Pokochaj mnie wreszcie! - Agnieszka Łepki
Kamila i Nina – siostry bliźniaczki – nie mają szczęścia w miłości. Podczas gdy pierwsza przeżywa kryzys małżeński z powodu oziębłości męża, druga próbuje na nowo ułożyć sobie życie po bolesnym rozwodzie. I choć obie odczuwają znużenie oraz samotność, to nie rezygnują z walki o swoją przyszłość i dzień po dniu próbują odczarować szarą rzeczywistość.
Kamila chce ratować piętnastoletni związek, dlatego stara się obudzić w mężu namiętność oraz pożądanie, Nina zaś postanawia założyć konto na portalu randkowym i tam poszukać swojej drugiej połówki.
Jakie efekty przyniosą starania sióstr?
I czy po czterdziestce można poczuć jeszcze… motyle w brzuchu?
Już sam tytuł sprawia, że coś zaczyna boleć. To nie prośba, to niemal krzyk. I dokładnie z takim ładunkiem emocjonalnym czytelnik wchodzi w życie dwóch kobiet — sióstr, które niby są do siebie podobne (bo bliźniaczki), ale los ułożył im wszystko na opak. Kamila i Nina — każda z nich z innego punktu startuje w tej opowieści, ale obie łączy jedno: czują się niezauważone, niedotykane, niekochane.
Kamila wydaje się tą, która „wygrała życie” – mąż, córka,
dom. Tylko że w tej bajce książę dawno zamienił się w cień. Brak bliskości,
oziębłość, wymówki. Kamila się stara. Głaszcze to, co już zimne, próbując
rozgrzać dawne emocje. Ale nie ma w tym czułości, tylko wysiłek i żal. Autorka
bardzo celnie pokazuje, jak kruche potrafi być to, co zbudowaliśmy przez lata —
że nie trzeba burzy, czasem wystarczy codzienna cisza.
Nina z kolei po rozwodzie skacze na główkę w cyfrowy świat
randek. A tam, wiadomo – ocean rozczarowań, gdzie łatwo się potłuc. I choć z
zewnątrz wydaje się silna, pewna siebie, piękna, to pod tym blaskiem kryje się
głęboka potrzeba bycia czyjąś najważniejszą osobą. I ogromna samotność.
To nie jest historia, którą czyta się dla akcji. Tu nie ma
spektakularnych wydarzeń. Ale są emocje, które trafiają dokładnie tam, gdzie
trzeba. Autorka pisze w sposób, który nie udaje — nie ma tu sztuczności, ani
prób przypodobania się czytelnikowi. Jest autentyczność i do bólu prawdziwa
codzienność.
Podobało mi się, że bohaterki nie są tylko „zbiorem cech”.
One żyją. Czasem są śmieszne, czasem irytujące, czasem żenujące — ale zawsze
prawdziwe. Popełniają błędy, mówią rzeczy, których później żałują, reagują
impulsywnie, ale nigdy nie są papierowe. Kamila chwilami przypominała mi kogoś
bliskiego. Albo mnie samą.
Ogromnym plusem książki jest też to, że nie daje prostych
rozwiązań. Nie ma tu „księcia na białym koniu”, nie ma cudownej przemiany. Jest
praca. Nad sobą. Nad tym, co z nas zostało po latach niedobrego dotyku i
niezadanych pytań. To powieść o tym, że nawet po czterdziestce można zacząć od
nowa. I że warto.
Autorka dotyka też ważnych tematów drugoplanowych — rodziny,
która nie słucha, córki, która dojrzewa w cieniu niedopowiedzeń, matki, która
kocha po swojemu i nie potrafi być obecna. Te wątki dopełniają główną historię,
nadając jej szerszy kontekst. I żadna z tych rzeczy nie jest potraktowana
powierzchownie.
Kiedy zamknęłam książkę, poczułem dziwną mieszankę smutku i
ulgi. Bo to nie jest opowieść, która daje ucieczkę. To książka, która pokazuje,
że wszystko, czego szukamy, jest już gdzieś w nas — tylko czasem trzeba się
bardzo pogubić, żeby to odnaleźć.
Moja ocena: 8/10
Wydawnictwo: Novae
Res
literatura
obyczajowa, romans
Data wydania: 2025-03-21
Liczba stron: 404
ISBN: 9788383736105
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz