Historia przedstawiona w powieści wciąga chociaż, w niektórych momentach męczy rozległymi opisami, których jest naprawdę bardzo wiele. Od pierwszych stron widać jak na dłoni przewiązanie autora do Warszawy. Jednak nie jest to tylko i wyłącznie uwielbienie. Czytelnik dostrzeże jej jasne i ciemne strony, które Tyrmand szczegółowo wylicza, a dzięki temu będzie w stanie bez problemu przenieść się oczami wyobraźni do miejsc tak istotnych w powieści i poznać ten rewelacyjnie przedstawiony świat.



Złynie jest historią stricte kryminalną. Nakłada się na tę książkę zarówno gatunek sensacyjny jak i romans, chociaż nie jest on przytłaczający – na całe szczęście. Uwagę zwraca także język, którym posługuje się autor – bez górnolotności za to z warszawską gwarą i humorem podszytym niekiedy ironią. Zauważyć można, że niektóre wyrażenia są obecne także w dzisiejszym slangu młodzieżowym, a szukanie ich może stanowić niezłe wyzwanie.



Jeśli chodzi o samego Złego – jest to postać niezwykle złożona i skomplikowana, ale dzięki temu jaki jest, naprawdę nie sposób go nie polubić. Współcześnie pewnie byłby BrucemWaynem (a przynajmniej tak go sobie wyobrażam), ponieważ Batman również miał na pieńku z policją ponieważ sam wymierzał sprawiedliwość we własnym mieście.



Czy Zły tak naprawdę był zły? To kochani czytelnicy sami musicie stwierdzić.





#literaturapiękna#kryminał


 

Tytuł: Zły

Autor: Leopold Tyrmand

Data wydania: 2021-03-30

Wydawnictwo: MG

Liczba stron: 776

ISBN: 9788377796924

Moja ocena: 9/10



Za możliwość zrecenzowania powieści dziękujemy wydawnictwu MG

 

Leopold Tyrmand - Cywilizacja komunizmu

Leopold Tyrmand - Cywilizacja komunizmu

 


Jedna ze złych rzeczy, które wyrządzono ludzkości

Leopold Tyrmand w mojej pamięci zapisał się jako autor kultowego polskiego kryminału. Pamiętam, że podchodziłam do przeczytania "Złego" dwa razy. Najpierw jako nastolatka, co zakończyło się fiaskiem. Ale później, gdy minęło kilka lat, już zupełnie świadoma, czego mogę się spodziewać usiadłam do "Złego" i naprawdę mnie pochłonął.

O tym, że autor pisał też inne formy literackie dowiedziałam się niedawno, gdy wydawnictwo MG (znane z tego, że wydaje klasykę w nowych ciekawszych szatach graficznych) wypuściło na rynek właśnie kilka książek Tyrmanda.

"Cywilizacja komunizmu" nie jest zatem nowością wydawniczą. Zresztą sam Tyrmand nie żyje już od 36 lat. Jednak przed przeczytaniem całej publikacji warto sięgnąć do biografii pisarza. Jednym z najważniejszych faktów jest ten, że urodził się w rodzinie zasymilowanych Żydów. Gdy wybuchła II Wojna Światowa Leopold miał 20 lat. Jego rodziców wywieziono do Majdanka, ojciec stracił tam życie a matka po wojnie wyjechała do Izraela. Leopold był młodym chłopcem, bez ukształtowanych poglądów politycznych. Wychowywał się w liberalnej rodzinie, gdzie nikt nie głosił antyrosyjskich haseł. Za namową przyjaciół rozpoczął pracę dla komunistycznej prasy. Jednak wkrótce potem został aresztowany przez NKWD za udział w organizacji niepodległościowej.

Być może te zdarzenia przyczyniły się do tego, że Tyrmand szczerze zaczął nienawidzić komunizmu i uważał ten ustrój za najgorsze zło świata. Takie tłumaczenie świata zawarł we wstępie do książki "Cywilizacja komunizmu" niejako tłumacząc się ze swojej nienawiści.

Książka jest świetnym obrazem komunizmu i czasów komunistycznej polski. Układa się w chronologiczną całość, gdyż Tyrmand opisuje komunizm przez wszystkie stany - np. zaczyna tym, jak wyglądała ciąża i poród w czasie komunizmu (w rozdziale "Jak się urodzić"), a kończy śmiercią w rozdziale "Jak umrzeć".

Nie chciałabym bardzo spojlerować w tej recenzji, gdyż od samego początku książka zawiera wiele cennych informacji i wszystkie przekazane przeze mnie zepsułyby wam możliwość odkrywania tego, co w komunizmie szokuje, co jest tam absurdalne, że na pozór śmieszne.

Najbardziej o wartości tej książki przekonuje mnie to, że Tyrmand zakłada, że nie napisał jej dla ludzi, którzy w komunizmie się wychowali. Napisał ją dla tych, którym komunizm jest obcy. I choć miał na myśli ludzi z zachodu, to wspaniale wpisał się we współczesność. Ja nie znam komunizmu - znam go tylko z opowieści rodziców i dziadków. A dzięki Tyrmandowi mogłam tę wiedzę poukładać, uzupełnić.

Wiecie jak to jest z tego typu książkami? Ich autorzy już nie żyją. Nasi dziadkowie, rodzice, którzy żyli w tych czasach (bardziej mam tu na myśli czasy II Wojny Światowej, ale niedługo będziemy mogli to samo powiedzieć o komunizmie) powoli zabierają część historii do grobów. A takie książki jak ta są świadectwem obnażającym to, co złe i nieludzkie.


Moja ocena: 8/10

Zrecenzowała Klaudia Cebula

 

Leopold Tyrmand - Zielone notatniki

Leopold Tyrmand - Zielone notatniki



„Zielone notatniki” są pozycją wyjątkową. Tytułowe notatniki znalezione zostały u Barbary Hoff, drugiej żony Tyrmanda, w roku 1967, czyli dwa lata po wyjeździe pisarza do Stanów Zjednoczonych, podczas rewizji przez Służby Bezpieczeństwa obok wielu innych materiałów powiązanych z osobistościami niemiłymi dla oka ówczesnego reżimu. Z pewnością mamy tu do czynienia z czymś innym niż „Dziennik 1954”. W przeciwieństwie do wspomnianej wyżej pozycji, to luźne zapiski obejmujące krótkie rozmyślania, robocze notatki dotyczące nieukończonej przez Tyrmanda powieści o poruczniku Stukułce, refleksje ocierające się o mizoginizm (dla mnie najbardziej szokujący fragment), a także mnóstwo cytatów, fragmentów artykułów – czy to zapisanych odręcznie, czy też pierwotnie wklejonych w postaci wycinków.

Okładka – zielona. A jakże! Twarda oprawa i złota czcionka – wydawnictwo MG znowu postarało się, żeby książka wyglądała z klasą. W środku znajdziemy także wiele rycin,

na których widać odręczne pismo Leopolda Tyrmanda, pokrywających się niejednokrotnie z wydrukowanymi treściami.

Myślę, że pozycja ta jest skierowana przede wszystkim do miłośników twórczości Leopolda Tyrmanda, którzy chcą poznać pisarza jeszcze głębiej, zajrzeć do jego warsztatu literackiego, podążyć jego procesami myślowymi. Na pewno nie nadają się na pierwszy kontakt z jego twórczością. Podsumowując : „Zielone notatniki” należy traktować zdecydowanie jako ciekawostkę, która ładnie prezentuje się na półce obok pozostałych utworów pisarza, niż jako autonomiczny twór.

 slyha


Tytuł: „Zielone notatniki”

Autor: Leopold Tyrmand

Data wydania: 2020-10-14

Liczba stron: 250

Wydawnictwo: MG

ISBN: 9788377796603

Leopold Tyrmand - Dziennik 1954

Leopold Tyrmand - Dziennik 1954



„Dziennik 1954” Leopolda Tyrmanda wpadł mi w ręce niedługo po lekturze „Złego”. Choć jest pozycją obszerną, bo liczy ponad sześćset stron, obejmuje okres jedynie od stycznia do początku kwietnia 1954 roku. Dlaczego autor zdecydował się zawiesić pisanie dziennika? Właśnie dlatego, by móc poświęcić się pracy nad swoim najbardziej znanym dziełem, kultowym kryminałem z czasów PRL-u.


Warto na wstępie pochwalić Wydawnictwo MG za to, w jakiej formie podany zostaje nam dziennik. Miła dla oka okładka, twarda oprawa – książka znakomicie prezentuje się na półce. Jest to wydanie ilustrowane. W niemal każdym rozdziale znajdziemy zdjęcia pochodzące z rodzinnego archiwum MarryEllen Tyrmand, trzeciej i ostatniej żony pisarza, fragmenty bądź też całe artykuły Tyrmanda dla Przekroju i Tygodnika Powszechnego, materiały z Narodowego Archiwum Cyfrowego i innych źródeł, które są przejrzyście wymienione na końcu książki wraz ze stronami, na których zostały wykorzystane. Owe obrazy – wnętrza kawiarni w latach, o których pisze autor, przystanki autobusowe i wszechobecne błoto, najruchliwsze ulice Warszawy, potańcówki, zdjęcia czy to samego Leopolda, czy to osób, które pojawiają się na kartach dziennika – stanowią doskonałe uzupełnienie słów.

Jak pisze Tyrmand, dziennik jest dla niego namiastką twórczości. Wie, że w obecnej sytuacji politycznej nie ujrzy on jednak światła dziennego w ojczyźnie. Z jego kart bije obraz człowieka z rozgoryczonego niemożnością funkcjonowania na swoich zasadach, wściekłego na cały otaczający go system, buntownika, który prędzej umrze z głodu niż zrobi coś przeciwko sobie, niż stanie się aparatczykiem, jakkolwiek zdradzi swoje ideały. Autor prowadził aktywne życie towarzyskie. Oczywiście, nie ze wszystkimi osobami, które wspomina w dzienniku, było mu po drodze światopoglądowo. Czasem ocenia innych zbyt łatwo, innym razem stara się znajdować jakieś usprawiedliwienie dla czerpiących korzyści z bratania się z komunistami. Jednak, jeśli Tyrmand kogoś szanuje, wielokrotnie to podkreśla. Widać, jaką sympatią, niemal podziwem darzy wielokrotnie wspominanego tu, ciężko przędącego i chwytającego się rozmaitych zajęć Zbigniewa Herberta, a jednym z najciekawszych wątków jest jego przyjaźń ze Stefanem Kisielewskim, nieraz burzliwa, ale dla obu stron bardzo rozwijająca. To właśnie Kisielowi Tyrmand dedykuje Dziennik 1954.

Najmocniejszą stroną publikacji jest to, że Tyrmand, choć dużo czasu poświęca na introspekcje, nie użala się nad sobą, ani nie stara się wybielić. Oprócz zalet jak inteligencja i obycie, ma także wiele wad, których jest świadomy. Dobitnie widać to, gdy zdradza Bognę, swoją niepełnoletnią kochankę, z którą tkwi w osobliwym związku, choć wcześniej kilkukrotnie wspomina o tym, że nie chce jej skrzywdzić. Jest człowiekiem znającym swój potencjał, który znalazł się w miejscu i czasie, w którym nie chce być, ale ten gorszy czas jest okresem przejściowym, z którego stara się wyciągnąć jakieś wnioski. Popełnia błędy, ale dzięki nim w oczach czytelnika jest po prostu ludzki i może dlatego jego zapiski są tak autentyczne.

Wspomnę tu jeszcze o filmie sprzed roku, mianowicie o „Panu T.z Pawłem Wilczakiem w roli głównej. Nie będę rozwodzić się nad kontrowersjami związanymi z własnością intelektualną, jakie wynikły przy okazji premiery tego filmu. Czerpie on bardzo mocno z „Dziennika 1954””, nie można temu zaprzeczyć. Jedna z pierwszych scen filmu, w której podczas potańcówki tytułowy Pan T. spotyka w toalecie Bieruta i obsikuje nogawkę spodni niczego nieświadomemu pierwszemu sekretarzowi, to chyba najdoskonalszy opis stosunku Leopolda Tyrmanda do komunistów. Korzystając z okazji, gorąco polecam!

Dziennik czytało mi się równie dobrze jak wciągającą powieść. Stanowi doskonałe źródło wiedzy dla kogoś takiego jak ja, kogoś, kto nie zaznał na własnej skórze klimatu Polski Ludowej, a oprócz tego jest mocno zakorzeniony w realiach Warszawskich, podobnie jak Zły. Rekomenduję lekturę w odwrotnej kolejności, niż zrobiłam to ja, tj. najpierw Dziennik 1954, dopiero potem Zły. Myślę, że taki układ może dać o wiele lepsze zrozumienie realiów, które opisuje autor w swojej powieści. Zachęcam, zwłaszcza, że rok 2020 jest rokiem Leopolda Tyrmanda.

  Autor recenzji: slyha

Tytuł: „Dziennik 1954”

Autor: Leopold Tyrmand

Data wydania: 2020-10-14

Liczba stron: 640

Wydawnictwo: MG

ISBN: 9788377796313