"Mąż zastępczy" Joanna Chmielewska




Co zrobić, gdy żona po latach małżeństwa, bez uprzedzenia od ciebie odchodzi, nie masz pracy i cały wszechświat wydaje się być przeciwko tobie? Najlepiej pomóc starszej sąsiadce w trudnej sytuacji, bo przecież karma wraca…

W takim momencie znajduje się właśnie Piotr, gdy podczas przepychania toalety słyszy w radiu audycję o firmach jednoosobowych, których właściciele pomagają kobietom (najczęściej, acz nie zawsze) w stereotypowo „męskich” pracach okołodomowych – malowanie, tynkowanie, panele, terakota, skręcanie mebli, transport. Piotr jest „złotą rączką”, wiec postanawia zacząć działać jako „Mąż zastępczy”. Nazwa działalność, ku przerażeniu jego matki, pozostaje dwuznaczna, a dopisek w ogłoszeniach, że podejmuje również zlecenia nietypowe, budzi grozę. I to właśnie te ostatnie są największym elementem komizmu książki.

Złapanie i usunięcie nietoperza z mieszkania, zdjęcie kocura z czubka wysokiej jabłoni, odgrywanie scen z książkowego kryminału, czy w końcu uwolnienie zmarzniętej kobiety z zamkowego lochu w Sylwestra, to tylko niektóre z nich. Jest ciekawie, autorka wykazała się dużą wyobraźnią i choć momentami pomysły są iście pisarskie, a mało realne, czytanie powieści Chmielewskiej bawi i sprawia, że z lekkością płyniemy po kolejnych stronach.

Nie brak w życiu Piotra wydarzeń dramatycznych, a właściwie wszystkie łączą się z osobą Karoliny, żony, którą nadal kocha i nie może zrozumieć powodów jej odejścia. Jednak nie sposób oddać się smutnemu nastrojowi, gdy wokoło tyle przygód, niespodzianek i ciekawych postaci.

Co nowy bohater, to jaskrawszy. A sam Piotr? To dobry, uczynny człowiek, zawsze chętny do pomocy słabszym. Toteż w trakcie czytania nie martwimy się za bardzo o niego, gdyż to wewnętrzne dobro musi zwyciężyć. A swój spotka swego i ludzie za okazaną życzliwość odwdzięczają się tym samym. Przynajmniej tak jest u Chmielewskiej. W realnym życiu bywa różnie. Książki mają jednak to do siebie, że przenoszą nas do innego, często lepszego świata. Dlatego chcemy je czytać!

Świat Męża zastępczego pełen jest empatii i dobrych uczynków. Czyta się więc bez lęku, z przeświadczeniem, że wszystko zakończy się happy endem. Tylko z którą kobietą los skrzyżuje ścieżki Piotra na tyle mocno, że pozostanie w jego życiu na dłużej? Że nie będzie to przelotna znajomość, a przyjaźń lub coś więcej? Aby się o tym przekonać, musicie sięgnąć po książkę Chmielewskiej.

A warto! Bo jest to lektura w sam raz na ukojenie zszarganych codziennością nerwów. Miło znaleźć się w krainie, gdzie sprawiedliwość istnieje, wszyscy są w głębi duszy dobrzy, a przeznaczenie kieruje naszymi losami za sprawą dobrych duchów. To taka powieść ku pokrzepieniu serc. Temperatura tych literek emanuje ciepłem, które lokuje się w okolicy serca w trakcie czytania. Głównemu bohaterowi życzymy od początku jak najlepiej, ale pozostali również niemal natychmiastowo wzbudzają naszą sympatię, a pojawia się ich w książce naprawdę dużo. To oni właśnie są esencją lektury i jej siłą.


Jak to u Chmielewskiej, mamy i morał… a nawet kilka:
· Dostajesz to, co dajesz.
· Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
· Każdy koniec świata ma swój koniec.
· Życzliwość popłaca.
· Warto dawać drugie szanse.

…i wiele innych. Jest to książka moralizatorska i niezwykle pozytywna. Wskazana do czytania w czasie chandry, jak i radości. Uwaga! Pozytywny przekaz uzależnia i może skutkować sięgnięciem po kolejne książki autorki… Gdybyśmy wszyscy byli choć w połowie takimi „mężami zastępczymi”, jak Piotr, świat byłby lepszym miejscem… A więc róbmy co w naszej mocy, wierząc, że wszechświat w jakiś (zazwyczaj niespodziewany) sposób nam to wynagrodzi.


Tytuł: Mąż zastępczy
Autor: Joanna Chmielewska
Wydawca: MG
Liczba stron: 272
ISBN: 978-83-7779-617-7

Autorka recenzji: Maria Piękoś


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz