Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Znachor. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Znachor. Pokaż wszystkie posty

Michał Śmielak - Znachor


 

„Znachor” to mocny debiut Michała Śmielaka. Jest krwiście, brutalnie, a trup ściele się gęsto.

 

Głównym bohaterem jest Krzysztof, student historii. Mimo młodego wieku, musi zmierzyć się z bolesną i niewyobrażalnie trudną diagnozą - ma guza mózgu. Nieoperacyjnego glejaka, który już daje pierwsze objawy. Leczeniem zaś zajmuje się onkologiczna sława krajowa, profesor Radziszewski i informuje go, iż pozostało mu około pół roku życia.

 

Krzysztof przypadkiem natrafia na wywiad telewizyjny, który naprowadza go na tajemniczego uzdrowiciela. Postanawia w myśl zasady „nie mam nic do stracenia”, wysłać do niego nieco żartobliwego maila. W efekcie zamieszkuje w domu znachora i rozpoczyna terapię.

 

Tymczasem równolegle, ktoś morduje kolejne osoby związane z branżą ezoteryczną. Uzdrowiciele i zielarki nie mogą się czuć bezpiecznie. Mało tego, ktoś upodabnia zbrodnie do historycznych, z czasów polowania na czarownice. Dzięki temu książka jest niezwykle klimatyczna, a zafundowanie głównemu bohaterowi profesji związanej z historią, gwarantuje czytelnikowi ogromną dawkę wiedzy o przeszłości naszych ziem. Same smaczki, nie nudne wykłady.

 

Książka jest naprawdę sprawnie napisana i jak na debiut, budzi spore wrażenie. Z racji objętości (ponad 500 stron) raczej nie skończymy jej za jednym zamachem, zwłaszcza że dialogi są mocno przeplatane wywodami myślowymi i rozważaniem bohaterów. To nie wada, nie jest bynajmniej nudno, a całości dodaje to tylko odpowiedniej, nieco mrocznej, przyprószonej kurzem atmosfery.

 

Można się przyczepić, że powieść wydaje się nieco nierealna. Krótko mówiąc, wyobrażenie sobie logistyki wydarzeń wydaje się bardziej bolesne niż szczegóły kolejnych zbrodni. Ale także tego nie traktuję jako minusa. Z prostego powodu: mam słabość do książek o seryjnych mordercach. I filmów, a tutaj jest niczym u „Zodiaka” i w thrillerze „Siedem” - po prostu bardzo, ale to bardzo klimatycznie.

 

Znajdziemy też w książce, nieco zawoalowany wątek miłosny. Autor na końcu zdradza, że pierwotnie zabierał się za pisanie romansu, a trupy wyskoczyły Mu z szafy tak przy okazji. I dobrze się stało!

 

Minimalnie „Znachor” bywa przewidywalny, ale tylko odrobinkę i nie w wypadku głównej intrygi. Na szczęście mamy taką mnogość bohaterów i wydarzeń, zwrotów akcji, że Autor z powodzeniem wodzi czytelnika za nos. A komplikacji śledztwa oraz samej historii nie powstydzili by się pisarze z czołówki bestsellerów New York Timesa.

 

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wszystkim parającym się piórem takich debiutów. Na końcu książki znajdziemy też informację, że Śmielak ostrzy sobie pazurki na kontynuację. Jak ich nie lubię, tak jestem za, bo mimo rozwikłania wielu wątków, znalazło tu miejsce dla siebie otwarte zakończenie. Potencjał jest, warsztat jest, nic tylko pisać... i czytać!



Zrecenzowała: Maria Piękoś

  

Tytuł: Znachor

Autor: Michał Śmielak

Data wydania: 2021-03-18

Liczba stron: 528

Wydawca: Initium

ISBN: 9788366328501

[WYWIAD] Michał Śmielak - Znachor

[WYWIAD] Michał Śmielak - Znachor

 


O tym, jak napisać powieść, "Znachorze" i swojej kolejnej powieści - Michał Śmielak w rozmowie z Aleksandrą Woźniak.


„Znachor” miał w pierwotnej wersji być romansem...





Miałem pomysł na historię, w której główny bohater przyjeżdża na leczenie do znachora i zakochuje się w jego żonie. Powstaje więc dylemat, bo z jednej strony ją kocha, a z drugiej boi się o swoje zdrowie, bo uzdrowiciel jest w stanie cofnąć efekty terapii. Później spojrzałem na to i pomyślałem: jakie to jest nudne i bez sensu! W kryminał przerodziło się przypadkiem, ale stwierdziłem, że to się świetnie pisze.



Skąd więc pomysł na kryminał?



Końcówka „Znachora” jest wzorowana na zapisie autentycznej rozmowy dziennikarzy śledczych TVN z prawdziwym znachorem.. To właśnie ta rozmowa mnie poruszyła. Pomyślałem sobie: jakbym ja był w takiej sytuacji, to bym dziada zarąbał. Później wpadło mi to głowy, że to nie jest głupi pomysł na książkę: facet się wkurza i mści na uzdrowicielach. Niektóre pomysły powstawały już w trakcie pisania.



Ale droga od napisania do wydania była długa...



Wysyłałem książkę do wydawnictw, ale nikt nie odpisał, oprócz vanity. Tego maila wciąż trzymam na pamiątkę. Później trafiłem na wydawnictwo, gdzie propozycje oceniano zbiorowo: każdy z trzech recenzentów dawał 1-3 punktów, jeśli książka zdobyła 8-9, wydawnictwo decydowało się na publikację. Moja dostała 8. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale to mi dało kopa: jeśli trzem osobom z branży się podobało, to czemu by nie słać dalej. Później przeczytałem „Zwierza” Piotra Kościelnego. Spodobało mi się, że nie jest to typowy kryminał. Wysłałem więc propozycję do jego wydawcy, czyli Initium.



Jeśli chodzi o pisanie, jesteś zupełnym samoukiem – nie brałeś udziału w żadnych kursach, nie uczyłeś się teorii. W jaki sposób pracujesz nad warsztatem?



Jedynym kursem pisania była dla mnie książka Stephena Kinga „Pamiętnik Rzemieślnika”. To mnie nauczyło najważniejszej rzeczy: nie ma czegoś takiego jak wena. Po prostu siadasz i piszesz. O tym samym mówi syn Kinga, Joe Hill, w posłowiu zbioru „Gaz do dechy” - to posłowie jest właściwie najlepsze w całej książce. Hill mówi: pisz 3 strony dziennie, to po 100 dniach będziesz miał 300-stronową książkę. I tak właśnie robię, niezależnie od tego, jaki mam humor i jak się czuję.



Inspirujesz się twórczością innych pisarzy?



Czytam tylko kryminały, ale staram się nie podkradać pomysłów, tylko techniki. Na przykład u

Katarzyny Puzyńskiej podpatrzyłem cliffhangery, czyli kończenie rozdziału tak, żeby czytelnik chciał czytać następny. Później dodawałem to w kilku miejscach w „Znachorze”. Podobne zabiegi są też opisane w książce „Jak napisać scenariusz filmowy”, z której często korzystam. Od trzech lat miałem też pomysł na scenariusz filmowy. Wreszcie ułożył mi się w głowie – to będzie historia o gangsterze, który rzuca wszystko i wyjeżdża w góry, gdzie mierzy się ze swoją przeszłością. Ostatecznie powstanie jako powieść, już nad nią pracuję.



Masz wszystko zaplanowane ze szczegółami czy po prostu siadasz do pisania, a historia zaczyna żyć własnym życiem?



Kiedyś Katarzyna Bonda powiedziała w wywiadzie, że nie da się napisać kryminału nie mając szczegółowego planu (chociaż ostatnio widziałem, że się z tego wycofała i deklaruje, że pisze bez). Pomyślałem sobie wtedy: Michał, ty nigdy nic nie napiszesz, ty nie umiesz zrobić planu. Najczęściej mam ogólny pomysł, np. w kontynuacji „Znachora”wiem, ile ma być trupów, wiem, kto zginie, jak się skończy, znam postacie. A co się stanie po drodze – rożnie bywa. Na pewno będzie bardziej filmowy i pościgowy niż moja kolejna książka - „Kościół Chrystusa Mściwego”. Nad biurkiem mam tablicę, a na niej rozpisaną fabułę strzałkami co się będzie działo. Widzę, gdzie trzeba dołożyć mocniejszy akcent, a gdzie zwolnić tempo.



„Znachor” wymagał sporo researchu. Zarówno historycznego, jak i dotyczącego pracy policji.



Co do pracy policji, pomagał mi pisarz Piotr Kościelny, który pracuje jako detektyw. Miał napisać blurba, ale zaznaczył, że nie poleci „Znachora”, dopóki nie przeczyta i mu się nie spodoba. Poradził mi w wielu kwestiach, np. jaki model pistoletu mógł mieć Kwasek, bazując na okresie, kiedy służył w milicji. Z kolei wśród znajomych mam między innymi prokurator, strażaka, operatora filmowego. Zadawałem im dziwne pytania, np. jaki sprzęt do łapania dzikich zwierząt posiada straż pożarna, jak w żargonie mówi się na trupy po pożarze, jak wysoko może polecieć dron, żeby uchwycić biegnącego człowieka. Na pewno znajdą się nieścisłości, a czasem nagina się jakieś fakty. Wiadomo, że podczas akcji policjanci muszą mieć kamizelki kuloodporne – ale przecież wszystko może się zdarzyć, prawda?



Zarówno „Znachor” i jego kontynuacja, jak i twoja kolejna powieść - „Kościół Chrystusa Mściwego” poruszają ważne społecznie tematy: fałszywi uzdrowiciele, sprawiedliwość, samosąd, rozliczenie Kościoła z własnymi grzechami. Czy uważasz, że w książkach powinno się poruszać istotne kwestie, czy to po prostu ciekawy punkt wyjścia do rozrywki?



Uważam, że kryminał jest świetnym miejscem, żeby pokazywać takie problemy. Ja na przykład lubię książki historyczne, ale chętniej niż po rozprawę filozoficzną o kwestii winy i kary w Kościele, sięgnę po kryminał. To dla mnie jak przemycenie lekarstwa psu w kotlecie – coś smacznego, a równocześnie pożytecznego. Chciałbym, żeby ludzie zaczęli się zastanawiać, czy można usprawiedliwiać działania Inkwizytora? „Znachor” nie był pisany z intencją, by pokazać moralny dylemat, to wyszło niejako przy okazji. Ale takie drugie dno w powieści chyba świadczy lepiej o autorze. Zdaję sobie sprawę, że nie będę pisarzem pokroju Pilcha albo Jakuba Małeckiego, ale i ambicje nie te. Mam swoje miejsce – i to jest ok.

 AW

Michał Śmielak - Znachor




60% Polaków wierzy w jasnowidzenie, 34% w rzucanie uroków. Zawód bioenergoterapeuty można wykonywać po ukończeniu specjalistycznego kursu. Co w tym więc dziwnego, że fach uzdrowiciela ma się w XXI wieku całkiem dobrze? Zwłaszcza w sytuacjach, gdy medycyna jest bezsilna...



Dwudziestoletni Krzysiek nie jest może entuzjastą nakładania rąk i wlewów z witaminy C, ale nie ma zbyt wielkiego wyboru. Diagnoza: glejak. Nic już nie da się zrobić. Przypadkowy splot okoliczności prowadzi go do wsi pod Dubieckiem, do domu uzdrowiciela, Jakuba Wilka. Jakub proponuje mu niestandardową terapię. Nie chce pieniędzy, ale czy w życiu można dostać cokolwiek za darmo – a już zwłaszcza uratowanie życia? Choroba schodzi na dalszy plan, gdy na horyzoncie pojawia się postać seryjnego mordercy, zabijającego uzdrowicieli, zielarki, znachorów, wróżki. Egzekucje przeprowadzane są na wzór historycznych procesów oskarżonych o czary.



Chociaż autor jest zupełnym samoukiem – jak sam mówi, nie zglębiał teorii, nie uczestniczył w kursach pisania – fabuła skonstruowana jest z zachowaniem wszelkich prawideł sztuki, mam tu na myśli slynną campbellowską drogę bohatera. Unika przy tym popularnych dziś zabiegów, które oficjalnie nazywa się twistami, ja za to wolę określenie „robienie z czytelnika idioty”, czyli świadome naprowadzanie na rozwiązanie, by potem powiedzieć „Ha! To zupełnie na odwrót!”. Ale zwrotów akcji w „Znachorze” nie brak.



Chociaż zazwyczaj nie przepadam za historiami genialnych zabójców mordujących na wymyślne, brutalne sposoby, postać Inkwizytora przypadła mi do gustu. Mamy wiarygodny motyw: szarlatanom oszukującym śmiertelnie chorych należy się kara. Mamy pokręconą logikę działania: ten, kto przypisywał sobie nadnaturalne moce, zginie tak, jak dawni czarownicy. Kolejną zaletą „Znachora” jest właśnie warstwa historyczna. To doskonały punkt wyjścia dla zainteresowanych tematem procesów o czary na terenie Polski. Czy Polska naprawdę była „krajem bez stosów”? Cóż, okazuje się, że jednak nie. Autor zgrabnie wplata w powieść swoją historyczną pasję – Krzysiek studiuje historię, nic więc dziwnego, że lubi popisać się wiedzą. Szczególnie, kiedy słucha go atrakcyjna kobieta.



Nie dajcie się zwieść. Chociaż akcja na początku toczy się leniwie – dosłownie po trupach, ale wciąż leniwie – w najmniej oczekiwanym momencie przyspieszy do setki szybciej niż luksusowy merc Jakuba. 500 stron powieści przeczytałam w mniej niz dwa dni (przy okazji jeszcze prowadząc całkiem normalne życie). „Znachor” to kilka ładnych godzin świetnej rozrywki z historyczną wiedzą w tle i garścią refleksji.

 AW

Tytuł: Znachor

Autor: Michał Śmielak

Data wydania: 2021-03-18

Liczba stron: 528

Wydawca: Initium

ISBN:9788366328501