Andrzej Michał Derwisz - Śledztwo Oskara Roka
Z okładki bije po oczach wściekła marsjańska czerwień i od razu mam w głowie fragment "Marsjanina" w reżyserii Ridleya Scotta – filmu, który powstał na bazie powieści Andy’ego Weira o tym samym tytule. Stoimy za plecami dwóch tajemniczych postaci w skafandrach kosmicznych, a w tle jeden ze statków, zmierzający zapewne do czegoś podobnego do kosmicznej stacji, której przeogromny fragment widzimy. Wygląda to naprawdę imponująco. Czy zawartość trzeciej z kolei powieści Andrzeja Michała Derwisza obok "Pierdołolandii" i "Przybyszów" ekscytuje równie mocno? Tu już moje zdanie jest nieco inne.
Europejską Agencję Kontroli Układów zaczyna interesować fakt zniknięcia Walkirii – frachtowca, który dostarczał rzekomo broń na Marsa. Ponieważ wyciek podejrzanej sprawy do opinii publicznej może zachwiać dotychczasowym względnym ładem, a konfliktu międzyplanetarnego na wielką skalę, raczej nikt by nie chciał, Agencja wysyła tytułowego Oskara Roka, aby potajemnie, ale stosunkowo szybko i rozważnie rozwikłał tę tajemnicę. Już od pierwszych stron, mężczyzna przechodzi do działania.
Oskar, choć pasuje go od teraz nazywać Adamem po wizycie w jednej z Luniańskich Księżycowych knajp otrzymuje dziwne instrukcje od nieznajomej osoby. Zaraz po tym, jak wciska mu do ręki przedmiot wyglądający jak mini trójząb Neptuna – ginie. A przynajmniej takie wrażenie odnosi Adam. Nie są to bynajmniej pierwsze i nie ostatnie zwłoki, które widzi, ponieważ im dalej w głąb fabuły, tym trup będzie ścielił się gęściej, a mam wrażenie, że jakakolwiek wiedza o czymkolwiek związanym z Marsem może kosztować życie absolutnie każdego. Samo zniknięcie Walkirii, czyli jedyny cel Adama wydaje się wierzchołkiem lodowej góry problemów.
Powieść zaciekawia okładką, jak wspomniałem wyżej i utrzymuje to zaciekawienie w sumie do końca, ale z sinusoidalną intensywnością. Pierwszy wzrost zaciekawienia dostajemy, kiedy Oskar vel Adam zmierza do Europy, ale nie tej ziemskiej, a marsjańskiej. Od momentu jego przybycia odnoszę wrażenie, że to nie on próbuje rozwikłać zagadkę, ale to trybiki całego ogromnego wszechświata działają na tyle sukcesywnie, że wydawać się może, że Oskarowi vel Adamowi droga do rozwikłania tajemnicy może ścielić się sama. Trafienie na kompana, który ot tak zobowiązuje się mu pomagać w tajnej misji, o której nikt nie wie. Trafienie na gościa, który zna gościa, który zna gościa, który z całą pewnością coś wie na nurtujący głównego bohatera temat. Trafianie zawsze tam, gdzie trzeba w odpowiednim miejscu i czasie, żeby być z tą nitką bliżej kłębka, mimo iż Oskar vel Adam sam jakoś szczególnie nie musi wysilać szarych komórek i łączyć faktów.
Jeżeli czytając wyda Wam się, że Oskar vel Adam to taka pierdoła, której wszystko jest cudownie podawane na tacy to macie racje z tą pierdołą, ale ukierunkowanie go tu i tam jest już częścią nie cudownego zbiegu okoliczności, a bardziej chytrze obmyślanego (nie przez Oskara vel Adama) planu.
Czytelnik widzi tytuł, tj. „Śledztwo Oskara Roka” i potrafi czytać opis z tyłu okładki oraz treść książki, zatem wie, że wspomniany Oskar Rok – kontroler układów w Europejskiej Agencji wyruszył na tajną misję o wiadomym celu, jako Adam Swift – prezes fikcyjnego przedsiębiorstwa Swift&Swift. Wystarczyło zatem od momentu przybycia na Marsa zrobić z niego Adama i tak go przedstawiać czytelnikowi lub zostawić Oskara, wykorzystując jego tożsamość incognito jedynie w dialogach. Zupełnie nie rozumiem zabiegu ciągłego, mozolnego przypominania, że Oskar i Adam to jedna i ta sama osoba, nazywając go nieskończoną ilość razy Oskarem vel Adamem. Tak jakby autor nie ufał swoim czytelnikom, czy ci jeszcze pamiętają kim był jeden, a kim drugi.
Co by jednak nie mówić, trzeba oddać, że takich i tylu zwrotów akcji, co w tej książce, nie czytałem już bardzo długo o ile w ogóle. Czytając, należy bardzo wnikliwie śledzić każdy ruch, ponieważ pod koniec książki to właśnie on może mieć znaczenie. Dzięki temu nawet jeżeli już będziecie znudzeni przewidywalnością fabuły, nie ma opcji, żeby taki stan utrzymał się do końca. Ostatnie kilkadziesiąt stron robi w głowie taką zawieruchę, że wynagradza niedoskonałości warsztatowe.
Podsumowując, powieść z całkiem ciekawym pomysłem fabularnym oraz kreacją bliskiego wszechświata. Ma swoje mankamenty, jednak z całą pewnością złą jej nazwać nie można.
TYTUŁ: Śledztwo Oskara Roka
GATUNEK: Fantastyka, science-fiction
DATA WYDANIA: 16.06.2025r
LICZBA STRON: 402
WYDAWNICTWO: Novae Res
ISBN: 9788383738680
OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟★★★★ (6/10)
PoważnieNiepoważny


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz