Piotr Kościelny - Skóra
Sięgając po Skórę przede wszystkim, oprócz obiecanych brutalnych morderstw, bardzo ciekawiło
mnie ujęcie mojego rodzinnego miasta. Akcja powieści autorstwa Piotra
Kościelnego została umiejscowiona we Wrocławiu. Miałam ochotę na krwawą
historię, a fakt, iż rozgrywała się w polskich realiach nie odrzucał mnie ani
trochę. Fabuła rozpoczyna się w sielankowym tonie, po to, aby chwilę później
zacząć szokową czytelnika. Nad Odrą znalezione zostają fragmenty ludzkiej
skóry. Władysław Majchrzak przystępuje wraz z kolegami z zespołu do śledztwa,
które ma na celu wykrycie sprawcy tego przestępstwa. Ofiar zaczyna przybywać, a
wskazówki, jakie udaje się odnaleźć śledczym z wydziału kryminalnego wskazują
na to, że sprawcą może być ktoś z policyjnych szeregów.
Spore nadzieje, jakie
wiązałam z tym tytułem zostały rozwiane już mniej więcej w połowie książki. Od
samego początku lektura szła dość gładko, ale szybko poczułam znużenie i krwawe
morderstwa opisane na kartach Skóry nie wynagradzały mi wystarczająco całego szeregu wad, jakie rzuciły mi się
w oczy.
Kreacja postaci w
powieści Piotra Kościelnego to spora prowizorka. Bohaterowie mają jedną, może
dwie cechy, rzadko kiedy dostajemy ich rysopis i tak naprawdę ciężko znaleźć
swoich ulubieńców, czy też takie charaktery, które można by znienawidzić od
początku. Bardzo uciążliwym jest to, że wypowiedzi większości z nich, to kalki.
Postacie z Wrocławia, Poznania i Łodzi posługują się takimi samymi odzywkami,
czy określeniami (jak, np. fabryka jako miano komendy, co nie zostaje
czytelnikowi wyjaśnione, musi ten potoczny zwrot rozszyfrować sam). Majchrzak,
jako bohater pierwszoplanowy zostaje nieco dokładniej nakreślony, jednak w
żadnym wypadku nie wzbudza zainteresowania, o sympatii już nie wspominając –
jest gwałtownym, pyskatym gliniarzem, który wszystkich ustawia do pionu.
Niepokorne charaktery na kartach powieści to często klucz do przykucia uwagi
odbiorcy, jednak w tym przypadku Władysław co najwyżej działał odpychająco.
Mnóstwo było w scenach z jego udziałem prężenia mięśni i udowadniania, jak to
on potrafiłby zepsuć czyjąś reputację, jednak brzmiało to jak pogróżki
gimnazjalisty, których pokrycia nikt by się nie obawiał.
Autor wprowadza na
karty swojej powieści mnóstwo postaci, choć połowa z nich jest zbędna. Tajna
specgrupa złożona z policjantów z innych miast to zmarnowany potencjał i pole
do rozegrania wątków obyczajowych, bez wpływu na śledztwo prowadzone w sprawie
wrocławskiego mordercy.
To, co najmocniej
irytowało w czasie lektury, to prosty i niedopracowany styl. Skórze przydałaby się lepsza redakcja do wyłapania niekonsekwencji w postaci
przezwisk pisanych niekiedy z użyciem cudzysłowu, a czasem bez, czy też sporej
ilości potocznych określeń, w związku z którymi czytelnik nie dostaje wyjaśnień
(„kominiarze” jako określenie antyterrorystów. Nie będzie powszechnie
rozumiane). Poza tym w narrację wkrada się mnóstwo stereotypów – jak kobieta,
to pewnie chce spędzić dużo czasu w galerii, a jak blondynka z dużym biustem,
to stoi na recepcji tylko dlatego, żeby przyciągnąć uwagę klientów, bo do
poważniejszych zadań jest za mało inteligentna. Jak facet, to pewnie woli
szaleć ze znajomymi i tylko dla tej wyjątkowej chce się ustatkować. Tego typu
treści przemycane nawet na drugim planie odrzucają. Co więcej, w dialogach i
samej narracji pojawia się sporo przekleństw. Jest to zrozumiałe w sytuacjach,
gdy śledczy znajdują się akurat na miejscu zbrodni, ale można by tego
oszczędzić, szczególnie w rozmowach służbowych i zwykłej wymianie informacji
między członkami zespołu tropiącego mordercę. Już w pierwszej połowie wstawiane
jako przecinki przekleństwa drażniły, zamiast szokować, czy budować napięcie.
Wreszcie,
przedstawienie Wrocławia, jako miejsca akcji nie wykroczyło specjalnie poza
kilka nazw ulic i rejonów miasta, więc historia mogłaby się rozegrać w każdym
innym miejscu w Polsce. W tekście pojawia się też dużo powtórzonych treści –
wygląda to tak, jakby nie było nic lepszego do wstawienia, to na nowo opiszmy
jak bardzo szokujące jest to, że podejrzanym jest policjant. Zdaję sobie
sprawę, że tropienie kolegi po fachu, to nic przyjemnego, ale refleksje z tą
kwestią związane opierają się na niedowierzaniu wyrażanym w taki sam sposób
przez kilku bohaterów.
Zakończenie
pozostawia wiele do życzenia, choć autorowi udaje się zbudować odpowiedni
poziom napięcia. Gdyby już w połowie książki nie stało się oczywistym, kto jest
sprawcą, można by się nawet dać trochę zaskoczyć. Problem w tym, że motywacje
mordercy nie zostają wystarczająco dobrze wyjaśnione (poza lakonicznym „lubiłem
zabijać od dzieciństwa”), a i wątki związane z pewnym zaginięciem nie znajdują
finału.
Skóra rozczarowuje. Fanom Chrisa Cartera może spodobać się konwencja
popełnianych zbrodni i ich odbiór, ale każdemu, kto liczy na lekturę na choćby
przyzwoitym, w stopniu minimalnym, poziomie - odradzam. Warsztatowi autora
przydałoby się dopracowanie, a także wyższy poziom wrażliwości w opisywaniu
reakcji ludzkich, czy relacji. Język trochę trąci myszką i praktycznie ciężko
czerpać jakąś satysfakcję z lektury, choć niektórym może spodobać się tempo
rozgrywania wydarzeń.
Tytuł: Skóra
Autor: Piotr Kościelny
Wydawnictwo:Initium
Data wydania: 15-01-2021
Liczba stron: 460
ISBN: 978-83-66328-46-4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz