Rafał Bąk - Gra
Często jest tak, że książki przyciągają nas okładkami. Nie
oszukujmy się, ludzie to najczęściej wzrokowcy. Stąd zresztą powiedzenie – „nie
oceniaj książki po okładce”. „Gra” Rafała Bąka, na pierwszy rzut oka kusi nas
swoją okładką, czy idzie to w parze z zawartością książki?
Zapraszam do poniższej recenzji.
Kości zostały rzucone
Rafał Bąk, to autor początkujący, na co dzień zajmujący się
prowadzeniem studia tatuażu. Z tego co zdążyłem się zorientować ma na koncie
już jedną książkę, pod tytułem „Ab ovo”. Przyznam szczerze, że ja osobiście nie
miałem okazji jej przeczytać. Czytając więc nową powieść Pana Rafała nie miałem
żadnych oczekiwań. Czasem zdecydowanie lepiej jest nie znać autora, bo można
odkryć perełkę – czy tak będzie w tym wypadku ?
Grę czas zacząć
Po śmierci ukochanej żony i dziecka, nasz główny bohater imieniem
Witold żyje na krawędzi. Dni mijają mu na codziennych wizytach w barze,
wlewaniem w siebie dużych porcji alkoholu, oraz przygodnym seksie. Nikt, nawet
jego najlepszy przyjaciel Dimitri, nie jest w stanie go powstrzymać, przed
autodestrukcją. Po jednym z wielu takich samych dni zaczyna sobie uświadamiać,
że jego życie toczy się jakby w zapętleniu czasowym. Jedyną osobą, która może
mu pomóc rozwiązać jego problem wydaje się tajemniczy nieznajomy. Jedyny
warunek jest taki, że nasz bohater musi zgodzić się na dołączenie do
tajemniczej gry.
Tak w wielkim skrócie przedstawia nam się fabuła. Oczywiście motyw
zapętlenia, jest motywem dość znanym, jednak autorowi udało się mnie w jakiś
sposób zaciekawić na tyle, że pierwszy rozdział pochłonąłem w tempie
błyskawicznym. Co do samego głównego bohatera- Witolda, sama jego postać nie
wywołała na mnie jakiegokolwiek większego wrażenia. Ot zwykły mężczyzna,
rozpaczający po śmierci ukochanej rodziny. Daleko mu do bohatera, czy
antybohatera – nie ma w nim nic co mogłoby po prostu sprawić, aby stał się
mnie, jako czytelnikowi bliski. Ot typowy Polak, nie lubi Niemców i
homoseksualistów, uwielbia za to wódkę i papierosy.
Ogólnie autor czerpał inspirację z wielu źródeł i da się to odczuć
od początku. Tajemniczy nieznajomy, którego pozna Witek całkiem przypadkiem ma
służącego imieniem Behemoth- a to tylko jeden z wielu przykładów. Czasami
wygląda to tak, jakby autor wrzucił kilka swoich ulubionych motywów z fantastyki
do jednego garnka, porządnie zamieszał niczym Panoramix i liczył, że stworzy
napój magiczny. W pewnym momencie, można się po prostu zgubić. Nagromadzenie
pomysłów, postaci, nawiązań jest tak dużo – że zaczyna nam się kręcić w głowie.
Nie mogę odmówić autorowi wyobraźni, ale co za dużo to niezdrowo. Kompletnie
nie rozumiałem też dlaczego pewne plemiona, które przyjdzie wam poznać toczą
jakąś mistyczną wojnę. I to jest chyba największy błąd autora – zbyt duża ilość
pociągnięta wręcz na siłę.
Podsumowanie.
Mam mieszane uczucia co do tej lektury, napisana jest lekkim
piórem, i przeczytanie jej nie sprawia nam wiele trudów. Na pewno nie jest
nudna, bo dzieje się tu bardzo wiele – jednocześnie jej największym błędem jest
to, że dzieje się aż za dużo. Przez to nie potrafimy się skupić na tym, co się
właściwie dzieje. Sam bohater jest też na tyle nijaki, że nie mamy do niego
żadnych uczuć.
Niestety jak widać – nie zawsze treść idzie w zgodzie z okładką, a
szkoda.
Ode mnie solidne 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz