Pokazywanie postów oznaczonych etykietą musical. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą musical. Pokaż wszystkie posty
Wicked - recenzja filmu

Wicked - recenzja filmu

 


Wicked nagrodzono Złotym Globem za największe osiągnięcie finansowe ubiegłego roku.


Film opowiada historię początków 'kariery w zawodzie' czyli czasy szkolne dwóch czarownic-przyjaciółek. Owoc zdrady matki, urodzona z zielonym kolorem skóry Elfaba, nie jest kochana przez ojca. Gubernator wszelkie swoje rodzicielskie uczucia przelał na jej młodszą siostrę Nessarozę. Gdy odwożą tę ostatnią do szkoły magii, jedna z profesorek zauważa talent zielonoskórej dziewczyny i udaje jej się przyjąć w poczet uczniów obie siostry (pierwotnie do Uniwersytetu Shiz miała uczęszczać tylko Nessaroza). Tak rozpoczyna się nowy etap w życiu, który ma doprowadzić do opanowania magicznych zdolności i spotkania z tajemniczym, wielkim Czarnoksiężnikiem z Oz... tylko jak wytrzymać z przesadnie kochającą róż współlokatorką?


Do klasyki z Dorotką i strachem na wróble (Czarnoksiężnik z Oz z 1939 roku) nowatorskiemu Wicked daleko. Jest to łagodna inspiracja pierwowzorem, a raczej osadzenie w tym samym uniwersum historii nieco naciąganej, ale przyjemnej w odbiorze.


Obraz, świadomie, przerysowany, atakujący widza feerią barw, ogląda się przyjemnie. Nie sposób nie docenić scenografii, kostiumów i charakteryzacji (zrobiła to także Akademia, przyznając nominacje do Oscara w tychże kategoriach oraz za dźwięk, montaż i efekty specjalne).


A skoro mowa o potencjalnych nagrodach, warto wspomnieć o szansach dla odtwórczyni głównej roli - Cynthii Erivo, oraz drugoplanowej Ariany Grande, która swoją aparycją nieco skradła show.


Niedocenioną przy Oscarach, a moim zdaniem zagrała całkiem przyzwoicie - do tego intrygującą postać - pozostaje gwiazda Wszystko, wszedzie, naraz (najlepsza rola pierwszoplanowa w 2022 roku), Evelyn Wang. To właśnie ona uczy główną bohaterkę lewitacji i innych magicznych sztuk na prywatnych lekcjach (co jest obiektem zazdrości współlokatorki - Grande) i w charakteryzacji przywodzi na myśl Meryl Streep w Diabeł ubiera się u Prady. Poczet aktorów znanych i lubianych zamyka Jeff Goldblum, jako ekscentryczny Czarnoksiężnik, a usłyszymy jeszcze uroczo podkładającego głos pod kozła-profesora, Perena Dinklage (przełomowa dla kariery kreacja w Grze o Tron).


Jest magicznie i kolorowo, rozbrzmiewają przyzwoite, wpadające w ucho piosenki, to pełnoprawny musical z tańcem synchronicznym w pakiecie. Nie płytki bynajmniej. Znajdziemy sporo moralizowania: unikania dyskryminacji z powodu koloru skóry (który tylko symbolicznie jest zielony), czy niepełnosprawności (Nessaroza porusza się na wózku). Film podejmuje trudne tematy prawa do wolności (odebranie zwierzętom możliwości mówienia i nauczania i zamykanie ich w ciasnych klatkach). Ślepo pędzącej 'psychologii tłumu' wreszcie, gdzie zbiorowe i bezmyślne podążanie za trendem czy uprzedzeniami (szczególnie wśród młodych) owocuje potężnym hejtem. Poza tym sporo w nim zwyczajnej nastoletniej dramy - pierwsze bale, miłości, przyjaźnie. Na plus można zapisać także niejednoznaczne, dynamicznie rozwijające się postacie. Ktoś początkowo samolubny okazuje się empatyczny, a dobry - przebiegły.


Na pierwszy rzut oka produkcja to taka podrasowana wersja Charlie i fabryka czekolady z 2005 roku. Wizualnie wygląda podobnie. A dźwiękowo? O wiele lepiej. I polecam oglądać w oryginalnej wersji. Rozpoczęłam z polskim dubbingiem i wytrzymałam ledwo pięć minut. Akustycznie to zupełnie różne doświadczenia z jednoznacznym wskazaniem na orginał.


Zabrakło natomiast choć jednej na tyle wiodącej piosenki, by stała się hitem. W końcu mamy do czynienia z musicalem, a w tej kategorii nominacji do Oscara brak. Watpię również by film zgarnął najważniejszą z nich, gdyż konkurencja jest zbyt mocna. Chyba, że czeka nas niespodzianka? Przekonamy się już za tydzień.


Rozczarowujace dla mnie prywatnie jest to, że Wicked to dopiero pierwsza część. Nie udało się zamknąć historii w 2h40min. Ale to plaga współczesnego kina... Reasumując, oceniam produkcje na mocne 7/10 i czekam na drugą część. 


Zrecenzowała: zielony_motyl

Fot. Filmweb

"Emilia Perez" - recenzja filmu

"Emilia Perez" - recenzja filmu


Emilia Perez rozbiła tegoroczny oscarowy bank – trzynaście nominacji! Do tego zgarnęła już 4 Złote Globy! Zapraszam do przedpremierowej recenzji.

Film zadebiutuje w Polsce oficjalnie 28 lutego, jednak już teraz można obejrzeć go w wielu kinach (zazwyczaj na pojedynczych seansach).

Tytułowa bohaterka to kobieta transpłciowa. Przez lata żyła jako Manitas, baron narkotykowy i meksykański mafiozo. Dorastała w przemocowym środowisku i niejako nie miała wyjścia – musiała wpasować się w zastane ramy, albo zginąć.

Rita jest prawniczką na początku kariery. Już teraz zdominowana przez patriarchat, nie ma większych szans na własną kancelarię, choć haruje za dwóch. To do niej Emilia zwraca się o pomoc. Pomoc w przejściu tranzycji, zniknięciu z przestępczego świata i rozpoczęciu życia w zgodzie z własną tożsamością. Pieniądze nie grają roli dla Perez, dla Rity są wytrychem do zaistnienia w świecie mężczyzn i zdobycia należnego uznania. Godzi się więc na tę szaloną przygodę.

Zaskakującym faktem jest, że film to musical pełen intrygujących piosenek (zgarnął Złoty Glob i za pojedynczy utwór, i za całokształt historii – w dwóch kategoriach; nagrodzono też Zoe Saldanę jako aktorkę drugoplanową). Początkowe wykonania przypomniały mi o świetnym polskim spektaklu 1989 (wystawianym w Teatrze Słowackiego w Krakowie) – podobne zbiorowe śpiewy, podszyte polityką.

Tej ostatniej jest w produkcji sporo. Rita, mimo że pracuje ponad normę, nie jest doceniana. To jej szef-obibok zgarnia wszystkie zachwyty, ona jako czarna kobieta nie ma szans, aby zaistnieć w branży, o szacunku nie wspominając. Rasizm, feminizm, nierówność klasowa przewijają się w filmie cały czas. Zaskakująco mało jest… transfobii – oczywiście Emilia musi upozorować własną śmierć, bo kartel nie wybacza. Jednak morduje też z błahych powodów. Nie ma bezpośrednich scen wymierzonych w Perez.

Brutalizm jest tutaj gdzie indziej. To mafia zabiera matkom synów, ucina palce, zakopuje zwłoki w masowych grobach nie do odnalezienia. I taką właśnie misję wymyśla sobie Emilia – chce zadośćuczynić pokrzywdzonym w przeszłości. Nawrócenie moralne i odkupienie win są ważnym elementem filmu.

Niemniej istotnym jest rodzicielstwo – Perez ma dwóch synów i musi ich opuścić, aby być sobą. Miota się jednak, tęskni, nie może być ojcem, którego pamiętają, wybiera więc bezpieczną rolę cioci.

Sam proces tranzycji został (od strony medycznej) potraktowany dość pobieżnie, natomiast mentalnie jest rozbudowany. Wielka w tym zasługa aktorki, Karli Sofii Gascon (pierwszej w historii kobiety transpłciowej nominowanej do Oscara). 

Oj wiele wody upłynęło od czasu kreacji Hilary Swank w filmie Nie czas na łzy (1999). Pomijając fakt, że rolę męską grała kobieta, obraz opowiadał o brutalnym mordzie z nienawiści, gdy sekret bohatera został odkryty. Emilia Perez natomiast to mainstreamowy film, w którym nikt nawet nie ocenia postaci. Ma wsparcie i akceptację – czy dzięki pieniądzom? Na to pytanie odpowiecie sobie udając się na seans. Warto zdecydowanie! 

Szykują się Oscary przełomowe. Jak te z nominacjami do Tajemnicy Brokeback Mountain (2005). Wówczas także przełamywano schematy: kowboje-geje. Dziś mamy transpłciową kobietę na czele kartelu. Ile nagród zgarnie? Zobaczymy na ile Hollywood jest gotowe…

Długo można by się rozpisywać o zaletach tej produkcji, ale najlepiej po prostu wybrać się do kina i wyrobić sobie zdanie. To film o kobietach (nie powstydziłby się go Pedro Almodovar): transpłciowych, wykorzystywanych, porzuconych, matkach, przyjaciółkach, kochankach – które chcą być zauważone, usłyszane, kochane. To film (jak cała sztuka świata zresztą) o miłości – wszelkich jej odcieniach. Ja się w trakcie seansu zakochałam (czego i Wam życzę) – zasłużone 10/10!


Zrecenzowała: zielony_motyl

Fot. Filmweb