Graham Masterton - Dom stu szeptów
Horrory o nawiedzonych domostwach, to jeden z najbardziej oklepanych motywów w literaturze i kinie grozy. Sięgano po niego tak często, że naprawdę ciężko zbudować na nim coś interesującego. Jak więc wykorzystuje ten moty Graham Masterton w swojej najnowszej książce?
Graham Masterton to niekoronowany król
literackich horrorów klasy B. Szczyt swojej świetności sympatyczny Brytyjczyk
osiągnął w latach dziewięćdziesiątych. Był to pierwszy autor, którego książki
grozy przyszło mi czytać – dlatego darzę go tak dużym sentymentem. Autor zawsze
miał charakterystyczny styl – jego literatura zawierała dużo brutalnych scen
gore oraz erotyki. Nie jest więc to literatura dla każdego, jakkolwiek od lat
ma swoich wiernych fanów.
Rodzina Russelów przyjeżdża do posiadłości
AllhallowsHills – na odczytanie testamentu zmarłego tragicznie seniora rodu.
Herbert Russel był emerytowanym naczelnikiem więzienia, mieszkającym w ogromnej
posiadłości lezącej pośród mokradeł. Jego dwa synowie i córka wraz z rodzinami,
pojawiają się w tym dziwnym starym domostwie, aby załatwić formalności i wrócić
do swojego życia. Żadne z rodzeństwa nie zamierza mieszkać w tym opuszczonym
dworze, w którym czuć dziwną atmosferę strachu i zła. Oczywiście, nic nie jest
takie proste – bohaterowie dowiadują się że ich ojciec został prawdopodobnie
zamordowany – a syn Roba nagle znika. Na czas zarządzonych przez policję
poszukiwań Russellowie muszą więc zostać w Allhallows Hall. Szybko rozumieją,
że czai się tu jakaś pradawna zła moc.
Akcja w wyżej wymienionej powieści jest
nieśpieszna. Bardziej przypominająca powoli rozkręcający się kryminał, niż do
czego nas przyzwyczaił autor krwawą jatkę polaną dozą erotyki. Zdecydowanie
większy nacisk położony jest na ukazanie rodzinnego dramatu, oraz psychologiczny
aspekt postaci, niż na klasyczne straszenie. Osoby przyzwyczajone więc do
najlepszych książek autora jak „Rook” czy „Tengu” będą zawiedzione. Napięcie w
Domu stu szeptów przypomina mi raczej to znane mi ze starych klasycznych
horrorów , jak „Omen”. Dlaczego psy, po wejściu do domu jeżą się ze strachu ?
Czy tajemnicze szepty w nocy to tylko wytwór wyobraźni ? Wszystkie te drobne
zdarzenia budują nastrój pełen strachu i napięcia, tak samo jak miejsce w
którym dzieje się akcja powieści. Opatulona wrzosowiskami miejscowość Dartmoor,
stary dwór w stylu Tudorów owiany legendami – ma to swój mistyczny klimat.
Dom stu szeptów jest według mnie powieścią
zdecydowanie inną, niż poprzednie książki Grahama Mastertona. Czy to źle ?
Myślę, że nie – mimo to osobiście sam czytając ten tytuł nieco się zawiodłem.
Akcja wyżej wymienionego tytułu idealnie nadawałaby się do zrealizowania serial
o kolejnym domu grozy. Jednak książka nie zaskoczy nas kompletnie niczym – ot
kolejny nawiedzony dom, w kolejnej mglistej scenerii. Książkę czytało mi się
dobrze, mimo że czasem mi się dłużyła. Może nie postawie jej na półce
ulubionych powieści grozy, ale mogę ją polecić na jesienne wieczory.
Łukasz Szczygło
Plusy :
-Ciekawe ujęcie motywu nawiedzonego domu
- Miła lektura na jesienne wieczory
-budowanie grozy niczym w klasykach gatunku
Minusy:
-Potrafi się dłużyć
-Zbyt mało Mastertona w Mastertonie
- To tylko kolejny nawiedzony dom
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz