Jan Łada - w nawiedzonym zamczysku
Mówi się, że często kupujemy oczami. Taka często jest prawda, wchodząc do księgarni, czy biblioteki potrafimy sięgnąć po książkę, o której nie mamy pojęcia, jeżeli jej okłada przyciąga nasz wzrok. Tak było w tym wypadku – o powieści Jana Łady nie miałem zielonego pojęcia, ale tytuł i okładka przyciągnęły mnie na tyle, że postanowiłem sięgnąć po wyżej wymieniony tytuł. Czy było warto ? Postaram się wam opowiedzieć. No dobra bez bicia przyznaję, że jestem literackim ignorantem i na temat Jana Gnatowskiego (pseudonim artystyczny Jan Łada) nie miałem wcześniej bladego pojęcia. Urodzony 22 lipca 1855 w Skarżynówce na Podolu a zmarły w 1925 ksiądz będący poetą i pisarzem uznawany jest za prekursora polskiej literatury fantasy. Jego książki w 1951 roku zostały wycofane z obiegu i objęte cenzurą. Sam ten fakt, dla prawdziwego fana fantastyki powinien być na tyle interesujący, aby zachęcić do sięgnięcia po tą pozycję. Zwłaszcza że niedawno pojawiło się wznowienie jednej z najciekawszych powieści autora „W zaklętym zamczysku” pod nieco zmienionym tytułem, przez wydawnictwo Zysk i S-Ka. Akcja powieści umiejscowiona jest na Wołyniu w latach 1633-1635, zanim wybuchnie wojna z Kozakami. Główną osią tej historii jest konflikt pomiędzy dwoma rodami szlacheckimi: Miśniakowskimi i Turobojskimi. Niczym w „Romeo i Julii” Kazimierz Miśniakowski ratuje z opresji Hanię Turbobijską i zakochuje się w niej bez pamięci. Nie przypomina wam to nieco „Ogniem i Mieczem” ? Bo właśnie „W nawiedzonym Zamczysku” jest swoistym prologiem powieści Henryka Sienkiewicza. Sam wątek romansu w niczym mi nie przeszkadzał, czuć tu było nawiązanie do najlepszych dzieł romantycznych. Możemy się tu bowiem zapoznać się z wieloma ciekawymi opisami obrzędów pogańskich, ścierających się z nimi obrzędów chrześcijańskich. Do tego dochodzą słowiańskie mity, legendy, wilkołaki, upiory itp. Całość więc jest jak wspominałem mocnym nawiązaniem do ery Romantyzmu. Do tego wszystkiego dochodzą piękne opisy przyrody, obyczajów szlacheckich i kozackich. Trzeba przyznać, że autor idealnie oddaje ducha tamtych czasów i przeplata je z tamtejszym folklorem. Styl pisania książek i język od 1925 roku zmieniła się bardzo, dlatego wydawnictwo zredagowało język i przystosowało go nowego odbiorcy. Zachowano zdecydowanie archaiczne słownictwo, które idealnie pasuje do ducha tej opowieści. W końcu to czasy szlachty, kontuszy i szabel – a więc i język powinien być dopasowany do realiów – co autor czyni wręcz idealnie. Dla współczesnego fana fantastyki nie będzie to książka idealna – więcej tu odniesień do historii niż samych duchów. Jak wspominałem język jest archaiczny, i wiele tu dłużących się opisów przyrody niczym u Sienkiewicza. Jest jednak powieścią ciekawą ze względu na historię, ale i na autora, który był zakazany w PRL-u. Zdecydowanie należy takie książki promować i ocalić od zapomnienia. Podsumowując ja podczas wizyty „W nawiedzonym zamczysku” bawiłem się rewelacyjnie – może być to zasługa tego, że kocham Ogniem i mieczem, uwielbiam ducha słowiańszczyzny i polskiej ery romantyzmu, a może po prostu wiedźma Morta rzuciła na mnie czar. Wydanie jest piękne – twarda oprawa na czele z wspaniałą ilustracją. Tu chciałbym jeszcze raz podziękować wydawnictwu Zysk i S-Ka za wznowienie tej książki, bo o takich dziełach warto przypominać. 10/10
Łukasz Szczygło
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz