K.T. Writz "Skradzione Szepty. Wezwana"

K.T. Writz "Skradzione Szepty. Wezwana"

Kiedy tylko przeczytałam opis "Skradzionych Szeptów", wiedziałam, że to coś dla mnie, coś, co mogę pokochać. Jest tu wszystko, co lubię - magia, motyw "od zera do bohatera", mroczny, przystojny facet i wiedźmy. I mapa!

Akcja powieści rozpoczyna się, kiedy Zorya, tłumaczka starożytnych ksiąg, znajduje w pniu drzewa wołający ją naszyjnik. Tajemniczy głos mówi jej, że jest łowczynią i proponuje nowe życie - musi tylko udać się do obozu łowców, o których istnieniu nie miała nigdy wcześniej pojęcia. Zorya postanawia podjąć najbardziej szaloną decyzję w swoim życiu - bierze urlop i rusza tropem łowców, przy okazji dowiadując się też czegoś o sobie samej...

Ponad granicami pokusy. Jeszcze będę szczęśliwa - Kornelia Kochańczyk

Ponad granicami pokusy. Jeszcze będę szczęśliwa - Kornelia Kochańczyk

 

Szczęście ją kusiło. A ona dała się uwieść.

Dwudziestoletnia Melania rozwija karierę jako masażystka erotyczna. Kiedy angażuje się w romans z żonatym mężczyzną, nie podejrzewa, że wkrótce zacznie odczuwać potrzebę zmiany.

Za namową bliskich postanawia zrealizować swoje wielkie marzenie o wejściu do świata mody. Niestety, nowa ścieżka kariery okazuje się pełna trudności i niebezpieczeństw, których Melania się nie spodziewała.

Od tej chwili każdego dnia będzie musiała mierzyć się nie tylko z wyzwaniami bezwzględnej branży, lecz także z własnymi lękami, które mogą zachwiać jej poczuciem wartości.

„Ponad granicami pokusy” to emocjonująca opowieść o poszukiwaniu tożsamości, zdradzie, traumach, miłości i odwadze. Przesycona pikanterią historia, ukazująca zmysłową stronę życia – tę, która potrafi oczarować, ale i zgubić.




„Ponad granicami pokusy. Jeszcze będę szczęśliwa” Kornelii Kochańczyk to książka pełna sprzeczności — erotyzm przeplata się z bólem, pragnienie wolności z ciężarem wyborów, a marzenie o lepszym życiu z codziennymi upadkami. Historia Melanii — młodej kobiety, która zaczyna jako masażystka erotyczna, angażuje się w romans z żonatym mężczyzną, a potem stara się wejść do świata mody — jest zarazem fascynująca i trudna; pokazuje, że granice pokus są cienkie, ale konsekwencje decyzji potrafią być dalekosiężne.

Melania to bohaterka pełna wewnętrznych konfliktów. Z jednej strony jest odważna — podejmuje wybory kontrowersyjne, wychodzi poza społeczne schematy, stara się realizować swoje marzenia. Z drugiej — w jej życiu panuje chaos emocjonalny: zdrada, lęki, poczucie własnej wartości, które drży. To postać nieidealna, czasem irytująca, bo ulega pokusom, bo słabości stają się częścią jej codzienności, ale — co najważniejsze — jest autentyczna. Czytelnik widzi ją nie tylko przez pryzmat jej błędów, ale i tego, jak się z nimi mierzy.

Romans Melanii z żonatym mężczyzną to nie klasyczna historia miłosna — to bardziej studium pragnienia, samotności i szukania bliskości, nawet gdy warunki są złe. Autor ukazuje, jak łatwo jest ulec romantycznemu zauroczeniu, jak pięknie brzmią obietnice, i jak bardzo mogą one oszukać — bo pokusa często kusi, gdy serce już spragnione. Związek ten staje się też motorem dramatu Melanii, otwierając dostęp do niewypowiedzianych potrzeb, ale i do cierpienia.

Próba wejścia do świata mody to moment, w którym Melania staje przed innym rodzajem walki — nie z pokusami, lecz z zawodową i emocjonalną rzeczywistością. Świat mody okazuje się bezwzględny, wymagający, pełen konkurencji, osądów i kompromisów, o których często się nie mówi. W tej części książki widać, że marzenia mogą być piękne, ale ich realizacja wymaga nie tylko talentu i determinacji, ale też odporności na presję i porażki.

Autorka używa języka bardzo emocjonalnego. Sceny erotyczne, chwile bliskości, ale też momenty zwątpienia i rozpaczy — wszystko to jest podane bez wstydu, ale nie tanio, nie dla prowokacji. Styl bywa momentami nierówny — zdarza się, że narracja gubi tempo lub Melania podejmuje decyzje, które wydają się wymuszone — ale jako debiut książka ma w sobie energię. Są fragmenty, które zostają z czytelnikiem na dłużej.

Książka nie unika trudnych tematów: trauma, zdrada, poczucie odrzucenia, lęk o siebie, o wartość własną. Melania mierzy się z tymi demonami — nie zawsze zwycięża, nie zawsze też porządkuje swoje życie — ale jej droga bycia coraz bardziej świadomą siebie jest właśnie tym, co nadaje tej historii głębię. W tym sensie „Ponad granicami pokusy” to nie tylko romans, lecz opowieść o dojrzewaniu, o poznawaniu, ile jesteśmy w stanie znieść i jak bardzo trzeba walczyć o to, aby nie zgubić siebie.

Także przesłanie książki zasługuje na uwagę: że szczęście nie jest czymś, co przychodzi samo, że za marzeniami często idą ryzyko i ból, ale że warto się podjąć tej drogi. Że każdy ma prawo do pragnień, do błędów, ale także do własnej drogi, nawet jeśli będzie pełna potknięć.

„Ponad granicami pokusy” to tytuł, który mnie przekonał swoimi kontrastami: pięknem i cierpieniem, pragnieniem słodyczy życia i poznawaniem cienia. Oceniam tę książkę na 8/10 — za odwagę, za bohaterkę, która nie idealizuje siebie, za historię, która chwilami boli, ale też chwilami daje nadzieję i sprawia, że czytelnik pragnie, by ta nadzieja wygrała.


Recenzja napisana przez: Gosia Celińska

Moja ocena: 8/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

literatura obyczajowa, romans

Data wydania: 2025-07-16

Liczba stron: 276

ISBN: 9788383739335

 

 

Ostatni - (samodzielna mama) Kinga z domu Grabowska

Ostatni - (samodzielna mama) Kinga z domu Grabowska

 

Nadzieja nie jest matką głupich. Tylko wytrwałych.

Obserwując swoich rodziców, Kaja była pewna, że ją również czeka pełen czułości i szacunku związek. Marzyła o stworzeniu kompletnej, kochającej rodziny – życie napisało jednak inny scenariusz.

Lata starań o dziecko zakończyły się spełnieniem marzenia, lecz także… rozpadem małżeństwa. W codzienność Kai wkradły się samotność, rozczarowanie oraz pustka. Mimo to kobieta się nie poddała.

Kiedy na jej drodze stanęła licealna miłość, znów dała szansę szczęściu. Nie wiedziała wtedy, że historia lubi się powtarzać…

„Ostatni” to osobista, chwytająca za serce książka oparta na prawdziwych wydarzeniach. Opowieść o stracie oraz trudnej miłości. A także o kobiecie, która przeszła przez piekło zawiedzionych nadziei, a mimo to przetrwała i stała się silniejsza – dla siebie i swoich synów.




„Ostatni” Kingi z domu Grabowskiej to powieść, która uderza w samo serce. To historia kobiety, która marzyła o zwyczajnym szczęściu, o miłości i rodzinie, ale los wystawił ją na ciężką próbę. Kaja, bohaterka książki, przeszła przez piekło utraty, zdrady i samotności, a mimo to odnalazła w sobie siłę, by się podnieść. Autorka, opierając fabułę na prawdziwych wydarzeniach, stworzyła opowieść, która nie tylko wzrusza, ale także inspiruje i daje nadzieję.

Już od pierwszych stron widać, że nie jest to typowy romans czy lekka literatura obyczajowa. To książka głęboko emocjonalna, pisana z potrzeby serca i prawdy. Kaja to kobieta, która chciała żyć tak, jak nauczyli ją rodzice – z szacunkiem, miłością i oddaniem wobec drugiej osoby. Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Mimo pragnienia stabilizacji, przyszło jej zmierzyć się z dramatem utraty dziecka i rozpadem małżeństwa. Każdy z tych ciosów odbierał jej kawałek wiary w ludzi, ale nigdy nie zgasił w niej nadziei.

Wrażliwość autorki i szczerość narracji sprawiają, że książka momentami przypomina pamiętnik. Czytelnik wnika w myśli i emocje bohaterki, stając się niemal uczestnikiem jej życia. W wielu fragmentach można odczuć autentyczny ból, niepewność i rozczarowanie, ale też ogromną determinację. W tym tkwi największa siła tej historii – w prawdzie i prostocie. Grabowska nie upiększa rzeczywistości, nie szuka tanich wzruszeń. Opowiada o codziennych zmaganiach, o samotnych wieczorach, o tym, jak trudno jest zaufać po raz drugi.

Gdy Kaja ponownie spotyka swoją licealną miłość, wydaje się, że los w końcu się do niej uśmiecha. Nowy związek przynosi nadzieję, ale też lęk, czy historia się nie powtórzy. I rzeczywiście, przeszłość wraca jak echo, pokazując, że rany serca nie goją się łatwo. Autorka z wyczuciem pokazuje, jak często ludzie powtarzają błędy, bo tęsknią za miłością i bliskością, nawet jeśli cena za to bywa wysoka. To właśnie ten wątek sprawia, że książka staje się niezwykle uniwersalna – bo każdy z nas w jakimś stopniu zna smak zawiedzionych nadziei.

Wiele fragmentów tej opowieści jest trudnych emocjonalnie. Opisy pobytów w szpitalu, utraty dziecka i bezsilności wobec losu są wstrząsające, ale nigdy nie przekraczają granicy dobrego smaku. Autorka potrafi pisać o bólu w sposób dojrzały, empatyczny, bez patosu. Z kolei sceny macierzyństwa, te drobne momenty radości i dumy z synów, stanowią przeciwwagę dla dramatów – dają czytelnikowi oddech i nadzieję. To właśnie miłość do dzieci staje się dla Kai motorem przetrwania i źródłem wewnętrznej siły.

Kinga z domu Grabowska w piękny sposób pokazuje, że droga do szczęścia zaczyna się od miłości do samego siebie. Kaja musi nauczyć się akceptacji, zaufania do własnych decyzji i odrzucenia tego, co niszczy. W jej słowach: „Nigdy nie rób niczego, czego oczekuje otoczenie. Zawsze rób to, co podpowiada Ci serce” – zawarta jest cała esencja książki. To manifest kobiecej niezależności, ale też empatii wobec siebie.

Język powieści jest prosty, ale dzięki temu autentyczny. Autorka nie próbuje zachwycić stylizacją – raczej zaprasza czytelnika do szczerej rozmowy. Wrażenie intymności potęguje fakt, że książka jest oparta na prawdziwych wydarzeniach. Czuć, że Grabowska nie pisze „dla efektu”, ale z potrzeby podzielenia się doświadczeniem, które może pomóc innym kobietom w podobnych sytuacjach.

„Ostatni” to książka, która zostaje w pamięci. Nie dlatego, że jest dramatyczna, ale dlatego, że jest prawdziwa. Pokazuje, że siła kobiet nie polega na nieomylności, lecz na zdolności do podnoszenia się po każdym upadku. To historia o stracie, ale też o odrodzeniu. O tym, że nawet z największego bólu może narodzić się coś pięknego – spokój, akceptacja, wdzięczność.

To powieść potrzebna – szczególnie w świecie, który często wymaga od kobiet, by były silne, a jednocześnie odbiera im prawo do słabości. „Ostatni” przypomina, że wrażliwość i łzy nie są oznaką porażki, lecz dowodem, że wciąż potrafimy czuć. To książka, którą warto przeczytać powoli, z refleksją, bo może stać się lustrem, w którym wielu czytelników zobaczy cząstkę siebie.

 

Recenzja napisana przez: Gosia Celińska

Moja ocena: 8/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

literatura obyczajowa, romans

Data wydania: 2025-07-14

Liczba stron: 214

ISBN: 9788383738789

 

 

Ich pierwsze lato w Nohant - Janusz Niżyński

Ich pierwsze lato w Nohant - Janusz Niżyński

 

Dwie epoki. Dwie historie. Jeden motyw – miłość, która inspiruje.

Fryderyk Chopin i George Sand to wybitni artyści, których połączyła namiętność silniejsza niż konwenanse.

Latem 1839 roku przybywają do sielankowego Nohant – azylu przepełnionego muzyką oraz czułością. Z dala od zgiełku świata powstają ponadczasowe dzieła i rodzi się uczucie, które na zawsze zapisze się w historii. 

Dwa wieki później młoda dziennikarka, Aurelia, oczarowana ich opowieścią, wyrusza w podróż do tego samego miejsca. Na francuskiej prowincji wciąż unosi się magia dawnych dni. Może to właśnie dzięki niej Aurelia poznaje Robinsona – wrażliwego pasjonata sztuki. I może dlatego w łączącej ich relacji słychać echa opowieści sprzed lat…



„Ich pierwsze lato w Nohant” Janusza Niżyńskiego to powieść, która próbuje połączyć dwa światy – romantyczny XIX wiek z jego namiętnościami i sztuką oraz współczesność, w której bohaterowie nadal szukają sensu w miłości, muzyce i historii. Autor podejmuje ambitną próbę stworzenia narracji dwutorowej, w której przeszłość i teraźniejszość wzajemnie się przenikają, tworząc opowieść o tym, jak uczucia i sztuka potrafią przekraczać granice czasu.

Pierwsza część książki przenosi nas do roku 1839, gdy Fryderyk Chopin i George Sand spędzają lato w Nohant – posiadłości pisarki na francuskiej prowincji. To właśnie tam, z dala od salonów Paryża, w atmosferze spokoju, zieleni i śpiewu ptaków, rodzą się ich najpiękniejsze chwile i kompozycje. Autor w subtelny sposób oddaje tę niezwykłą aurę miejsca, gdzie muzyka i literatura splatają się z uczuciem, a każde spojrzenie i dźwięk fortepianu wydaje się nasycone emocjami. Sceny między Chopinem a Sand są napisane z wyczuciem – widać w nich zarówno czułość, jak i napięcie, wynikające z różnic charakterów i światopoglądów.

Niżyński unika przesadnej idealizacji postaci, dzięki czemu ich relacja nabiera realizmu. Chopin nie jest tu jedynie chorym geniuszem, a Sand – wyzwoloną artystką z legend. To dwoje ludzi, którzy próbują pogodzić swoje pasje z codziennością, zmagają się z ograniczeniami epoki, opinią publiczną i własnymi słabościami. Ich rozmowy o muzyce i literaturze, o sensie twórczości, o cenie miłości w świecie konwenansów brzmią szczerze i przekonująco. Autorowi udaje się uchwycić to, co w ich związku było najważniejsze – wspólne pragnienie wolności, zarówno emocjonalnej, jak i artystycznej.

Druga część powieści przenosi czytelnika do współczesności. Aurelia, młoda dziennikarka zafascynowana historią Chopina i Sand, przyjeżdża do Nohant, by napisać reportaż o ich życiu. Wkrótce poznaje Robinsona, wrażliwego pasjonata sztuki, z którym łączy ją coś więcej niż tylko zawodowe zainteresowania. W tej części książki autor próbuje pokazać, że magia miejsc i wspomnienia dawnych uczuć mogą wpływać na teraźniejszość, inspirując kolejne pokolenia. Choć idea jest interesująca, nieco zabrakło tu głębi – wątek Aurelii i Robinsona wydaje się rozwinięty zbyt pobieżnie, a ich relacja nie ma tej intensywności, która towarzyszyła parze z przeszłości.

Momentami współczesne dialogi wypadają nieco sztucznie, a tempo wydarzeń jest zbyt szybkie, by czytelnik mógł naprawdę zaangażować się w emocje bohaterów. Mimo to w tej części znajdziemy kilka pięknych refleksji o tym, jak historia potrafi oddziaływać na nasze życie i jak sztuka może łączyć ludzi niezależnie od czasu i miejsca. Aurelia, podobnie jak Chopin, poszukuje w muzyce ukojenia, a w spotkaniu z Robinsonem – sensu, który nadaje jej życiu nowy kierunek.

Na uwagę zasługuje język książki – momentami poetycki, pełen malowniczych opisów natury, zapachu lipowych alei i dźwięków fortepianu, innym razem bardziej rzeczowy, gdy narracja przenosi się do współczesności. Ta zmienność stylu dobrze oddaje różnice między epokami, choć czasami kontrast jest zbyt wyraźny i może zaburzać płynność lektury.

Niżyńskiemu udało się stworzyć klimat, który zachwyci szczególnie tych, którzy kochają muzykę klasyczną i romantyczne historie z nutą nostalgii. „Ich pierwsze lato w Nohant” to przede wszystkim opowieść o miłości w jej różnych odcieniach – tej namiętnej, artystycznej, ale też cichej i dojrzewającej z czasem. To także książka o potrzebie ucieczki od zgiełku świata, o pragnieniu autentyczności i o tym, że wrażliwość wciąż może być wartością.

Choć druga część powieści nie dorównuje emocjonalnie pierwszej, całość broni się dzięki pięknie oddanej atmosferze i wyczuwalnej pasji autora do sztuki. „Ich pierwsze lato w Nohant” to książka, która przenosi w świat pełen muzyki i uczuć – i nawet jeśli nie wszystkie nuty wybrzmiewają idealnie, melodia pozostaje w pamięci jeszcze długo po zakończeniu lektury.


Recenzja napisana przez: Gosia Celińska

Moja ocena: 7/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

literatura obyczajowa, romans

Data wydania: 2025-07-21

Liczba stron: 202

ISBN: 9788383738956

 

Symfonia nadziei - Marcin Mikrut-Filipak

Symfonia nadziei - Marcin Mikrut-Filipak

 Cierpienie najgłośniej wybrzmiewa w ciszy

Czterdziestoletnia Julia – utalentowana pianistka i szanowana wykładowczyni – codziennie walczy o przetrwanie. Żaden sukces nie jest w stanie wypełnić pustki, która rozlewa się po jej duszy. Samotność, żal po stracie matki, pogłębiająca się depresja oraz powracające myśli samobójcze sprawiają, że kobieta coraz bardziej zapada się w sobie.

Choć otrzymuje propozycję zagrania podczas prestiżowego noworocznego koncertu u boku wybitnego maestro Oberty’ego, w jej umyśle nieustannie rozbrzmiewają fałszywe nuty – te, które burzą i tak już kruchą pewność siebie.

Julia nie wierzy w pomoc psychiatry. Nie wierzy w swoje zdolności. Nie wierzy w przyszłość.

W jej głowie szaleje makabryczna kakofonia, której nie sposób uciszyć. Z czasem udaje jej się odnaleźć pojedyncze, właściwe dźwięki... Ale czy starczy jej sił, by zagrać cały koncert?



„Symfonia nadziei” Marcina Mikruta-Filipaka to powieść, która nie boi się sięgać w ciemność ludzkiej duszy — życie Julii, pianistki i wykładowczyni, która mierzy się z depresją, utratą i wewnętrznym chaosem, staje się przestrzenią, w której autor pokazuje, jak cienka potrafi być linia między genialnym występem a osobistym upadkiem.

Julia jest postacią pełną sprzeczności. Z jednej strony osiągnęła wiele — studenci, uznanie środowiska, talent, pasja — z drugiej zaś zdaje się być więźniem własnych myśli: poczucia winy, żalu po stracie matki, osamotnienia. Jej codzienność to walka, nie tylko z emocjami, ale z własnym umysłem, który coraz częściej podsuwa myśli samobójcze. Autorka nie simplifikuje tych stanów — nie „tłumaczy” ich łatwością czy receptami, ale pozwala poczuć ich wagę.

Propozycja zagrania prestiżowego koncertu z wybitnym maestro to punkt zwrotny, który stawia Julii nowe wyzwanie. To szansa, której nie może odrzucić, nawet jeżeli razem z nią przychodzą kolejne fałszywe nuty — lęki, brak pewności siebie, wątpliwości. Ten kontrast między tym, co widoczne — sukces, talent, uznanie — a tym, co skrywane — wewnętrzne cierpienie, jest sercem tej powieści.

Autor bardzo dobrze oddaje psychologiczną intensywność przeżyć Julii. Wewnętrzne monologi, obserwacje własnych reakcji, krytyczne spojrzenie na siebie — wszystko to sprawia, że czytelnik może wejść w świat bohaterki i zrozumieć, że ból psychiczny bywa zupełnie realny, nawet jeśli nie widać go na zewnątrz. To, co zrobiło na mnie największe wrażenie, to nie scena spektakularnego załamania, ale momenty ciche, kiedy Julia staje przed lustrem, ocenia swoje wybory, zastanawia się, czy jeszcze chce grać — nie dla publiczności, ale dla siebie.

Równocześnie fabuła nie unika trudnych tematów — izolacji, niezrozumienia przez innych, strachu przed otoczeniem, które nie potrafi patrzeć za fasadę sukcesu. W tych fragmentach książka staje się przypomnieniem, że ludzie często noszą ciężary, których nie widać, że blask bywa maską.

Język powieści jest emotywny, miejscami poetycki, ale też na tyle przystępny, że czyta się to z napięciem, nie znużeniem. Opisy muzyki, przygotowań do koncertu, ale też ciszy po nim — wszystko to tworzy atmosferę, w której słuchanie i milczenie mają wielką wagę. Muzyka staje się metaforą — nuty Julii, te, które może zagrać, ale też te, które bólu nie pozwalają uciszyć.

Czasami miałam wrażenie, że wątków psychicznych jest bardzo dużo — Julia nosi w sobie tyle przemyśleń, że momentami ciężko było oddzielić chwile zwątpienia od decyzji działania. Dla niektórych czytelników może to być zbyt dużo introspekcji, by lektura była lekkim doświadczeniem — ale myślę, że to świadomy wybór autora.

„Symfonia nadziei” to książka, która nie daje łatwych odpowiedzi. Nie przekonuje, że wystarczy wstać i przetrwać koncert. Zamiast tego pokazuje, że odwagą bywa wytrzymać dzień po dniu, że nadzieja potrafi wybrzmieć mimo fałszywych nut, choćby najcichszych, i że czasem poznanie siebie oznacza przyjęcie własnej słabości.

Oceniam tę powieść na 8/10 — za odwagę w przedstawieniu tematu, za bohaterkę, której losy idą pod skórę, i za to, że zostawia dźwięk nadziei, nawet jeśli czasem najciszej. Jeśli szukasz książki, która będzie lekturą wymagającą, ale w zamian da dużo refleksji — ta jest dla Ciebie.


 Recenzja napisana przez: Gosia Celińska

Moja ocena: 8/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

literatura obyczajowa, romans

Data wydania: 2025-07-22

Liczba stron: 496

ISBN: 9788383739465

Tam, gdzie milkną słowa - Anna Błażejewska-Woźniak

Tam, gdzie milkną słowa - Anna Błażejewska-Woźniak

 

Czasem, by usłyszeć siebie, trzeba przestać słuchać innych

Za zamkniętymi drzwiami ich małżeństwa kryje się cisza. Nie ta kojąca, lecz ta, która boli – pełna tłumionych emocji, niezadanych pytań oraz słów, jakich nikt nie ma odwagi wypowiedzieć. 

Kaja i Daniel wydają się idealną parą. Ale tak naprawdę z każdym dniem rośnie między nimi przepaść. On jest spokojny – przywiązany do codziennej rutyny, skupiony na swoich pasjach. Ona czuje się coraz bardziej przytłoczona – dusi się w klatce pozorów, którą wspólnie stworzyli.

Powoli Kaja zatraca samą siebie. Jej lojalność zderza się z pragnieniem wolności, strach – z nadzieją na nowe życie. A kiedy cisza staje się nie do zniesienia, pozostaje jej tylko jedno: wybór.

Taki, który może zburzyć wszystko – albo dać początek czemuś prawdziwemu.

„Tam, gdzie milkną słowa” to poruszająca opowieść o kobiecie, która przestaje milczeć. O samotności w związku, odwadze, by zacząć od nowa, i o tym, że czasem największym aktem miłości jest odejście.




„Tam, gdzie milkną słowa” Anny Błażejewskiej-Woźniak to powieść, która w niezwykle subtelny sposób podejmuje temat milczenia w związku — ciszy, która nie koi, lecz rani. Autorka kreśli świat Kai i Daniela — pary, która z zewnątrz wygląda na idealną — ale wewnątrz której codzienność wypełnia się pustką, niezadanymi pytaniami i narastającym dystansem. To opowieść o tym, jak bardzo można się zgubić w relacji, ile kosztuje odwaga, by znów przemówić, i czy odejście czasem bywa aktem miłości — wobec siebie.

Już od pierwszych stron czuć, że to historia intymna i cierpliwa. Żadnych spektakularnych wydarzeń, raczej skumulowane napięcie milknących gestów, spojrzeń, słów pozostających w myślach. Kaja to kobieta, której świat powoli się kurczy — lojalność wobec męża staje się jej klatką, a potrzeba wolności domaga się ujścia. Daniel z kolei jawi się jako człowiek spokojny i poukładany, zatopiony w swoich pasjach i rutynie — trochę nieobecny, choć obok. W tej relacji mniejsze gesty nabierają znaczeń, a cisza staje się językiem, w którym toczy się coś znacznie ważniejszego niż słowa.

Jednym z mocniejszych elementów powieści jest sposób ukazania wewnętrznej przemiany Kaji. Autorka prowadzi ją powoli — od zniechęcenia i rezygnacji, poprzez trudy uzyskania odwagi, aż po moment, w którym milczenie staje się niemożliwe. To nie jest błyskawiczna metamorfoza; to proces, który czujemy, który boli, który wyrywa. I nawet jeśli moment kulminacyjny nie przychodzi z hukiem, wiemy, że w tej zmianie kryje się ogrom — dla bohaterki, ale i dla czytelnika, który czasem w milczeniu rozpoznaje własny strach.

Narracja prowadzona jest stylowo, bez zbędnych ozdobników, ale pełna emocji. Mimo prostoty języka nie brakuje sugestii i metafor, które potrafią przenieść ciężar milczenia między bohaterami na poziom uniwersalny. To książka, którą się czyta powoli — by uchwycić te subtelności — i którą się pamięta długo, bo pewne opisy ciszy czy bliskości zostają z nami długo po zamknięciu ostatniej strony.

Nie oznacza to jednak, że książka jest bez wad. Momentami można odnieść wrażenie, że dialogi są zbyt „wypowiedziane” — bohaterowie miejscami mówią rzeczy, które już w ich wnętrzu się wydarzyły. Zdarzają się fragmenty, w których trochę brakuje dynamiki — zwłaszcza w środku akcji, kiedy milczenie zdaje się przeważać zbyt długo nad działaniem. To, co u jednych czytelników będzie mocną stroną (cisza, tempo, emocje), dla innych może być przeszkodą w płynnym wejściu w fabułę.

Mimo to, oceniam „Tam, gdzie milkną słowa” bardzo wysoko. To powieść, która nie próbuje błyszczeć zwrotami akcji, lecz dotyka głębiej — bo milczenie, którego nikt nie rozumie, może być głośniejsze niż krzyk. To książka dla tych, którzy chcą poczuć, że są słyszalni — nawet gdy głos zanika. Moja ocena: 8/10 — za emocjonalną autentyczność, powolną intensywność i odwagę w podjęciu tematu, który dotyczy wielu z nas.



Recenzja napisana przez: Gosia Celińska

Moja ocena: 8/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

literatura obyczajowa, romans

Data wydania: 2025-07-11

Liczba stron: 246

ISBN: 9788383739809

 

 

W cieniu gwiaździstego sztandaru – Zimowy Żołnierz recenzja komiksu

W cieniu gwiaździstego sztandaru – Zimowy Żołnierz recenzja komiksu

 

Scenarzysta: Ed Brubaker
Rysunki: Butch Guice, Michael Lark
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Seria: Marvel Classic
Wydawnictwo: Egmont Polska
Data wydania: 17 lipca 2024
Oprawa: twarda
Kategoria: Komiks / Thriller szpiegowski / Superhero noir


Zimny ogień w żyłach żołnierza

Nie ma już wojny. Nie ma frontu. Zostały tylko wspomnienia, zimne jak stal pistoletu i cienie tych, którzy nigdy nie powinni się obudzić.
James Bucky Barnes wraca – nie jako bohater w glorii zwycięstw, ale jako człowiek, którego historia przeżarła od środka. Superszpieg, duch dawnej epoki, ofiara i kat w jednej osobie.

Jego misja jest prosta tylko z pozoru: odnaleźć i zneutralizować uśpionych agentów Związku Sowieckiego, rozrzuconych po Stanach niczym bomby z opóźnionym zapłonem. To pozostałość po zimnej wojnie – ludzie-maszyny, których sam kiedyś wyszkolił, by nie mieli litości, by nie czuli nic.

Pierwszy trop prowadzi do Doktora Dooma, dyktatora o sercu z metalu i oczach pozbawionych człowieczeństwa. Ale Doom jest tylko początkiem. Bo prawdziwym przeciwnikiem Buckiego okazuje się przeszłość – ta, którą nosi w głowie, i ta, którą zostawił w oczach Czarnej Wdowy, kobiety, którą kochał i która zna jego każdy grzech.


Szpiegostwo, zdrada i cena, jaką płaci się za lojalność

Brubaker pisze jak Raymond Chandler, gdyby ten urodził się w epoce superżołnierzy.
Dialogi są krótkie, ostre, pełne napięcia, a każde zdanie zdaje się ciążyć jak nabój w komorze. Akcja rozwija się jak klasyczny thriller – tu nie ma miejsca na humor, na heroizm w czerwono-niebieskich barwach. Zamiast tego mamy brudny świat cieni, zimnej wojny, paranoi i kłamstwa, w którym granice dobra i zła są tak rozmyte, że nawet bohaterowie przestają wierzyć, po której stronie stoją.

W tej historii Kapitan Ameryka, Hawkeye i Wolverine nie są sojusznikami w blasku słońca, lecz duchami tego samego frontu. Każdy z nich niesie swój ciężar, każdy widział za dużo.
A gdzieś między nimi – Bucky, który próbuje jeszcze wierzyć, że jeden człowiek może naprawić świat, choć sam już dawno przestał być człowiekiem.


Cień i stal – wizualna siła Guice’a i Larka

Guice i Lark tworzą przestrzeń, w której światło i cień walczą o każdą stronę kadru. Ich kreska jest twarda, poszarpana, jakby rysowana nożem. Każdy kadr to osobny kadr filmowy – z lekkim ziarnem, chłodem i nastrojem rodem z „Trzech dni Kondora” lub „Szpiega, który przyszedł z zimnej”.
Brak tu kolorowego heroizmu – dominuje stal, granat, szarość i czerń. To świat zmęczonych ludzi, nie mitów.


Wydanie – ciężar i elegancja

Egmont po raz kolejny dowodzi, że seria Marvel Classic to nie tylko kolekcja, ale hołd. Twarda oprawa, kredowy papier, ogromny format – tom robi wrażenie samą obecnością. Każda strona pachnie drukiem i chłodem metalu, a ciężar albumu w dłoniach przypomina o ciężarze historii, którą niesie.
To wydanie, które nie tylko się czyta, ale przeżywa.


Ocena końcowa

Brubaker napisał opowieść o cieniu, który nauczył się nosić tarczę. To nie jest historia o bohaterstwie – to ballada o winie, o cenie lojalności i o tym, jak łatwo zamienić duszę w broń.

Kapitan Ameryka – Marvel Classic to mroczny poemat szpiegowski o ludziach, którzy nie potrafią już spać spokojnie.
Wciąga, hipnotyzuje, boli – i zostaje w głowie jak echo detonacji, która nigdy się nie kończy.

Ocena: 9/10 – ponury, dojrzały, pięknie narysowany thriller o przeszłości, która nigdy nie odpuszcza.

✍️ Łukasz Ulwar Szczygło