"Kulawy szermierz" Tomasz Matera




Tomasz Matera w Kulawym szermierzu przenosi nas do fantastycznej krainy, w której niestety dla bohaterów, a sterty dla czytelników, króluje przemoc. Uther Mac Flann odniósł poważne obrażenia w boju. Koń, upadłszy na niego, zmiażdżył mu nogę, co zdyskredytowało go jako żołnierza. Obecnie wiedzie żywot najemnika, w którym, pomimo swojego kalectwa, radzi sobie całkiem nieźle.

Pewnego dnia zgłasza się do niego kobieta, jak się później okazuje, czarownica, która potrzebuje jego pomocy w dotarciu z dzieckiem do świątyni w górach. Wiedzie do niej niebezpieczna droga, pełna rzezimieszków, przed którymi Uther ma ją ochronić. Dziewczynka także jest wyjątkowa – płynie w niej krew dwójki magów, co może być problematyczne i w celu uproszenia u bogini łaski (i przekupienia jej kosztownościami, co jest powszechnie praktykowane), należy odbyć tę górską pielgrzymkę. A co się wydarzy po drodze? Jakie będą nieoczekiwane następstwa przyjęcia zlecenia i czy Uther udźwignie konsekwencje?

Proza Matery to kawał świetnie napisanej literatury fantastycznej. Stworzył on świat pełen szermierzy, dożów, gigantów, magów, który wciąga czytelnika od pierwszych stron. Dajemy się ponieść autorowi i im więcej przeczytamy, tym bardziej wsiąkamy w te fantastyczne miejsca. Bywa brutalnie, nawet bardzo, krew leje się często i gęsto, do tego sceny te są bardzo obrazowo opisane. W ogóle jest to lektura dość koszarowa (co wcale nie jest wadą). Główny bohater to wszak żołnierz, który niejedno w życiu przeszedł.

Autor używa kwiecistego, miejscami archaicznego języka, co nieco utrudnia odbiór (nie jest to lektura z tych łatwych), ale zarazem pozwala nam bardziej wczuć się w klimat odległych krain. Matera tworzy niczym poeta, tak obrazowe opisy, że nasza wyobraźnia z radością oddaje się tej zabawie i buduje przed naszymi oczyma świat książki. Nie brak również opisów wręcz obrzydliwych (to też nie ujmuje książce jakości), jak np.:
"Trunki przelewano z beczek do dzbanów, z dzbanów do gardeł, stamtąd do rynsztoków i zaułków, gdzie dzikie koty łakomie lizały cuchnące rzygowiny."
…bleh. Dosadnie i barwnie. Jednak już po kilku stronach przywykamy do tego pełnego ekspresji języka.

Na pewno nie można narzekać na nudę w Kulawym szermierzu – dzieje się dużo i w miarę rozwoju akcji poznajemy kolejne cechy tego fantastycznego świata i historię wyrazistego, pełnokrwistego bohatera, do którego, pomimo jego ordynarnego zachowania, pałamy sympatią. Jest w nim wszak coś bardzo heroicznego, rycerskiego wręcz.

Książka Matery to trochę tacy Zwiadowcy Johna Flanagana dla dorosłego, bardziej wymagającego czytelnika. Dla wielbicieli fantastyki Kulawy szermierz jest prawdziwą gratką. Dla tych, którzy po tego typu literaturę sięgają okazjonalnie, na pewno będzie to miło spędzony czas, gdyż powieść wszelkie pozytywne cechy gatunku zawiera.

Dodatkowo książka jest pięknie wydana, zachwyca urokliwą okładką, a wewnątrz znajdziemy mapę krain, o których opowiada. Niczym we Władcy pierścieni. Czarownicy, wojna, zwaśnione ludy… podobieństw do mistrza gatunku jest więcej. I choć to wysokie progi, ja bawiłam się równie dobrze, jak podczas lektury przygód Frodo.

Tytuł: Kulawy szermierz
Autor: Tomasz Matera
Data wydania: 2020-05-20
Wydawca: Initium
Liczba stron: 580
ISBN: 9788366328358

Autorka recenzji: Maria Piękoś

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz