Zofia Markowska - Noir
„Noir” - tytuł będący
nazwą gatunku, daje to, co obiecuje. Mamy w nim gangsterską Amerykę lat około
trzydziestych ubiegłego wieku. Jest więc nie stroniący od whisky prywatny
detektyw, kobieta w opałach, odziana w „małą czarną” i futro, są mafiosi i jest
klimat dusznego, małego miasta, przepełnionego przestępczością i typami z pod
ciemnej gwiazdy.
Michael Todd ma w
Mindath swoje biuro. Nie lubi tego miejsca, można powiedzieć z wzajemnością, bo
popularnością detektyw nie grzeszy. W deszczowy (a jakże by inaczej!) wieczór
odwiedza go Rita Maroni, dając mu zlecenie. Todd ma odkryć, kto zabił jej męża,
włoskiego restauratora i członka mafii. Biedak zginął trafiony kulką w łeb, od
tyłu. Kto miał motyw?
Natychmiast pojawia
się teoria o porachunkach mafijnych, jednak szybko zostaje odrzucona.
Amerykańscy bossowie chcieli by bowiem dać takim czynem bardziej jednoznaczny i
ostrzegawczy przekaz. Kto więc miał powód by zabić?
Postaci jest
niewiele, miejsc akcji również. Całość intrygi jest dość liniowa, jednak
zakończenie wprowadza swego rodzaju zwrot fabuły. Historia jest niestety
płytka, choć ma potencjał. Gdyby za sam pomysł wziął się wprawiony pisarz, moglibyśmy
otrzymać całkiem zgrabną powieść z gatunku noir. Autorką jest jednak
siedemnastoletnia absolwentka gimnazjum. I to się niestety w książce czuje.
Czytając miałam
wrażenie obcowania z fanfikiem internetowym, czy tworem rodem z Wattpada.
Wszystko jest proste, zerojedynkowe. Klimat znacząco rożny, ale poziom
literacki niczym z serii „After”. Trafiają się też nieścisłości. Z jednej
strony miasto, w którym jest jeden dom publiczny, poza nim kościół i bar - na
głównej, rozrywkowej ulicy, a bohaterowie muszą przedstawiać się policjantowi.
Z wychwyconych przeze
mnie mankamentów, pojawiają się tez drobne błędy stylistyczne, powtórzenia oraz
niekonsekwencje. Niekiedy nazwy miejsc i ulic są wymieniane po angielsku,
niekiedy po polsku. Sam pomysł dobry. Widać, że autorka miała kontakt z
popkulturą i z niej czerpała wzorce. Nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że
to bardziej praca zaliczeniowa niż dojrzała powieść.
Zdarzało mi się
czytać słabsze książki, pisane przez dorosłych. „Noir” jednak nie porywa. Co
rusz mamy do czynienia z sennymi marami głównego bohatera, jego brutalnością i
nadludzkim zmysłem prześwietlania charakterów podejrzanych. Całość wydaje się
mocno naciągana. W efekcie, nie odczuwamy przesadnej przyjemności z obcowania z
powieścią, a jedynie staramy się dobrnąć do końca, aby przekonać się, jak
autorka zaplanowała finał.
Nie sposób też pozbyć
się wrażenia, że Markowska jest poniekąd niewiarygodna. Trudno bowiem zaufać
nastolatce opisującej przybytek uciech w Ameryce lat trzydziestych. Reasumując,
dzierżymy w ręku powieść przeciętną i niedopracowaną, szkic czegoś, co dopiero
po sporej obróbce ma szansę stać się prawdziwą literaturą.
„Noir” jest książką
na jedno popołudnie. Nie tylko za sprawą małej, dwustustronicowej objętości,
ale także ubogiej treści. To debiut, liczę więc po cichu, że autorka się
rozwinie i z czasem zaproponuje nam dzieła bardziej złożone.
Na plus można by
zaliczyć tworzenie atmosfery dusznego, brudnego, małego miasteczka i
wszechogarniający dym papierosowy i gorzki smak whisky. Klimat uda się
czytelnikowi poczuć. A to już dobry początek!
Tytuł: Noir
Autor:Zofia Markowska
Data wydania:2020-07-03
Liczba stron:204
Wydawca:Novae Res
ISBN:9788381479219
Zrecenzowała: Maria
Piękoś
Źródło okładki: Novae
Res
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz