Jedna miłość we dwoje - Nat Natan

Jedna miłość we dwoje - Nat Natan

 

Podróż w głąb siebie zaczyna się tutaj – zrozum harmonię serca i umysłu

Bóg zapragnął poznać siebie – dlatego stworzył lustrzane odbicie własnej Istoty. Człowieka, który od zarania dziejów jest świadkiem gry między umysłem a sercem. To właśnie one kształtują duszę. Ich pokojowe współistnienie stanowi sedno ludzkiej egzystencji i warunek prawdziwego szczęścia.

„Jedna miłość we dwoje” to podróż w głąb świadomości, miłości oraz jedności istnienia. Przez poetyckie dialogi, medytacyjne obrazy i filozoficzne rozważania książka wymyka się sztywnym ramom narracji. Zachęca do zatrzymania się i uważnego spojrzenia na życie.

Odkryj głębię relacji, w których myśli i uczucia ścierają się, by odnaleźć wspólny rytm.

Harmonia jest bliżej, niż myślisz.



 „Jedna miłość we dwoje” Nat Natana to książka-medytacja nad relacją między sercem a umysłem, między tym, co rozumiane i tym, co czute. Autor stawia tezę: człowiek to odbicie Boga-stwórcy, w którym współistnieją dwa pierwiastki – umysł i serce – i prawdziwe szczęście polega na ich harmonii. Książka nie proponuje klasycznej fabuły, lecz zaprasza do rozmowy, zatrzymania, spojrzenia w głąb siebie i związku.

Już sam styl powieści wymaga od czytelnika pewnego zatrzymania. To nie jest lektura dla kogoś, kto oczekuje wartkich zwrotów akcji czy napiętych wątków. Tu dialogi są krótkie, scenki minimalistyczne: umysł mówi, serce odpowiada. Czasem jeden fragment wystarcza, by myśl zawisła w głowie na chwilę dłużej. Dla mnie ten ton był dużym plusem – gdy pozwoliłam sobie na wciągnięcie się w ten rytm, książka zaczęła działać jak lustro.

Na pierwszy rzut oka łatwo by ją potraktować jako książkę dla par albo coachingowy esej. Ale zabieg, który stosuje autor-rozmówca, jest głębszy: to wewnętrzna debata – czy serce ma pierwszeństwo nad umysłem, czy odwrotnie; i czy możliwa jest jedność tych dwóch. W tym sensie „Jedna miłość we dwoje” to książka o relacji – nie tylko między dwojgiem ludzi, ale między dwiema częściami nas samych. I to czyni ją ciekawszą niż przeciętny tytuł tego typu.

W dialogach pojawiają się pytania: czym jest wolność, czym harmonia, czy miłość to połączenie lub przeciwnie — to wybór, który zadaje pytanie o granice. Autor nie daje gotowych odpowiedzi; raczej pokazuje drogę, pyta i zostawia przestrzeń. Czytelnik zostaje na tej ścieżce i sam może zdecydować, co dla niego znaczy jedność umysłu i serca. Właśnie ta otwartość była dla mnie wartościowa — nie czułam się młotkowana moralitetem.

Z drugiej strony – momentami miałam wrażenie, że książka trochę wymaga od czytelnika więcej niż zwykle: chwilową ciszę, gotowość do refleksji, umysł otwarty na metaforę. Dla kogoś, kto oczekuje fabuły pełnej zdarzeń i dramatów — może być to zbyt ascetyczne. To nie książka, którą się połyka z napięciem, lecz raczej się jej towarzyszy, wraca do myśli, zostawia w tle.

Bohaterowie-wyimaginowani rozmówcy (serce i umysł) nie mają konkretnych imion ani historii życia, co może być i siłą, i ograniczeniem. Siłą — bo łatwiej utożsamić się i przenieść własne doświadczenia. Ograniczeniem – bo brak konkretu może zostawić niektórych czytelników w zawieszeniu. Ja traktuję to jako świadomy wybór autora: pozwolić czytelnikowi wejść w własną przestrzeń.

„Jedna miłość we dwoje” to książka, która zostaje z czytelnikiem nie tylko przez parę godzin, ale przez myśli, które się w nim rodzą. To nie tyle lektura one-time, ile doświadczenie, które może zmienić perspektywę. W mojej ocenie to lektura na 6,5/10 – bo choć doceniam wagę przekazu i literacką odwagę autora, to tempo i forma nie są dla każdego.

Jeżeli szukasz czegoś inaczej niż typowa powieść, czegoś co zaprosi Cię do zatrzymania się i spojrzenia w swoje wnętrze — „Jedna miłość we dwoje” może być właśnie tym wyborem. Ale warto wejść w nią z otwartym umysłem i gotowością na rozmowę z własnym sercem.

 

 Recenzja napisana przez: Gosia Celinska

Moja ocena: 7/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

filozofia, etyka

Data wydania: 2025-08-11

Liczba stron: 170

ISBN: 9788383738802

Ślepnąc od gwiazd - Pola Hibner

Ślepnąc od gwiazd - Pola Hibner

 

Czasem wystarczy jedno spojrzenie, by stracić grunt pod nogami.

I wszystko, co dotychczas się znało.

Rosette Evans – wychowana w bajecznej rezydencji na wzgórzach Clyde Hill, otoczona miłością rodziców, obsługiwana przez tuzin personelu i wspierana przez najlepszą przyjaciółkę mieszkającą tuż za płotem – ma wszystko.

Całą paletę pozorów.

Mało kto dostrzega ciężar, który Rosette dźwiga na swoich barkach. Pragnie odzyskać kontrolę nad własnym życiem, zszyć poharatane wnętrze i uleczyć zszarganą demonami duszę. To właśnie dlatego traktuje decyzję o podjęciu studiów na Uniwersytecie Waszyngtońskim jako szansę na nowy początek. Szybko jednak okażą się one początkiem… końca.

ON – nieprzyzwoicie przystojny, dobrze sytuowany, piekielnie inteligentny – zawładnie nią całkowicie i pokaże jej, że przez całe życie karmiona była jedynie kłamstwami. A za brutalną prawdę płaci się wysoką cenę.



 

„Ślepnąc od gwiazd” Poli Hibner to powieść, która pozornie zapowiada klasyczny romans ze studenckim tłem, a w efekcie zaskakuje głębią emocji i dramatem, którego można by się nie spodziewać. Główna bohaterka, Rosette Evans, mieszka w luksusie i wygodzie, otoczona przyjaciółmi i bogactwem. Lecz ten obraz idealnego życia jest tylko maską — w rzeczywistości skrywa on rany, które Rosette próbuje ukryć. Decyzja o podjęciu studiów to dla niej ni mniej, ni więcej niż ucieczka — krok w stronę wolności i samodefiniowania siebie.

W trakcie studiów Rosette poznaje Camerona Harrisa — intrygującego, pewnego siebie chłopaka, który wywołuje w niej falę nowych uczuć. Autorka zgrabnie zestawia ten wątek z rosnącym napięciem wewnętrznym bohaterki: przeszłość nie daje za wygraną, wspomnienia, które próbowała wypierać, zaczynają wracać w formie koszmarów i dziwnych wiadomości. Relacja z Cameronem staje się katalizatorem zmian — Rosette nie może już dalej żyć w iluzji, że wszystko jest piękne i łatwe.

Wątek psychologiczny jest tu silny. Autorka pokazuje, że traumatyczne doświadczenia, nawet wtedy gdy są cicho skrywane, mają realną moc destabilizującą człowieka. Rosette walczy nie tylko z uczuciem, które się w niej rodzi, ale z samą sobą — z niepewnością, że zaufanie może być tylko kolejną formą uwikłania. W tej historii wiele zależy od tego, czy bohaterka zaakceptuje, że blizny z przeszłości są częścią jej tożsamości i czy pozwoli sobie na nowy start.

Styl powieści jest przystępny, co może być atutem dla czytelników romansów, ale jednocześnie autorka potrafi uderzyć emocjonalnie. Opisy bywają refleksyjne, momentami melancholijne, a momenty imprez czy studenckiego życia — realistyczne. Dzięki temu świat Rosette wydaje się znacznie bardziej wiarygodny niż w typowych powieściach młodzieżowych. Wątek muzyki (Rosette jako studentka muzyki) daje dodatkowy wymiar – muzyka jako ekspresja, sposób na zanurzenie się w uczuciach i jednocześnie ucieczka od nich.

Jednak nie wszystko w książce rozkłada się idealnie. Momentami akcja nudzi — pierwsze rozdziały są spokojne, by dopiero później nabrać tempa. Wątek romantyczny rozwija się wolniej niż mogłoby się wydawać, a zakończenie, chociaż emocjonalne, zostawia w czytelniku sporo pytań. Dla niektórych może to być frustrujące niedopowiedzenie — choć z drugiej strony, może być to świadoma decyzja autorki, by przygotować grunt pod kolejną część.

Bohaterowie są dobrze wykreowani — Rosette nie jest ideałem ani typową „bohaterką czystą jak łza”. Ma słabości, podejmuje błędy, jest zagubiona. Cameron jest wielowymiarowy – charyzmatyczny, ale też z tajemnicą. Ich relacja nie od razu staje się jednoznaczna, co działa na korzyść powieści. Postacie drugoplanowe są na tyle obecne, by mieć wpływ na fabułę, ale nie aż tak, by odwrócić uwagę od głównych wątków.

„Ślepnąc od gwiazd” to historia o dojrzewaniu, o przejmowaniu kontroli nad własnym życiem i o tym, że prawdziwe wybory często bolą. Nie jest to lekki romans do poduszki (choć czyta się go przyjemnie), ale opowieść z pewnym ciężarem. Autorka stawia pytania — czy zaufanie można odbudować, czy można od innego człowieka oczekiwać bezpieczeństwa, i co zostaje w człowieku, gdy straci wszystko, co znał.

Podsumowując — książka Poli Hibner to ponadstandardowa propozycja w gatunku literatury obyczajowo-romansowej. Daje więcej niż tylko pocałunki i czułe słowa, sprytnie wplata dramat, tajemnicę i temat traumy. Moja ocena: 7/10 — za bohaterkę, emocje, pomysł, choć z małą zastrzeżeniem co do tempa i zakończenia. Dla fanów romansów z głębszym podtekstem — bardzo dobry wybór.

 

Recenzja napisana przez: Gosia Celinska

Moja ocena: 7/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

literatura obyczajowa, romans

Data wydania: 2025-08-11

Liczba stron: 518

ISBN: 9788383739939


 

Mówił na nią Słońce - Natalia Waszak-Jurgiel

Mówił na nią Słońce - Natalia Waszak-Jurgiel

 

Pamięć zawodzi. Serce – nigdy.

Michał budzi się po wypadku w szpitalu, gdzie czuwa przy nim mocno przejęta, piękna nieznajoma. Jest zaskoczony, kiedy oznajmia mu, że się znają… Ale to nie wszystko: według niej byli najlepszymi przyjaciółmi. On niestety ma w głowie pustkę.

Żadnych wspomnień, żadnych skojarzeń, żadnego śladu tej wyjątkowej więzi, o której opowiada Iga. Dziewczyna nie zamierza się jednak poddać. Dla niej on był całym światem, dlatego nie potrafi tak po prostu zniknąć z jego historii. Nawet jeśli trzeba opowiedzieć ją od nowa…

Z każdym dniem Michał coraz wyraźniej dostrzega, że Iga fascynuje go jako kobieta. Nie może pojąć, jak to możliwe, że przez tyle lat łączyła ich tylko przyjaźń. Tymczasem w snach zaczynają powracać fragmenty przeszłości – i nie wszystkie są tak niewinne, jak mógłby się spodziewać.



„Mówił na nią Słońce” Natalii Waszak-Jurgiel to wzruszająca, choć niepozorna powieść o pamięci, utracie i sile przyjaźni przekształcającej się w coś więcej. Gdy Michał budzi się ze śpiączki po wypadku i nie pamięta nic — ani swojej przeszłości, ani dziewczyny, która czuwała przy jego łóżku — rzeczywistość staje się dla niego puzzlem bez obrazka. Iga natomiast wierzy, że znali się całe życie, że byli nierozłącznymi przyjaciółmi… i wie, że więcej niż przyjaźń ich łączyła. Czy może więc przywrócić wspomnienia i odzyskać utraconą więź?

Autorka w subtelny sposób łączy temat utraty pamięci z tematem odmienionej relacji. Michał to bohater zagubiony — z jednej strony fizycznie ranny, z drugiej — emocjonalnie wyłączony z własnego życia. To ciekawy punkt widzenia, bo w centrum mamy nie chorobę jako chorobę, ale człowieka, który traci fundamenty: wspomnienia, tożsamość, relacje. Iga to z kolei postać pełna ciepła i siły — nie rezygnuje z nadziei i staje się opoką, mimo że nie ma gwarancji, że jej obraz przeszłości istnieje naprawdę.

Narracja prowadzona z perspektywy obu bohaterów pozwala czytelnikowi śledzić ich wewnętrzne odczucia — Michała, który powoli odzyskuje fragmenty wspomnień i zaczyna pytać, kim właściwie jest Iga; oraz Igi, która staje przed wyzwaniem odbudowania relacji i przekonania kogoś, kto jej nie pamięta. To struktura, która buduje napięcie i empatię — czytając, zastanawiałam się, na ile pamięć tworzy naszą tożsamość i co się dzieje, gdy ją tracimy.

Jednym z najbardziej udanych elementów książki jest sposób, w jaki autorka pokazuje proces odzyskiwania przeszłości — nie poprzez skokowe epifanie, lecz przez sny, fragmenty wspomnień, momenty niepewności. To sprawia, że historia nie traci na realistyczności. Czuć, że bohaterowie nie mają pełnej kontroli nad sytuacją, że ich emocje są nieuporządkowane — jak w prawdziwym życiu. Wątek relacji „przyjaźń-miłość” również zyskuje na tej autentyczności.

Styl jest lekki, przystępny — co w przypadku tematu może wydawać się zaskakujące, bo przecież chodzi o utratę, o zagubienie. Ale właśnie kontrast między ciężarem emocji a prostotą narracji działa dobrze. Nie mamy tu przesadnej poetyki czy patosu, co pozwala wejść w historię bez uczucia, że autor próbuje nas „porażać” dramatem — zamiast tego czujemy, że obcujemy z czyjąś historią, z ludźmi, a nie tylko z fabułą.

Czy są aspekty, które mogłyby być lepiej rozwinięte? Myślę, że tak — momentami chciałoby się głębszego tła dla Igi i Michała, więcej konkretów o ich wcześniejszym życiu, więcej wspomnień, które by zaskakiwały. Dla mnie historia momentami była lekko przewidywalna i nie wszystko zostało domknięte w pełni — choć może to było intencją autorki, by zostawić przestrzeń na refleksję. Ale to nie umniejsza uroku tej historii.

Ogólnie „Mówił na nią Słońce” to powieść, którą czyta się z przyjemnością, ale też z pewnym wzruszeniem. To nie jest historia pełna spektakularnych zwrotów akcji, ale historia o ludziach i uczuciach — i to czyni ją wartościową. Moja ocena to 8/10 — za bohaterów, emocje, styl i za to, że choć temat był trudny, książka nie stała się przytłaczająca.

Jeśli szukasz czegoś, co poruszy Cię bez efekciarstwa, czegoś, co opowie o tym, że czasem trzeba stracić, by zrozumieć, oraz że przyjaźń może być fundamentem miłości — to ta książka może być dobrym wyborem.

 

 Recenzja napisana przez: Gosia Celinska

Moja ocena: 8/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

literatura obyczajowa, romans

Data wydania: 2025-08-08

Liczba stron: 272

ISBN: 9788383739618

 

 

Księga Szeptów - Część I - Marta Calik-Tomera

Księga Szeptów - Część I - Marta Calik-Tomera

 

Czy można ufać komuś, kto przez wieki żył w mroku?

Kornelia ma dwadzieścia jeden lat, studiuje na krakowskiej Akademii Muzycznej, gra na wiolonczeli i… stara się nie przejmować bólem oraz koszmarami, które od zawsze budzą ją w środku nocy.

Nie wie, że to nie objawy choroby – tylko ostrzeżenie.

Gdy na jej drodze pojawia się Gabriel, nowy student z wymiany, wszystko zaczyna się zmieniać. Chłopak interesuje się nią bardziej, niż to konieczne, a ona w końcu ulega jego urokowi – mimo że rozsądek (i przyjaciele) podpowiadają, by trzymała się od niego z daleka.

Wkrótce Kornelia odkryje, że świat, który znała, jest tylko cieniem tego, co kryje się za zasłoną codzienności.

Anioły stąpają po ziemi. Światłość i Ciemność ścierają się ze sobą. A o losie Kornelii zadecyduje przepowiednia spisana na kartach Księgi Szeptów…




„Księga Szeptów – Część I” Marty Calik-Tomery to debiutancka powieść, która łączy w sobie elementy urban fantasy, romansu i inspirowanej mitologią opowieści o walce między światłem a ciemnością. Autorka zabiera nas w świat Kornelii — studentki wiolonczeli w Krakowie, która nagle odkrywa, że niewyjaśnione koszmary i bóle pleców mogą być czymś więcej niż tylko objawami przeciążenia. Gdy pojawia się Gabriel — tajemniczy student z wymiany — jej życie zaczyna się rozwarstwiać, a codzienność okazuje się cieniem znacznie większej rzeczywistości.

Pierwszy atut tej książki to właśnie połączenie zwykłego życia młodej kobiety z surrealistyczną opowieścią o aniołach, istotach nadprzyrodzonych i tajemniczej „Księdze Szeptów”. Kornelia to bohaterka, z którą łatwo się zidentyfikować — studiuje, gra, zmaga się z własnymi snami. I nagle wszystko zmienia się za sprawą Gabriela. Ten kontrast między normalnością a wymyślonym światem dodaje historii dynamiki i pewnej lekkości, nawet jeśli tematyka bywa mroczna.

Z drugiej strony aura tajemnicy i niepokoju działa bardzo dobrze. Autorka nie podaje wszystkich odpowiedzi od razu — koszmary Kornelii, jej niesprecyzowane dolegliwości, pojawienie się Gabriela i odkrycie, że światło i ciemność toczą walkę — to elementy, które budują napięcie. Wątek muzyki (Kornelia jako wiolonczelistka) stanowi miły dodatek — muzyka jako metafora, sposób na wyrażenie wewnętrznego bólu i poszukiwań — co czyni postać bardziej interesującą.

Jednak powieść ma też swoje ograniczenia. Objętość — około 190 stron — sprawia, że niektóre wątki wydają się jedynie naszkicowane. Motywy anielskie, przepowiednia zawarta w tytułowej księdze, relacje bohaterów — wszystko to funkcjonuje dobrze jako wstęp, lecz momentami mało rozbudowany. Czytelnik może poczuć niedosyt i oczekiwać, że pewne sprawy będą bardziej zagłębione niż są.

Styl autorki jest przystępny, narracja prowadzi płynnie, co sprzyja szybkiemu czytaniu. To plus, zwłaszcza w debiucie — łatwo wejść w świat, nie gubić wątków. Ale momentami dialogi i opis mogą wydawać się lekkie albo uproszczone — co w pełni zrozumiałe przy pierwszym tomie, lecz warto mieć na uwadze, że głębsze motywy wymagają rozwinięcia.

Wśród bohaterów szczególnie ciekawa jest relacja Kornelii z Gabrielem — ich przyciąganie, nieufność, napięcie. Gabriel nie jest tylko „nowym chłopakiem”, ale kluczem do świata, który bohaterka dopiero poznaje. Widać tu temat zaufania: czy można zaufać komuś, kto może być kimś więcej niż człowiekiem? To pytanie przewijające się w całej powieści i nadaje jej dodatkowy wymiar.

Całościowo, „Księga Szeptów – Część I” to udany wstęp do większej historii. Daje zarówno emocje (miłość, tajemnica, zagrożenie), jak i obietnicę czegoś więcej — głębszego świata, skomplikowanych wyborów i dramatów, które dopiero się rozwiną. Dla mnie ocena to 7/10 — debiut z potencjałem, który może wyrosnąć w coś naprawdę mocnego w kolejnych tomach.

Jeśli szukasz czegoś lekkiego, ale z nutą fantasy i romantyzmu; jeśli ciekawi Cię świat, w którym codzienność miesza się z metafizyką — ta książka może być dobrym wyborem. Warto jednak traktować ją jako początek drogi, nie pełne urzeczywistnienie. Z ciekawością będę wyglądał kolejnego tomu, by zobaczyć, czy „Księga Szeptów” rozwinie się tak, jak obiecuje.


Recenzja napisana przez: Gosia Celinska

Moja ocena: 7/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

fantasy, science fiction

Data wydania: 2025-08-07

Liczba stron: 190

ISBN: 9788383739205

 

 

Miasto jutra. Czas wyboru - Monika Przybyła

Miasto jutra. Czas wyboru - Monika Przybyła

 

Świat się nie skończył. On po prostu przestał należeć do nas.

Siedemdziesiąt lat po Ostatniej Wojnie Światowej, która niemal doprowadziła do zagłady ludzkości, władzę nad kontynentem sprawują Humanoidy. Syntetyczne istoty z samorozwijającą się sztuczną inteligencją ustanawiają prawo, a ludzie żyją z nimi w osobliwej symbiozie.

Nie wszyscy jednak godzą się na taki porządek. Buntownicy – ci, którzy odważyli się myśleć inaczej – są bezwzględnie eliminowani przez jednostki specjalne, znane jako Dwunastki. Te oddziały rekrutowane z osieroconych dzieci, od najmłodszych lat uczone są lojalności, milczenia… i zabijania.

Wiśnia jest jedną z nich. Wierzy w system, który ją stworzył.

Jednak wszystko się zmienia, gdy trafia w ręce buntowników. Poddana najtrudniejszej w dotychczasowym życiu próbie, będzie musiała zdecydować, czy wciąż potrafi wierzyć w iluzję świata, który tak naprawdę nigdy nie istniał…





 „Miasto jutra. Czas wyboru” Moniki Przybyły to powieść, która z rozmachem łączy w sobie elementy dystopii, science fiction i studium psychologicznym. Autorka przedstawia świat 70 lat po globalnym konflikcie – kontynent opanowany przez humanoidy, sztuczne istoty z rozwijającą się inteligencją, nad którymi ludzie utracili kontrolę. W tym porządku społecznym jest miejsce na pozory bezpieczeństwa, ale także dla buntowników, którzy nie zgadzają się na bycie marionetkami. Główną postacią jest Wiśnia – dziecięce sierota, wychowana i przeszkolona do służby jako członek elitarnej jednostki Dwunastek, konfrontowana z brutalną prawdą: system, który ją ukształtował, może być nieraz systemem klęski.

W fabule początkowo poznajemy Miasto jako miejsce pozornej harmonii – ludzie żyją w symbiozie z humanoidami, reguły są jasne, kto je łamie, musi się liczyć z likwidacją. Wiśnia wierzy w ten porządek, bo zostało jej wpojone, że to ona i jej towarzysze są ochroną przed chaosem. Gdy jednak trafia w ręce buntowników, gdy zaczyna zadawać pytania i widzieć, jak system traktuje jednostki, rozpoczyna się jej wewnętrzna walka. Ta przemiana jest kluczem książki – od oddanego agenta do człowieka świadomego własnej woli.

Dużym plusem powieści jest wielowymiarowość bohaterów. Wiśnia nie jest typowym chłopcem-żołnierzem ani idealistycznym rebeliansem. Jest postacią złożoną – odbyła twarde szkolenie, ale odczuwa lęk, pragnienie przynależności i oczekiwanie na uznanie. Mino, buntownik, to surowa persona, lecz z czasem odsłania słabości, człowieczeństwo. Ich wzajemna relacja rozwija się powoli – nie jest to natychmiastowa miłość ani zbawcza przyjaźń, ale coś nieoczywistego, co zyskuje autentyczność.

Styl autorki cechuje się z jednej strony płynną narracją i wartką akcją – jest tu całkiem sporo scen pościgów, zdrad, prób ucieczek – a z drugiej strony zadziwia głębia refleksji: nad wolnością, lojalnością, nad tym, czy człowiek staje się tym, kim został wychowany, czy może wybrać własną drogę. Momentami akcja zwalnia, by pozwolić czytelnikowi złapać oddech i zajrzeć do wnętrza bohaterów, co dodaje tej historii ciężaru i nie czyni jej tylko pustą rozrywką.

Nie wszystko jednak jest bez zarzutu. Przy całej dużej dawce intrygujących scen i pomysłów, zdarzają się momenty, gdy narracja zbyt mocno się rozciąga albo kierunki akcji wydają się przewidywalne. Recenzje wskazują, że niektóre elementy technologiczne czy militarne są traktowane nieco powierzchownie, co przy miłośnikach sci-fi może budzić lekkie rozczarowanie. Ale chyba tego rodzaju uwagi nie rzutują na ogólną wartość pozycji.

Warto również zwrócić uwagę na konstrukcję świata – Miasto, humanoidy, Dwunastki, buntownicy – to zestaw elementów, które mogłyby być szablonowe, ale autorka potrafi nadać im własny koloryt. Zwłaszcza atmosfera opresji i utraty podmiotowości ludzi w świecie zdominowanym przez sztuczne byty wydaje się niezwykle aktualna w czasach, gdy technologia zaczyna dominować nasze życie. To sprawia, że lektura nabiera wymiaru nie tylko rozrywkowego, ale i refleksyjnego.

Całościowo „Miasto jutra. Czas wyboru” to bardzo udany debiut w gatunku science fiction – szczególnie wartością jest to, że autorka nie boi się pokazywać bohaterki w szarościach, trudnych wyborach, nie zapędza się w prostą czarno-białą wizję świata. Czytelnik dostaje mocną historię o dorastaniu w świecie, w którym granica między oprawcą a ofiarą bywa cienka, a wybór własnej drogi staje się aktem odwagi.

Moja ocena tej książki to 8/10. Za pomysł, za bohaterów, za świat i tematy, które zmuszają do myślenia. Jeżeli jesteś miłośnikiem literatury science fiction z klimatem dystopii, z silną główną bohaterką i światem, w którym technologia i człowieczeństwo walczą o pierwszeństwo – ta książka będzie dla Ciebie dobrym wyborem.

 

Recenzja napisana przez: Gosia Celinska

Moja ocena: 7/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

fantasy, science fiction

Data wydania: 2025-08-06

Liczba stron: 522

ISBN: 9788383739113

Królestwo złota - Maciej Rogoziński

Królestwo złota - Maciej Rogoziński

 

Czasem wystarczy jedno pęknięcie w ziemi, by rozsypał się cały wszechświat

Znany awanturnik, Tarn, wierzy, że po latach poszukiwań w końcu odnalazł legendarny skarb króla Sacregoldusa. Trzęsienie ziemi odsłoniło przejście prowadzące do ukrytych kosztowności – jednak jemu udało się wydobyć zaledwie kilka monet. Teraz planuje wrócić po resztę, a w tym celu potrzebuje pomocy miejskiego strażnika Weryksa oraz zwinnej złodziejki Kishy.

Wspólna wędrówka w góry szybko przybiera nieoczekiwany obrót. Na ich drodze staje Dave Rodensky – ekscentryk, który twierdzi, że pochodzi z innego świata. Pomoc temu niecodziennemu wędrowcowi w powrocie do domu wkrótce okaże się misją znacznie groźniejszą niż poszukiwanie skarbu…

Granice rzeczywistości zaczynają się zacierać. A za nimi czai się spisek, który może pochłonąć oba światy: ten, w którym królują miecze, i ten, gdzie rządzi sztuczna inteligencja.




„Królestwo złota” Macieja Rogozińskiego to dynamiczna i wielowarstwowa powieść, która z pozoru wydaje się opowieścią o skarbie i przygodzie — ale szybko rozwija się w coś znacznie więcej. Autor łączy w niej awanturnicze wątki, elementy science fiction i fantasy, tworząc historia pełną kontrastów: miecze i magia stają obok sztucznej inteligencji, kraina przygodowa przeplata się ze zderzeniem światów.

Na początku poznajemy Tana — awanturnika, który po latach odkryć w końcu natrafia na legendarny skarb króla Sacregoldusa. Trzęsienie ziemi odsłania wejście do podziemi, jednak nasze bohaterstwo zdobywa jedynie garść monet. Wraz ze strażnikiem Weryksem i złodziejką Kishą rusza po resztę. Już ten prolog zwiastuje jazdę bez trzymanki — podróże, zdrady, napięcie. Ale gdy do drużyny dołącza Dave Rodensky z „innego świata”, fabuła zmienia bieg i zaprasza nas do myślenia o rzeczywistości, przeznaczeniu i cenie władzy.

Jedną z mocnych stron powieści jest pomysł – przenikanie gatunków i światów. To nie tylko fantasy z bohaterami w poszukiwaniu skarbu, ale również sci-fi z podróżami między wymiarami i sztuczną inteligencją rządzącą innym światem. Rogoziński potrafi zaskoczyć — niełatwo przewidzieć, co będzie dalej. Wprawne przejścia między humorystycznymi dialogami, scenami walki i refleksjami o losie sprawiają, że książka nie nudzi.

Styl autora ma jednak swoje „ale”. Momentami język jest zbyt skokowy, dialogi urywane, a niektóre wątki — choć obiecujące — nie zostają w pełni domknięte. Recenzje czytelnicze podkreślają, że choć pomysł jest świetny, to realizacja chwilami traci tempo albo konsekwencję. Dla jednych to efekt kreatywnego chaosu, dla innych – niedokończonego szkicu. W tym przypadku jestem bliżej tej drugiej opinii: choć wiele elementów działa, to kilka momentów pozostawia uczucie niedosytu.

Bohaterowie są barwni i różnorodni. Tarn jako lider grupy, Weryks jako strażnik z przeszłością, Kisha jako mistrzyni złodziejskiego fachu — wszyscy stanowią interesujący miks. Dave natomiast wprowadza wymiar „inności”, który burzy dotychczasowe porządki. Ich wzajemne relacje, konflikty i rozwój w trakcie fabuły są dużym plusem. Jednak momentami wydaje się, że autor chciał zawrzeć zbyt wiele i nie każdy wątek dostaje właściwy czas i przestrzeń — co prowadzi do fragmentów, gdzie tempo spada lub przejścia są zbyt gwałtowne.

Świat przedstawiony w „Królestwie złota” jest bogaty, choć momentami przytłaczający. Autor nie szczędzi detali — od górskich podziemi, przez toczące się trzęsienia ziemi, aż po futurystyczny świat rządów sztucznej inteligencji. Dla tych, którzy lubią pełne obrazy i różnorodność — to gratka. Ale jednocześnie ilość światów, reguł i postaci może być wyzwaniem dla czytelnika szukającego prostszej opowieści.

Powieść trafia także do mnie jako metafora: skarb, który Tarn znajduje, to nie tylko złoto, ale pytanie o wartość, którą tworzymy; Dave Rodensky i jego świat stają się odbiciem naszego lęku przed utratą kontroli; Kisha i Weryks pokazują, że przeszłość zawsze wpływa na teraźniejszość. W tym sensie „Królestwo złota” oferuje więcej niż przygodę — skłania do refleksji o granicach, wyborach i konsekwencjach.

Podsumowując: „Królestwo złota” to intrygująca i ambitna lektura — pełna magii, technologii i pytań o istotę rzeczywistości. Dla kogoś, kto lubi książki z rozmachem i pomysłem, to bardzo dobra propozycja. Dla osób preferujących zwartą fabułę i jednoznaczność może być wyzwaniem. Moja ocena: 5/10 — za kreatywność, świat, bohaterów, ale z pewnością z przestrzenią na udoskonalenie w przyszłości.

 

Recenzja napisana przez: Gosia Celinska

Moja ocena: 5/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

fantasy, science fiction

Data wydania: 2025-08-05

Liczba stron: 296

ISBN: 9788383739014

 

 

Biały wilk biegnie nocą - Eugeniusz Betcher

Biały wilk biegnie nocą - Eugeniusz Betcher

 

Jest takie miejsce, gdzie dobro i zło łączą się w jedno

W psychodynamicznej bazie na Alasce czworo psychoterapeutów próbuje pomóc tym, których los wystawił na największe próby. Freud, Kemberg, Róża i Biały Wilk zagłębiają się w najbardziej nieoczywiste rejony ludzkiego umysłu.

Każde z nich angażuje się w losy pacjentów – skrzywdzonej Jessi James, Alpinisty czy tajemniczej Księżniczki Wiatru i Arktycznych Terenów – jednak to Wilk staje się kluczową postacią tej opowieści.

Pędzi przez wielowymiarową przestrzeń pełną miłosnych napięć oraz pragnienia zemsty, stopniowo przekształcając się w istotę wykraczającą poza sny czy jawę. Zaburza postrzeganie dobra i zła, a jednocześnie prowadzi swoich pacjentów drogą ku uzdrowieniu… albo śmierci.





 „Biały wilk biegnie nocą” Eugeniusza Betchera to powieść, która zaprasza czytelnika do niezwykłej przestrzeni — arktycznej bazy psychodynamicznej na Alasce, gdzie rzeczywistość miesza się z marzeniem, umysł z mrokiem, a dobro i zło tracą wyraźne granice. Czuwają tam psychoterapeuci: Freud, Kemberg, Róża i tytułowy Biały Wilk — postaci, które bardziej niż pacjentów prowadzą nas przez własne lęki i pragnienia.

Początek książki była dla mnie obietnicą podróży w głąb psychiki i natury — „miejsce, gdzie dobro i zło łączą się w jedno”. To gotowa scena dla literatury gatunkowej, ale Betcher nie ogranicza się tylko do thrillera czy horroru — jego świat jest wielowymiarowy, momentami oniryczny. Z jednej strony śledzimy losy pacjentów: Jessi James, Alpinisty, Księżniczki Wiatru i Arktycznych Terenów, z drugiej – przemianę samego Wilka, który zdaje się być więcej niż terapeutą.

Jedną z mocnych stron tej powieści jest świat przedstawiony — surowy, zimny, tajemniczy. Alaska w tej historii to nie tylko tło, ale bohater sama w sobie: baza psychodynamiczna, biel śniegu, mrok nocy, granice umysłu. Autor z rozmachem kreuje przestrzeń, w której wyrastają symbole: Biały Wilk, motywy snu, pamięci czy zemsty. Dzięki temu lektura nie jest powierzchowna – wciąga i zmusza do myślenia.

Postacie są intrygujące. Biały Wilk to nie klasyczny antagonista – to ktoś trudny do zaklasyfikowania, postać na styku mitu i terapii. Pozostali terapeuci również mają swoje demony i zadania, co czyni historię bardziej złożoną niż typowy thriller psychologiczny. Jednak momentami miałam wrażenie, że autor woli pozostawić pewne motywacje niejasne – co z jednej strony dodaje atmosfery, z drugiej – może frustrować czytelnika spragnionego konkretu. To prawda, jest piękny język, ale i pewien chaos w fabule i niedomknięte wątki.

Z drugiej strony tempo akcji bywa nierówne. Pierwsze rozdziały są spokojniejsze, refleksyjne, z dużą ilością opisów i psychologicznych rozważań, a dopiero później historia przyspiesza. Dla mnie to zarówno zaleta (budowanie klimatu) jak i wada — momentami czekałam na więcej energii. W recenzjach czytelniczych można znaleźć zdanie, że „to nie bum, a raczej powolna lawina” wydarzeń.

Tematyka książki wykracza poza czystą rozrywkę. To opowieść o uzdrowieniu i destrukcji, o tym, jak ludzki umysł może być zarzewiem siły lub zguby. Kombinacja motywów psychoterapii, mitologii (wilka, natury) oraz arktycznego krajobrazu daje efekt zaskakujący i oryginalny. Książka skłania do refleksji nad tym, co znaczy być człowiekiem, co znaczy stawiać granice i jak łatwo je przekroczyć.

Dla kogo jest ta książka? Myślę, że najlepiej dla czytelników, którzy lubią literaturę wymagającą – zarówno pod względem formy, jak i treści. Jeśli oczekujesz szybkiej akcji i jednoznacznych bohaterów, możesz poczuć się trochę zagubiony. Ale jeśli masz ochotę na książkę, która pozwoli wejść w inny stan, zastanowić się nad granicą między jawą a snem, między dobrem a złem — „Biały wilk biegnie nocą” może być strzałem w dziesiątkę.

Podsumowując, daję tej powieści 6/10. Za pomysł, klimat, głębię i odwagę w podejściu do tematu. Trochę odejmuję za momentami nadmiar zawiłości i brak pełnej klarowności w wątkach, ale uważam, że to książka, którą warto przeczytać, a potem odłożyć i pozwolić jej rezonować w głowie jeszcze przez jakiś czas.

 

Recenzja napisana przez: Gosia Celinska

Moja ocena: 6/10

 

Wydawnictwo: Novae Res

Data wydania: 2025-08-04

Liczba stron: 214

ISBN: 9788383737751