"Kukułcze jaja z Midwich" John Wyndham

 ZBIOROWY INDYWIDUALIZM



W Oppley nie brak cwaniaków, a w Stouch lizusów, ale w Midwich roi się od wariatów

Po lekturze Dnia Tryfidów miałem zgagę. Mój wrodzony masochizm jednak nie pozwolił przejść obojętnie obok kolejnej pozycji Wyndhama. Z wielkimi pokładami nadziei na barkach zaczytałem się w Kukułczych jajach z Midwich i wiecie co? Jeżeli skierowałem Wyndhama na egzamin poprawkowy po pierwszej styczności z jego twórczością, tak chłop przy drugim podejściu udowodnił, że na pozytywną ocenę jak najbardziej zasługuje. Jest mrocznie. Jest klimatycznie. Jest ciekawie. Czyli dokładnie tak, jak być powinno.

Wraz z upływem lat, możliwość zapadnięcia w głęboki sen przestaje być dla nas karą, niechcianą powinnością, a zaczyna jawić się jako nagroda, być może jedna z najmilszych chwil w krótkiej ucieczce od świata. Może także być objawem narkolepsji. Przekonali się poniekąd o tym wszyscy mieszkańcy miasteczka Midwich, którzy akurat w nim byli dokładnie o 22:17 w nocy z dnia 26 na 27 września, nieświadomie ucinając sobie drzemkę. W tym czasie, ku zaskoczeniu wszystkich, śpiące kobiety w wieku rozrodczym zachodzą w ciążę. Dzieci, które niebawem przyjdzie im urodzić wyglądają niepokojąco podobnie. Wykazują także zdolności telepatyczne. Podobnie jak miało to miejsce we wspomnianym Dniu tryfidów, bohaterowie mimo iż zdezorientowani zjawiskiem, najpierw próbują dopasować się do nowej dziwnej rzeczywistości, a dopiero po jakimś czasie rozkładają temat na czynniki pierwsze i próbują dotrzeć do źródła problemu. Logiczne? Nie wiem. Ale to czyni ich bardziej ludzkimi, a Wyndham nas już do tego przyzwyczaił.

Uwielbiam gatunek science fiction w całej okazałości. Kocham pozycje zatopione w nim całkowicie, ale i te, które wychodzą dość mocno poza jego granice. Kukułcze jaja z Midwich są tego przykładem. W jednym punkcie (małej cichej wiosce) zbiegają się różne twarze jednego problemu. Już samo stwierdzenie, że zjawisko masowego zachodzenia w ciążę podczas snu jest problemem, może stanowić punkt do rozważań. Dla niektórych Midwichan wydaje się to kolejnym etapem w życiu i szybko godzą się z nieoswojoną rzeczywistością.

Dlaczego Bóg ukarał niewinną ludzkość demonami, które wychodzą z kobiet? A może właśnie jest to kara za życie w grzechu? Jak wyjaśnić ogromne podobieństwo nowonarodzonych dzieci (przenikliwe oczy, kolor włosów, rysy twarzy itp.) i kto jest ich ojcem? Jak dalej żyć ze świadomością noszenia w łonie dziecka, niechcianego i nieplanowanego? Gdzie w tym wszystkim znaleźć sens nagłego instynktu macierzyńskiego? Czy za moralną będzie uznana próba pozbycia się nietolerowanych nowych obywateli? Czy pojawiające się znikąd dzieciaki to kosmici? Co mają do powiedzenia państwa zwaśnione z Anglią, na której terenie leży Midwich właśnie? Może to jakaś nowa niezrozumiała strategia prowadzenia wojny? To tylko kropla w morzu pytań, które zadać może czytelnik, a które zadają sobie na pewno mieszkańcy wioski. Udaje im się nawet znaleźć odpowiedzi. Niestety nie wszystkie wątpliwości zostają całkowicie rozwiane.

Czy cywilizacja z biologicznego punktu widzenia nie jest formą dekadencji [?]"

Czy luka między homo sapiens i innymi gatunkami nie jest zbyt duża, sugerując, że dla nas byłoby lepiej, gdybyśmy zatrzymali się w rozwoju na poziomie innego inteligentnego, a przynajmniej półinteligentnego gatunku [?]

Zastanawiam się czy kiedykolwiek wymyślono głupsze i bardziej fałszywe pojęcie niż „Matka Natura”? Właśnie dlatego, że Natura jest bezlitosna, odrażająco i niewiarygodnie okrutna, trzeba było wymyślić cywilizację. Uważa się, że zwierzęta są dzikie, ale najdziksze z nich wydają się niemal udomowione w porównaniu z rozbitkami usiłującymi przetrwać na morzu.

Przewybornie czyta się te fragmenty, w których reprezentanci odmiennych poglądów próbują pod każdym kątem rozumowo bombardować zagadkę ostatnich wydarzeń. Nawet jeżeli ich rozumowanie wydawać się może ułomne etycznie.

Małe nudne, ale malownicze miasteczko torturowane szeregiem zjawisk to temat znany w dorobku co najmniej kilku przychodzących mi teraz na myśl poczytnych autorów. Z tematem w Kukułczych jajach z Midwich spotkałem się jednak po raz pierwszy. Zachowanie niektórych bohaterów, mimo iż wygląda na zupełnie nielogiczne, nie denerwuje tak, jak w przypadku Dnia tryfidów, a ponieważ jest to druga książka Wyndhama, którą miałem okazję przeczytać, czy chcę, czy nie chcę, oceniam ją trochę przez pryzmat poprzedniczki.

Autor snuje historię poprzez mówiącego do nas bezpośrednio Richarda Gayforda, który wraz z żoną miał szczęście przebywać poza wioską w feralną noc. Jakby sam Wyndham chciał powiedzieć: ok, nie podobał ci się mój Dzień Tryfidów, daj mi szansę i pozwól, że zabiorę cię na spacer i opowiem, co przydarzyło mi się pewnego razu w Midwich. To na pewno cię zaciekawi. Gayford znika nam wielokrotnie w trakcie powieści, pozostawiając nas w rękach innych mieszkańców wioski – w tym bohatera zbiorowego (lub, jak to zostało tu ładnie nazwane: zbiorowego indywidualizmu), jakim niewątpliwie są dzieci. 

Takie powieści to frajda dla zmysłów i uczta dla umysłu. Do czego doprowadzić może świadomość, że pozycja człowieka jako szczytowego produktu procesu ewolucji jest zagrożona? Sprawdźcie sami, naprawdę warto. Warto także wspomnieć o tym, że po lekturze można oglądnąć sobie serial z 2022 roku na podstawie tejże powieści. 

AUTOR: John Wyndham

TYTUŁ: Kukułcze jaja z Midwich

GATUNEK: science fiction

DATA WYDANIA: 01.10.2024r

LICZBA STRON: 256

WYDAWNICTWO: Rebis

ISBN: 9788383382470    

OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟★★ (8/10)

PoważnieNiepoważny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz