Daphne, czwarta z ośmiu latorośli arystokratycznej rodziny Bridgetonów, to młoda, ładna, inteligentna i pełna uroku dziewczyna, która marzy o tym, żeby wyjść za mąż i mieć dzieci, jednak nie ma szczęścia do adoratorów. Z kolei Simon Basset, książę Hastings, przyjaciel brata młodej Bridgertonówny, nie zamierza się ustatkować, ale jako naprawdę dobra partia, jest wręcz nagabywany przez przedsiębiorcze matki młodych panien. Kiedy poznaje Daphne i dowiaduje się o jej kłopotach, postanawia pomóc sobie i jej - wpada na pomysł, żeby udawali, że ze sobą romansują, a wtedy on nie będzie musiał uciekać od natarczywych adoratorek, a ona zyska grono wielbicieli, którzy zainteresują się nią dlatego, że spotyka się z księciem. I na początku ich intryga sprawdza się świetnie, ale z czasem okazuje się, że nie wszystko da się zaplanować…

Opis tej książki sugeruje to, co lubię najbardziej, a mianowicie romans historyczny, rozgrywający się w Anglii w środowisku arystokratycznym. Oczekiwałam więc lekkiej, miłej historii miłosnej w klimatach epoki. Niestety, im bardziej zagłębiałam się w tę książkę, tym większe było moje rozczarowanie, dostałam bowiem coś odrobinę, ale tylko odrobinę lepszego od harlequinów pisanych na jedno kopyto, wydawanych na papierze gazetowym.

Powieść Mój książę Julii Quinn to faktycznie jest romans, rzeczywiście osadzony w dawnych czasach, a konkretnie w XIX wieku, ale zdecydowanie bardzo współczesny, choćby pod względem języka, czy zachowań bohaterów. Oczywiście autorka starała się gdzieś tam wpleść realia epoki, jak na przykład bale, czy jakieś konwenanse, ale w ogólnym rozrachunku warstwa historyczna wygląda tu ubogo i niestety brakuje w niej konsekwencji. Jeśli ktoś sięgając po tę książkę oczekuje, jak ja, czegoś w stylu Jane Austen, to zdecydowanie nie te klimaty.

Niestety, nie tylko brak tu realiów epoki, w której rozgrywa się akcja, ale też jest to bardzo przewidywalna historia, z romansem rodem z tych tanich harlequinów. Nie ratują jej nawet bohaterowie, są oni bowiem płascy, bardzo niekonsekwentni w swoich zachowaniach i przede wszystkim zbyt nowocześni jak na czasy, w jakich żyją. Na przykład główna bohaterka, Daphne, jest wyjątkowo zuchwała, nie tylko według realiów swojej epoki, ale zdecydowanie i tych współczesnych. Mimo iż została wychowana na panienkę z dobrego towarzystwa, w końcu jest córką wicehrabiego, zachowuje się jakby zupełnie nie ograniczały jej konwenanse i zasady zachowania stosowne do jej stanu i roli w społeczeństwie. Co prawda ciągle mówi o tym, że musi pilnować się i co ludzie powiedzą, ale nie przeszkadza jej to nie tylko całować się z mężczyzną niebędącym jej mężem w ogrodzie w trakcie dużego przyjęcia, ale i w tym samym ogrodzie bez zastanowienia praktycznie zrzucić górną część sukienki przed swoim amantem, nie przejmując się, że ktokolwiek ze wspomnianego przyjęcia może to wszystko zobaczyć.

Podobnie jest w przypadku pozostałych bohaterów - niby są arystokratami z XIX wieku, przedstawiani są jako członkowie socjety, a zdecydowanie się nie zachowują w sposób, jaki sugeruje ich status społeczny. Poza Daphne i Simonem, tak naprawdę nikt nie ma też cech charakteru, pozostałe postacie przewijające się w książce stanowią wyłącznie bezbarwne tło opowieści, nic więcej. Tak samo kwestia wątku miłosnego - jest on spłycony do granic możliwości, zamiast jakiejś nutki romantyczności i namiętności, książka pokazuje wyłącznie pożądanie i nie budzi w czytelniku żadnych emocji.

W książce pojawiają się też sceny erotyczne, oczywiście również bardzo współczesne i na dodatek powtarzalne, a momentami wręcz żenujące. Zdecydowanie zabrakło w nich subtelności, czy jakiejś delikatności, przydałoby też się więcej niedopowiedzeń, a mniej dosadności. W końcu to miał być romans historyczny, a w tego typu powieściach autorzy raczej unikają wprowadzania tego typu scen, stosują raczej niedopowiedzenia, co mnie akurat bardziej odpowiada.

Właściwe rozdziały tej powieści rozpoczynają się fragmentami kroniki towarzyskiej pewnej nieco złośliwej, a bardzo tajemniczej lady Whistledown. Ta bardzo wścibska i wszystkowiedząca kronikarka demaskuje tajemnice bohaterów, snuje swoje refleksje nad ich zachowaniami, czy domysły odnośnie ich losów. I o ile to jest ciekawy dodatek, o tyle też niekoniecznie pasuje ona do klimatów epoki. Takie kroniki prawdopodobnie się kiedyś pojawiały, ale wątpię żeby były tak dosadne i opowiadające o różnych ludziach z socjety z imienia i nazwiska.

Chociaż Mój książę to dla mnie totalne rozczarowanie w kwestii historycznej i nie tylko, nie przeczę, że całą historię romansu Daphne i Simona czytało mi się bardzo szybko. Być może miał na to wpływ fakt, że gros tej książki stanowią dialogi i że cała akcja jest dość dynamiczna. Nie powiem też, że się nie wciągnęłam, ale zdecydowanie nie uważam, że to dobra i wartościowa powieść. Prawdopodobnie ta książka i cała seria może sprawdzić się jako tak zwana lektura na „odmóżdżenie”, ale zdecydowanie nie polecam jej fankom dobrych romansów historycznych.


tytuł: "Mój książę"
tytuł oryginału: "The Duke and I"
seria: "Bridgertonowie", tom 1
autor: Julia Quinn
tłumaczenie: Wiesław Lipowski, Katarzyna Krawczyk
data wydania: 2021-01-08
wydawca: Zysk i Ska
liczba stron: 480
ISBN: 978-83-8202-127-1

Autorka recenzji: Aga K.

Brak komentarzy: