Dawid Ilów - Książę Liam i Zakon Smoków

 


Czy można być jednocześnie dzieckiem i dorosłym? Choć historia zna takie przypadki, nadal wydaje się to być mocno wątpliwe. Ponieważ nie udało mi się znaleźć praktycznie żadnych informacji na temat autora, a sugerując się tym, co i w jakim stylu napisał – można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z takim właśnie przypadkiem. No chyba, że przygody Księcia Liama i Zakonu Smoków spisały dwie osoby, ze znaczną różnicą wieku pomiędzy sobą, debiutujące pod literackim pseudonimem Dawid Ilów.

Wspomniany Liam to bardzo młodo osierocony książę, wydawałoby się, przyszły królewski dziedzic, który wyrusza na życiową misję, aby raz na zawsze pokonać zło, rozrastające się na całą krainę Eridal oraz odkryć swoje prawdziwe przeznaczenie (w sumie to głównie po to drugie). Od najmłodszych lat odczuwa dziwną więź ze smokami oraz potrzebę zgłębiania wiedzy na ich temat. Nie wiedział jednak jeszcze wtedy, że to właśnie od niego zależeć będzie przywrócenie dawniej zbudowanej i długo pielęgnowanej przez jego rodziców harmonii panującej pomiędzy wszystkimi istotami w krainie, kiedy ta została brutalnie zachwiana tuż po tragicznej śmierci królewskiej rodziny. Kiedy ten bolesny rozdział w historii królestwa zostaje wykorzystany przez bezwzględnie okrutnego stryja Liama do objęcia tronu, wydaje się oczywiste, że to właśnie chłopak musi zrobić wszystko, co w jego mocy, aby przywrócić dawny porządek. Do tego jednak potrzeba mnóstwa wiedzy, czasu i umiejętności. Ku jego szczęściu trafia na odpowiednie osoby, które są w stanie dać mu to pierwsze, poświęcić to drugie i nauczyć tego trzeciego.

„Książę Liam i Zakon Smoków” to dla mnie wielotwarzowa zagadka. Z jednej strony dostajemy olbrzymią porcję akcji, sprasowaną na zaledwie kilku, kilkunastu stronach, co znacznie spłyca jej istotę. Bohater staje w obliczu śmierci, ale autor uczy nas, że za pół strony już (bohater) nie będzie o tym pamiętał. Chcę czytać o tym dłużej i więcej, żeby jeszcze bardziej poznać „dlaczego?” zamiast „co?”. Nie jest mi to dane w takiej formie, jakiej oczekuję. Z drugiej strony ciężko odmówić autorowi warsztatu pisarskiego. Mimo widocznego czasami braku narzędzi, ten zdaje się prowadzić wątek wg dokładnie przepracowanego pomysłu.

Sam pomysł na mieszkańców Eridal (a są to naprawdę różnorodne rasy), faunę, florę, a także prawa rządzące tym światem wydaje się pochodzić z pełnej wyobraźni dziecięcej głowy. To jest na swój sposób ciekawe i szacunek autorowi należy się za to, że wśród wymyślonych już kiedyś tam elfów, orków, trolli, goblinów, koboldów, wampirów, wilkołaków itp. ryzykuje próbami stworzenia np. lupohumów, czyli połączenia wilka i człowieka ze skrzydłami orła, horenów – mocno umięśnionej kombinacji konia i hieny, czy florantisów – kwiatów, kształtem przypominających ludzi. Takie pomysły tworzy ta sama głowa, która dba również o sposób porozumiewania się postaci. I to już niestety woła o pomstę do nieba. Mnożenie liter i wykrzykników, ażeby wzmocnić wagę zdarzenia, wzywanie „poooommmooooocyyyyyyy!!!!!!!!” wywołuje odruch przeciwny – sprawia, że to nie ma żadnej wagi, a więc ulatuje gdzieś, ustępując miejsca zażenowaniu. Fakt, iż takich „smaczków” w powieści jest całkiem sporo, najczęściej (o ile nie zawsze) z ust Liama, kreuje w głowie jego obraz jako zwyczajnej pierdoły, która niczym Harry Potter nic nie umie, ale los uczynił z niej z jakiegoś powodu wielkiego wybrańca.

I znów odbijamy się od tej amatorskiej sztampy w kierunku o ile nie dobrej, to nawet znośnej powieści fantastycznej poprzez połączenie tych kiepskich stylistycznie momentów prześwitami warsztatowo w cale nie tak złymi. Opisy środowiska, zasady działania Zakonu, konsekwencje czynów, zgłębiana wiedza, choć z czasem nużą to nie sposób odmówić im spójności. Zatem nawet jeśli dziecko było w stanie wymyślić, kogo chce w powieści to w taką szatę słowną nie byłoby raczej zdolne tego wszystkiego poubierać.

Powieść do momentu przybycia Liama do Zakonu jest nawet znośna i momentami ciekawa. Po, już mniej i staje się bardziej przewidywalna.

Tylko Ty Liamie jesteś w stanie uratować świat od zguby i wiesz jak to zrobić (Ale na wszelki wypadek powiemy Ci dokładnie, jak masz to zrobić)

Liamie, musisz doświadczyć odpowiednich prób, żeby nauczyć się pewnych rzeczy, które pomogą Ci znaleźć tajemnicze Serce Drakonis. Jeżeli ich nie przejdziesz to znaczy, że wszystkie nasze starania poszły na marne, a świat opanuje wieczne zło. (Ale spokojnie, jak ich nie przejdziesz to nic się nie dzieje, my ci pomożemy. A tak na prawdę to w cale nie musiałeś ich przechodzić.)

Liamie tylko Ty jeden wiesz gdzie jest ukryte Serce Drakonis i tylko Twoja wewnętrzna siła może nas uratować. (Dlatego powiemy ci dokładnie gdzie jest ukryte, bo przecież my też to wiemy)

Liamie do Serca Drakonis czeka Cię długa droga. Przygotuj się odpowiednio! (No chyba, że skorzystasz z tego tunelu, który wykopaliśmy niewiadomo kiedy. Prowadzi on wprost do celu, cieszysz się?)

Pamiętaj, Twój przeciwnik jest bystry i sprytny, dlatego nie lekceważ go! (Zatem powinieneś rozważyć pomysł ogrania go jak małe dziecko, nie bój się nic Ci przecież nie zrobi.)

To ciągłe głaskanie po głowie zdaje się mieć sens dopiero na końcu historii, kiedy to zostajemy oświeceni zwrotem akcji. Choć nie wiem, czy sensu w tym wszystkim nie doszukuję się na próżno.

Podsumuję to parafrazą jednego z dowcipów, który wydaje się być adekwatny do zachowania i traktowania głównego bohatera powieści:

Ilu Liamów potrzeba do wkręcenia żarówki?

Jednego. Wystarczy, że będzie ją trzymał, cały świat przecież i tak kręci się wokół niego.

 AUTOR: Dawid Ilów

TYTUŁ: Książę Liam i Zakon smoków

GATUNEK: Fantastyka

DATA WYDANIA: 13.11.2024r

LICZBA STRON: 428

WYDAWNICTWO: Novae Res

ISBN: 9788383732794

OCENA: 🌟🌟🌟★★★★ (3/10)

PoważnieNiepoważny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz