Z Sówką Literówką w podróży przez proces wydawniczy

 



Gdy zaczęłam czytać książkę Andrzeja Zyszczaka Jak wydać książkę, byłam pewna, że przygotuje mnie dobrze do wydania mojej własnej pozycji. Po przeczytaniu tej lektury wiem już, że nic nie stoi na przeszkodzie, by moje nazwisko pojawiło się na okładce książki, a jednocześnie właśnie czuję presję (nawet pisząc tę recenzję), by nie powielić błędów, o których autor wspomina w jednym z rozdziałów. Jestem też trochę przerażona ogromem prac dla autora przy self-publishingu i wielu tematom, które muszę wziąć pod uwagę już teraz, gdy nawet sama treść książki nie jest jeszcze gotowa (chociażby to, czy planować wydruk książki jedynie do rozdania jej znajomym, co być może zmniejszy koszty, czy jednak iść „na grubo” i marzyć o półce TOP 10 w Empiku).

No nic, pozostaje mi jedynie podzielić się z Wami moimi przemyśleniami po przeczytaniu poradnika Jak wydać książkę.

Na początku, po krótkim wstępie, poznajemy Sowę – Sówka Literówka – która przeprowadza nas przez książkę, dzieląc się wskazówkami i ciekawostkami. Bardzo mi się podobało, że autor zwrócił się do nas w następujący sposób: "Sówko Literówko, to jest Czytelnik. Istnieje spora szansa, że tak naprawdę to Czytelniczka lub Osoba Czytająca (...)" - jestem zachwycona tym inkluzywnym opisem.

We fragmencie książki poświęconym błędom językowym uśmiałam się przednio. Szczególnie ten rozdział powinien trafić gdzieś w środek internetowych dyskusji, by uświadomić ludziom jakie błędy popełniają. Sposób, w jaki zostały opisane, nie wywołuje we mnie gniewu i poczucia bycia krytykowaną (ani nie wyobrażam sobie na szczęście gniewnego wzroku autora, gdy widzi takie teksty z błędami w otchłaniach Internetu), tylko chęć poprawy, a to pierwszy krok do posługiwania się poprawną polszczyzną. Jeden z moich ulubionych przykładów to: "poprawić na lepsze [jeśli coś jest zmienione na gorsze, to nie będzie poprawione]". Dorzuciłabym do tego jeszcze listę błędów fleksyjnych (na szczęście autor wyjaśnia, czym one są i nie musimy cofać się pamięcią do czasu lekcji języka polskiego w podstawówce) – przy kilku z nich (np. stewardessa, krwioobieg, Alladyn) musiałam się dobrze zastanowić, jak brzmią poprawne formy i nie ukrywam, że sięgnęłam po wsparcie Wujka Google, bo aż trudno było mi uwierzyć, że zaprezentowane wyrazy są błędne.

Autor mówi też o terminach, które musimy zaplanować na korektę, redakcję czy skład, a także o potencjalnych kosztach („Czy teraz już rozumiesz, dlaczego usługa redakcji zwykle jest najdroższa ze wszystkich usług służących przygotowaniu książki do wydania? Kurczę, choćby z litości!” ;)). Dzięki tej wiedzy już na wstępie możemy oszacować, czy w ogóle udźwigniemy ten temat finansowo. Możemy też przemyśleć, czy nie chcemy uruchomić wcześniej przedsprzedaży lub jakiegoś fundraisingu, pozwalającego nam na pokrycie kosztów wydania książki w zamian za egzemplarze. Andrzej w zabawny sposób (taki zabawny, że naprawdę można się uśmiechnąć, a nie „zabawny” w stylu wujka Leszka na weselu o 4 nad ranem) opisuje bardzo poważne tematy, które mogą nam wyłożyć i zepsuć cały misternie zaplanowany proces, a także sprawić, że poniesiemy spore koszty lub zmarnujemy czas, gdy coś nam się wysypie na którymś z początkowych etapów lub gdy wybierzemy złych dostawców usług. Znając zamiłowanie autora do motoryzacji, a także wiedząc już mniej więcej jak wygląda proces posiadania książki z własnym nazwiskiem (bo przecież przeczytałam książkę o tym jak wydać książkę, prawda?), ten cytat spokojnie powinien trafić na blurb (nie wiesz co to? Z tej książki się dowiesz!) – „Jednocześnie szukanie dobrego specjalisty przypomina poszukiwanie niepognitej mazdy, więc gdy autor znajduje idealnego dla siebie redaktora, zazwyczaj trzyma się go bez względu na koszty i jest gotów czekać długie miesiące na wolne terminy.”

Książka jest napisana przyjemną dla oka czcionką, jest też ładna wizualnie (nie za sprawą grafik, bo takich tu jest niewiele – tekst jest przejrzysty i łatwo jest nam się odnaleźć w kolejnych rozdziałach). Dużym plusem są też przykładowe zdjęcia – dzięki nim dowiemy się, czym różni się książka klejona od szytej, jak najlepiej zaprojektować rzucającą się w oczy okładkę, czy jak zdenerwować czytelnika grzbietem.

Bardzo mi się podobało, że autor dzieli się też z nami wskazówkami, które przydadzą nam się nie tylko przy pisaniu książki, ale również prac magisterskich czy innych, gdzie poprawność językowa jest ważna. Podesłane przez Andrzeja skróty do wykorzystania w Wordzie pozwolą nam na usunięcie zbędnych spacji, które czasem sprawiają, że całość tekstu niepotrzebnie nam się rozjeżdża.

Każdy kolejny rozdział to ogrom informacji do przyswojenia – jestem przekonana, że tę książkę przeczytam więcej niż raz. Chciałabym do niej wracać przy każdym kolejnym etapie wydawania mojej publikacji, aby mieć pewność, że nic nie pomijam i że rozumiem, co w danym momencie się dzieje. Po jednokrotnym przeczytaniu zapamiętałam też część branżowego słownictwa, dzięki temu łatwiej mi będzie rozmawiać z moim potencjalnym wydawcą (lub redaktorem, korektorem czy składaczem, jeśli pójdę w stronę self-publishingu) i nie będę czuła się tak zagubiona.

Na końcu książki znajdziemy też skorowidz – dzięki niemu szybko odnajdziemy potrzebne fragmenty. Nie zabrakło także checklisty – możemy się upewnić, że w odpowiedniej kolejności wykonujemy następne kroki w naszym procesie wydawniczym. Jest to też dla nas podpowiedź, czym będziemy zajmować się za chwilę i jak się do tego przygotować.

Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się nad wydaniem własnej książki, myślę, że Jak wydać książkę Andrzeja Zyszczaka jest doskonałą pozycją na początek. Dzięki tej lekturze przekonamy się, czy nasz pomysł nie spali na panewce, a jeśli dalej będziemy zdecydowani na wydruk, przygotujemy się do tego procesu merytorycznie. No i przede wszystkim unikniemy kosztownych błędów.

Zdecydowanie polecam publikację Andrzeja, ponieważ zawiera wszystkie najważniejsze informacje dla laika, napisana jest przystępnym językiem i łagodnie wprowadza w świat wydawców. A przy tym jest pełna humoru i wskazówek, które zapamiętamy na długo. Być może dzięki tej publikacji uda nam się ominąć wiele błędów czy literówek w tekstach pisanych na co dzień (no właśnie, na co dzień czy na codzień? Zerknij do książki ;)).

 

Książkę przedpremierowo przeczytałam i recenzję napisałam ja – Gosia 😉  i oceniam ją 10/10.

Książkę można kupić tutaj – zarówno w formie papierowej jak i ebooka: KLIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz