Maria Hawranek - Szkoły, do których chce się chodzić
Ciekawa jestem, jakie były wasze dziecięce
marzenia o idealnej szkole. Jestem przekonana, że każdy z Was o tym
fantazjował. Ja też.
Chciałam chodzić do szkoły, która
mieściłaby się w zamku. Na najwyższym piętrze byłyby wspólne pokoju, w których mogłyby
nocować dzieci, które nie chcą wracać do domu. Spędzałybyśmy tam razem czas z
koleżankami, niczym w internacie, trochę jak we francuskiej bajce
"Madlen". Lekcje byłyby ciekawe i prowadzone przez nieco szaloną
nauczycielkę, trochę jak Pani Loczek z bajki "Magiczny autobus".
Chciałam, by każdy był w szkole za coś odpowiedzialny - ktoś hodowałby kwiaty,
ktoś opiekował się zwierzętami, które mieszkałyby w szkole, a ktoś inny
wyręczał w obowiązkach panie woźne. Chciałam, by szkoła miała tajemnicze miejsca
do odkrywania, jak strych czy piwnica.
Niestety nic z tego w dzieciństwie nie
dostałam. Moi rodzice zapewnili mi wspaniałą edukację domową od najmłodszych
lat. Zerówka i pierwsze klasy szkoły podstawowej były dla mnie niezrozumiałe.
Po prostu się tam nudziłam, zdobywanie wiedzy w tych latach nie wiązało się z
niczym ekscytującym. Wszystko to już umiałam, a często sprzeciwiałam się
robieniu rzeczy, które wydawały mi się absurdalne. Moją pierwszą ocenę
niedostateczną dostałam w drugiej klasie podstawówki na religii. Ksiądz kazał
nam narysować w katechizmie grób bliskiej osoby. Nie narysowałam go, bo nie
miałam nikogo bliskiego na cmentarzu. Nie zrozumiał. Kazał narysować więc
przypadkowy grobowiec. Nie chciałam tego zrobić, bo bałam się, że ściągnę na rodzinę
klątwę, więc wpisał do dziennika jedynkę. Czujecie ten absurd?
Szkoła zdecydowanie mnie nudziła. Dziś
wiem, że potrzebowałam czegoś więcej, by dostać taką szkołę na jaką zasłużyłam.
Niestety nic z tych planów się nie ziściło. Za to, razem z dziećmi z okolicy
tworzyliśmy szkołę po szkole. U koleżanki w garażu. Starsze dzieci uczyły
młodsze, a młodsze pozwalały w starszych obudzić duch dziecka. Robiliśmy
gazetki ścienne o porach roku, nietypowych świętach lub o tym, co kto chciał.
Wydawaliśmy własną prasę w zeszytach 16 kartkowych i roznosiliśmy po domach. W
tej szkole były z nami nasze psy, koty i nasze rodzeństwo, które jeszcze nie
potrafiło mówić. Ale tam czułam się dobrze.
Dziś jestem dorosła, skończyłam
polonistykę i nauczanie wczesnoszkolne i przedszkolne. Po epizodzie pracy jako
nauczyciel wiem, że szkoła to nie miejsce pracy dla mnie. Jestem za mała, by
coś zmienić.
Nie mogę tego powiedzieć o bohaterach
książki Marii Hawranek, oni mieli w sobie siłę i moc, by wdrożyć nowe metody
nauczania i stworzyć szkoły, do których dzieci chcą chodzić.
Na szczęście dziś jest to bardzo modne i
rodzice przywiązują ogromną wagę do wyboru szkoły swoich dzieci, zwłaszcza w
dużych miastach. Hawranek w swojej książce zrobiła przegląd najbardziej
ciekawych i dobrze prosperujących szkół.
Prym wiedzie edukacja oparta na metodzie
Marii Montesori, czyli autonomii poznawczej dziecka, które prowadzi go do
samodzielności. Hawranek poświęca jednej ze szkół prowadzonej w duchu tej
metody obszerny rozdział. Zachęcam Was do przeczytania, chociażby po to, by
wiedzieć, kim była ta znana lekarka i jak wiele zawdzięcza jej współczesna
edukacja.
"Szkoły, do których chce się
chodzić" to wspaniała książka, która w każdym rozdziale odkrywa przed
czytelnikiem rodzaj szkoły. W tej szkole pracują nauczyciele, których trudy i
początki pracy opisała autorka. W tej szkole są także dzieci, dlatego Hawranek
nie boi się ukazywać tego, co chcą nam przekazać. Z naturalną swobodą
reporterki pokazuje, co martwi dzieci, a co tak naprawdę je cieszy. Wszystko po
to, by stworzyć szkołę idealną.
W publikacji wydanej nakładem Wydawnictwa
Znak przeczytacie o szkołach waldorfskich, demokratycznych czy o szkołach
leśnych, które ostatnio są moim faworytem. Przeczytacie także o tym, jak
funkcjonują szkoły w innych państwach, zwłaszcza skandynawskich, i czego
jeszcze możemy się od nich nauczyć.
System edukacji w Polsce nadal jest widmem
przeszłości, przez które czasem przebija się słońce. Tym słońcem są właśnie
szkoły opisane przez Marię Hawranek w książce "Szkoły, do których chce się
chodzić". To szczególnie ważna publikacja dla nauczycieli, którzy nadal
nie potrafią odpuścić oceniania, którzy nie rozumieją, jak ważne w życiu dzieci
są kompetencje i ich rozwijanie. To także książka dla rodziców, którzy stoją
przed wyborem, jaką szkołę wybrać dla swojego dziecka, by odbiła się na
sukcesie, który w życiu osiągnie.
Moja ocena:10/10
Zrecenzowała Klaudia Cebula
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz