Christopher Tolkien i Humphrey Carpenter - Listy J. R. R. Tolkiena


Piętnastoletnia ja zaczęłaby pewnie piszczeć z radości gdyby wiedziała, że będę kiedyś trzymać w ręku to wyjątkowo opasłe tomiszcze, zawierające ponad 300 listów Tolkiena napisanych w ciągu czterdziestu lat jego życia.



Przeczytałam je z niezmierną radością - oczywiście szczególnie wszystkie te fragmenty odnoszące się do publikacji “Hobbita” i “Władcy Pierścieni”. Również znalazły się tu listy będące raczej próbami odpowiedzi Tolkiena na pytania zadane przez tłumaczy różnych języków, którzy mieli przetłumaczyć “Władcę Pierścieni”, w tym np. języka islandzkiego czy węgierskiego, ale również są dwa listy zawierająca odpowiedzi na pytania zadane przez Marię Skibniewską - tłumaczkę naszej, w moim odczuciu jedynej słusznej, wersji “Władcy Pierścieni”. Mały spojler (o ile można o takim mówić w przypadku zbioru listów) - jeśli ktoś, tak jak ja, głęboko gardzi tłumaczeniem autorstwa Łozińskiego, to znajdzie w tym tomie sporo argumentów dla potwierdzenia tej niechęci.



Wiadomo, że większość czytelników sięgnie po tą książkę przede wszystkim ze względu na te listy, które Tolkien napisał próbując odpowiedzieć czy to dziennikarzom piszącym bzdury na jego temat w wywiadach, czy po prostu czytelnikom, ale również recenzentom czy właśnie tłumaczom - zainteresowanych bardziej szczegółowymi informacjami odnośnie samego Śródziemia, jego języków, wydarzeń i ludów. Na pewno dla tych wszystkich, którzy tak jak ja, kochają “Władcę Pierścieni” miłością absolutnie bezgraniczną, to połkną ją niesamowicie szybko. Zawiera ona naprawdę bardzo dużo ciekawostek i informacji o tym świecie - oczywiście sporo z nich osoba obeznana z tym światem znajdzie w Silmarilionie, w dodatkach do Władcy Pierścieni i w innych różnych miejscach, np w Niedokończonych Opowieściach. Informacje czasami się powtarzają, kiedy Tolkien z różnych przyczyn musi tłumaczyć te same rzeczy różnym osobom - albo tym samym, tylko “opornym” na wiedzę i argumenty pisarza.



To co mi się chyba najbardziej podobało w tych listach, to właśnie ta możliwość wglądu w przemyślenia, życie codzienne i proces twórczy Tolkiena, który nie był osobą, która lubiła czymkolwiek się przechwalać, opowiadać o sobie i o swoich osiągnięciach, zamiłowaniach i życiu osobistym. Przykładowo, za każdym razem kiedy, w swoim mniemaniu, za bardzo rozpisał się o swoich osobistych preferencjach, to zawsze przepraszał adresata za swoją “gadatliwość”, jak to zręcznie ujęła tłumaczka, Agnieszka Sylwanowicz.



W tym miejscu chciałabym wyrazić swoje najgłębsze uznanie i szacunek dla tłumaczki, która podjęła się takiego zadania - Skibniewska byłaby dumna. Ogrom pracy, jaki został w tę książkę włożony widać gołym okiem. Jako osoba, która przez kilka lat parała się tym zawodem wiem, że mnie takie zadanie z pewnością by przerosło - dlatego też tym bardziej doceniam wysiłek i go podkreślam.



Również niesamowitego wysiłku wymagało od Humphreya Carpentera zebranie i zredagowanie tego zbioru, wraz z opatrzeniem go przypisami (zazwyczaj kilku do większości listów), identyfikującymi postaci, zdarzenia czy miejsca pojawiające się w listach, które mogą być niekonieczne znane, szczególnie szerszemu odbiorcy.



Oczywiście książka ta jest skierowana przede wszystkim do miłośników świata Śródziemia. Ale listy w niej zawarte nie ograniczają się tylko do tego aspektu jego twórczości, ale też o jego trudach w przekładzie “Sir Gawena” czy “Perły” albo o różnych wykładach czy esejach, które opublikował jako akademik.



Czy było coś, co mi się w tej książce nie podobało (poza bólem nadgarstków przy trzymaniu tej, jakże szlachetnej, ale ciągle cegły)? Cóż, jako że światopoglądowo najbliżej jest mi do lewicy, a Tolkien był katolikiem, to znajdziemy kilka takich listów traktujących czy to o moralności, relacjach damsko-męskich czy rozwodach, które były dla mnie dość trudne do przebrnięcia. Wiem jednak, że dopóki poglądy autora nie przeszkadzają mi w odbiorze jego dzieł, to jestem w stanie się z tym pogodzić. Z innymi autorami SF/Fantasy nie miałam takiego szczęścia (szczególnie z tymi z naszego podwórka, którzy skrzętnie korzystają z Internetu, żeby mnie do siebie zniechęcić).



Jednak to, co chyba najbardziej zapadło mi w pamięć po tej lekturze, to niezwykła skromność Tolkiena i jego bezbrzeżna niechęć do wszelkich prób, podejmowanych przez jemu współczesnych, do analizy i rozkładania jego powieści na czynniki pierwsze w poszukiwaniu nieistniejących alegorii (patrzcie i uczcie się poloniści!). Rozumiem, śmierć Autora itp. itd. ale sam Tolkien, jeśli inspirował się czymś w procesie twórczym, to o tym otwarcie mówił. Dlatego też uważam, że każdy literaturoznawca powinien przeczytać przynajmniej listy na ten temat, żeby nabrać trochę pokory i przy “demontażu” swoich ukochanych dzieł zupełnie ich nie zniszczyć (parafrazując Gandalfa).



Reasumując, miłośnikom twórczości J.R.R. Tolkiena nie muszę tego zbioru polecać, bo sięgną po niego i bez jakiejkolwiek rekomendacji. Natomiast dedykuję go wszystkim literaturoznawcom i nauczycielom języka polskiego/ wykładowcom literatury, żeby spróbowali spojrzeć z dystansem na swoje wysiłki, i czy przypadkiem zamiast uhonorować jakieś dzieło literatury swoją analizą, nie zaczęli już go psuć.

Tytuł: Listy J.R.R. Tolkiena

Redakcja: Humphrey Carpenter

Wydawnictwo: Zysk i Ska

Tłumacz: Agnieszka Sylwanowicz

Rok wydania: 22.09.2020

ISBN: 978-83-8202-026-7

Oprawa: twarda z obwolutą

Liczba stron: 626


Autorka: Anna Klata

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz