George R.R. Martin - Aforyzmy i mądrości Tyriona Lannistera

George R.R. Martin - Aforyzmy i mądrości Tyriona Lannistera

 


George R.R. Martin - Aforyzmy i mądrości Tyriona Lannistera

Będzie krótko, bo i książka jest krótka. Mały wzrostem, wielki duchem, syn Tywina Lannistera, krzywonogi brat Cersei i Jaime’go, Królewski Namiestnik, karzeł z Casterly Rock, przez niektórych zwany pogardliwie krasnalem lub nawet potworem, przez innych przyjacielem, wielokrotnie oskarżany o powodowanie wszelkiego zła tego świata argumentowane najczęściej tym, że się urodził. Tyrion Lannister. Postać, której opis książkowy mało kto chce pamiętać, po tym jak w ekranizacji w jej rolę wcielił się Peter Dinklage. Jego intelekt błyszczy intensywniej od słońca, jego język siecze głębiej niż valyriańska stal. Jego bronią jest umysł, czego przykład dawał niezliczoną ilość razy w Pieśni Lodu i Ognia. Zdecydowanie milej spędza mu się czas w fotelu niż na koniu. Nie lubi wojen, a tym bardziej w nich uczestniczyć, dlatego wszelkich potyczek stara się unikać. Książce, która w całości powstała z odsączenia części wypowiedzi Tyriona z całej Gry o Tron nadano tytuł „Aforyzmy i mądrości…” i podzielono ją na kilka rozdziałów adekwatnych do dziedziny, której dotyczą. Jest zatem zbiór mądrości „O byciu karłem”, „O potędze słów”, „O miłości”, „O wartościach rodzinnych”, „O kondycji ludzkiej”, „O muzyce”, „O jedzeniu i piciu”, „O królowaniu”, „O realnej polityce”, „Sztuka wojny”, „Sztuka ratowania własnej skóry” (w której swoją drogą Tyrion osiągnął chyba mistrzostwo), „Sztuka kłamstwa”, „O smokach i innych mitach” oraz „O religii”. Mamy więc całkiem spory wykaz „aforyzmów” naszego ulubionego karła. Tyle tylko, że nie jestem pewien czy ów wykaz aforyzmami nazwać można… Aforyzm bowiem z definicji to „zwięzła, przeważnie jednozdaniowa wypowiedź, wyrażająca ogólną prawdę filozoficzną lub moralną…” i z tą częścią na upartego byłbym się w stanie zgodzić, mając do czynienia z tą książką. Jednak jej część dalsza, „…w sposób zaskakujący i błyskotliwy” dyskwalifikuje takie nazewnictwo tej pozycji całkowicie.

„Wszyscy zginiemy”

To niewątpliwie wyraża ogólną prawdę filozoficzną i moralną. Co jednak w tej wypowiedzi jest błyskotliwego lub zaskakującego? Albo:

„Nikt nie boi się karłów”

Raczej mało błyskotliwe stwierdzenie, a patrząc na nie z perspektywy świata stworzonego przez Martina albo z punktu widzenia samego autora tych słów – również mało zaskakujące. Takich „złotych myśli” jest tu sporo. I myślę, że bardziej pozytywny odbiór wywołałyby wówczas gdyby postarano się o zaopatrzenie każdego w kontekst. Wrzucone tu swoją drogą każda na swojej stronie, starannie ozdobione i co chwilę przeplecione cudnymi rysunkami Jonty Clark nie znaczą nic poza tym, że ładnie wyglądają.

„Gdybym zjadł jeszcze jednego pieroga to bym pękł” - zdarzało mi się mówić przy okazji świąt. Do możliwości sprzedawania tego cytatu w twardej okładce brakuje mi jednak jeszcze autora, który stworzyłby w swojej książce postać na moje podobieństwo. Mógłbym tam być kimkolwiek, skoro kontekst i tak nie ma znaczenia. Co do złocistego odcienia powyższej myśli chyba nikt nie ma obiekcji…?


AUTOR: George R. R. Martin

ILUSTRATOR: Jonty Clark

TYTUŁ: Aforyzmy i mądrości Tyriona Lannistera

GATUNEK: Fantastyka

DATA WYDANIA: 18.11.2013r

ILOŚĆ STRON: 160

WYDAWNICTWO: zysk i S-ka

ISBN: 9788382020779 

OCENA: 🌟🌟✶✶ (2/10)

PoważnieNiepoważny


E. Raj - Mavec

E. Raj - Mavec

 


E. Raj - Mavec

Świat Ucznia Nekromanty, choć sam w sobie jest już epicki, posiada także niemniej epicko stworzonych bohaterów. Jednych lubimy, choć w cale na to nie zasługują, a innych nie cierpimy, mimo tego, że nie mamy ku temu tak naprawdę powodów. Niektórzy wywołują u nas wstręt, ale chcemy im kibicować, jeszcze inni są tak trudni do przejrzenia, że graniczy z cudem poznanie ich prawdziwych intencji. Jedno jest pewne – autorka stworzyła mnóstwo postaci, z których każda jest inna, każda na swój sposób wyjątkowa, a w naszych mózgach tak zamieszała, że mimo wyraźnie opisanych plugawych okrutnych rzeczy, jakich się tu dopuszczają, przeżywamy, kiedy to im dzieje się coś złego. Kto chciał ujrzeć za kratkami seryjnego rzeźnika z zatoki, postępującego wg kodu stworzonego przez ojca (Dexter)? Kto czekał na złapanie nauczyciela i ucznia gotujących to i owo w kamperze (Breaking Bad)? Przykłady można mnożyć. Wydawałoby się, że świat wywrócił się do góry nogami skoro trzymamy kciuki za czarne charaktery. W świecie stworzonym przez Panią Raj nawet wyznawcy Pana Światłości mają grubo za uszami. Dlatego jedną z niewielu postaci, którą tak bardzo chciałem głębiej poznać był Mavec. Wampir. Były złodziej. Sługus Gildii. Zatrzymany w czasie jako dziewiętnastolatek od chwili, kiedy… no właśnie. Warto sięgnąć po dodatkowy, ponad 200 stronicowy materiał poświęcony tej postaci, żeby przyjrzeć się dokładniej jego smutnemu losowi.

W trakcie czytania coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu jak tragicznym bohaterem jest Mavec. Tego zupełnie nie widać w Pladze, a jego postać bardzo tam intryguje. Książka mimo iż wydawałoby się, że jest poświęcona tytułowemu Mavecowi, tak naprawdę solidnie dotyka również Norgala. Czasem odnosiłem wrażenie, że Mavec jest tylko przykrywką do przemycenia zmian, jakie zachodzą w tym chłopcu, od którego wszystko się zaczęło. Dualizm, jaki rozrywa wampira od środka jest tu bardzo wyraźny. Czy chce być wolny? A może jest już przyzwyczajony do niewoli? Umarł w wieku 19 lat? A może nadal żyje skoro ma naturalne, ludzkie odruchy? Jest opanowany, ale czy wystarczająco, żeby nie wessać się w każde napotkane gardło? Przecież czymś się żywić musi. No i finalnie, czy jest zły, czy dobry? A może jest w nim tyle samo jednego, co drugiego?

Mavec to minipowieść, której akcja toczy się niedługo przed „Fascynacją”, a więc stanowi do niej prequel. Sygnalizuje nadejście pewnych wydarzeń, jak wspomina w przedmowie sama autorka. Zarówno w Opowiadaniach, jak i tu wydarzyło się sporo, sporo wyjaśniło i bardzo dużo zostało jeszcze do opowiedzenia. Postać Maveca nadal bardzo mnie ciekawi i mam już pewne wyobrażenia i oczekiwania wobec tego, co chciałbym zobaczyć w tomie drugim. Wiem jednak, że nawet jeśli spotka mnie na tej płaszczyźnie zawód, tak bardzo zaufałem autorce, że cokolwiek innego wymyśli, nie zepsuje mojej frajdy z czytania.

 

AUTOR: E.Raj

TYTUŁ: Uczeń Nekromanty. MAVEC

GATUNEK: Fantastyka

DATA WYDANIA: 28.07.2020r

ILOŚĆ STRON: 260

WYDAWNICTWO: Ridero

ISBN: 9788382214307  

OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟 (10/10)

PoważnieNiepoważny

E.Raj - Uczeń Nekromanty

E.Raj - Uczeń Nekromanty

 


E.Raj - Uczeń Nekromanty

Kiedy pan listonosz przyniósł mi to wielkie ciężkie tomiszcze, modliłem się, żeby książka okazała się chociaż znośna, bo na rewelację w ogóle nie liczyłem. Spacerując po znanych księgarniach, staram się raczej już nie chwytać za fantastykę (chociaż jest to jeden z moich ulubionych gatunków). Mam zwyczajnie dość czytania w każdej pozycji o jednym i tym samym. „Budzi się Pan Ciemności…”, „Losy (tu jakaś wymyślna nazwa krainy) są zagrożone gdy Czarny Król wraca po swoje…” bla blabla. Można odnieść wrażenie, że wszystko to jest pisane na jedno kopyto z ewentualną zmianą nazw lokacji oraz imion bohaterów. Zazwyczaj główny protagonista to dziecko obdarzone cudowną mocą, które w pierwszych rozdziałach jeszcze nie do końca zdaje sobie z tego sprawę, ale na końcu pokonuje tego „złego” jako ten „wybrany”. Spójrzmy na opis książki, którą przytachał pan listonosz:

„Młody chłopak, naznaczony od narodzin przerażającym piętnem, zostaje wzięty pod opiekę mrocznego maga. Mistrz nekromancji, szkoli go w sztuce władzy nad nieumarłymi. Nie wie jednak, co drzemie w duszy niepokornego ucznia, obdarzonego potężną, zakazaną magią. Już w krótce jego szokująca tajemnica wstrząśnie posadami świata”

A nie mówiłem…?

Pewien znany ze swoich wyczynów gdański ksiądz mógł się wstrzymać z tym ogniskiem do czasu premiery Ucznia Nekromanty. Na autora czegoś tak złego, demoralizującego, odczłowieczającego, krzywiącego nasze moralne kręgosłupy i satanistycznego wylałby pewnie hektolitry benzyny, paląc go w wielkim ogniu. Ja natomiast na absolutną i niespodziewaną euforię nie musiałem długo czekać. Kiedy z obawą przed wiecznym potępieniem przeczytałem pierwsze parę stron odniosłem wrażenie, że książka zapowiada się nie tyle znośnie, co po prostu epicko! Przebrnąłem przez kilkadziesiąt pozycji literaturowych z gatunku fantastyki. Poznałem niezliczoną ilość krain, bohaterów, wydarzeń odciskających w mojej i tak już wybujałej wyobraźni piętno słabiej lub mocniej. Czegoś takiego jak "Plaga" – tom pierwszy "Ucznia Nekromanty" nie czytałem jednak nigdy. I nawet ciężko mi to określić bo jeśli miałbym umiejscowić wszystkie do tej pory przeczytane pozycje w pionowej skali, to książka tej autorki fruwałaby gdzieś w kosmosie razem z twórczością szanownego Pana Tolkiena (spoczywaj w pokoju Mistrzu!).

Norgal to wspomniany wyżej chłopiec, kształcony przez mistrza Rothgara w profesji nekromanty. Kim jest nekromanta? To taki jegomość, który posiadł wiedzę na temat sztuki władzy nad nieumarłymi. Może np przywrócić do życia ofiarę, żeby dowiedzieć się wszystkiego na temat mordercy. Nekromancja jednak przez obu panów jest wykorzystywana do… nieco innych celów, a młodszy z nich oprócz niej zdobywa doświadczenie również w innych sferach, pobierając indywidualne nauki w Akademii Magii. Akcja książki rozgrywa się kilka lat po Rewolucji Światłości. Zarówno Pan Ciemności jak i Pan Światłości mają swoich zwolenników mniej lub bardziej zagorzałych i jak się nie trudno domyślić wskutek odmiennych poglądów trzy wielkie krainy (Syllon, Velenzja oraz Hezryn) toczą między sobą nieustanne walki. Swoje pięć groszy, jakby i tak nie było już wystarczająco ciasno wtrąca tu jeszcze tytułowa "Plaga". Mimo iż podłoże religijne stanowi tu trzon, od którego odgałęziają się setki małych wątków, to właśnie one zasługują na wnikliwe rozpatrzenie i ciekawią o wiele wiele bardziej.

Pani Raj stworzyła świat, który na pierwszy rzut oka kojarzy mi się z typowym RPGiem (gratka dla graczy). Dlaczego?

Zwiedzając lokacje, które rozrysowane zostały przez autorkę na mapie po wewnętrznej stronie okładki, możemy spotkać standardowe rasy: elfów, ludzi, orków, krasnoludów itp.Postarała się również o stworzenie całkiem nowych. Dylfy i Kendry to takie skarłowaciałe nieco brzydsze krzyżówki elfów i goblinów, a paveyowie – humanoidalna rasa zamieszkująca krasowe jaskinie w Syllonie. Przedstawiciele każdej z ras mogą kształcić się w kilku rodzajach magii, zależnie od predyspozycji i chęci. Mają do wyboru m. in. Magię chaosu, telepatię, nekromancję, alchemię, czy magiczne rzemiosło. Mnogość postaci i powiązań między nimi może stanowić lekką trudność w zrozumieniu toczących się wydarzeń, moim zdaniem jednak dialogi pomiędzy tymi teoretycznie pobocznymi (jak się okazuje w trakcie czytania mało jest takich) oraz historie ich dotyczące są kwintesencją nie tyle wieńczącą dzieło, ile towarzyszącą przez całe blisko 1000 stron. Dlatego też "Uczeń Nekromanty" to taki mix oryginalnej fabuły (tej z Mistrzem Rothgarem oraz Norgalem szukającym swojego miejsca na świecie) odrazu ze spin-offem, w którym dowiadujemy się o naprawdę wielu rzeczach z perspektywy innych osób.

Każdy rozdział poprzedzony jest notką pochodzącą z literatury, listów bądź pieśni osobników zamieszkujących cały fantastyczny świat. Mamy tu zatem Wierszowidła, fragmenty bajek o smokach, gnomach, skrawki poezji bardów, listy ważnych osobistości, a także notki żywcem wyjęte z akademickich podręczników. Dzięki temu zabiegowi zdałem sobie sprawę jak wielka jest rzeczywistość skonstruowana przez autora i jak bardzo chciałbym ją poznać w całości.

Każda z postaci jest opisana w szczegółowy sposób. Nie znajdziemy tu jednej obszernej notatki na temat Rothgara, Norgala, czy kilkudziesięciu innych. Wygląd zewnętrzny każdej z nich, powódki działań, charaktery, osobowości i zachowania podczas wielu wydarzeń są rozsmarowane na całości książki i w miły dla oka sposób porcjowane. Bywa tak, że niektóre z nich przedstawia nam narrator, a obraz innych musimy sobie stworzyć sami, sugerując się obfitymi dialogami.

W książce nie znajdziemy raczej humoru. Jeśli jakieś jego skrawki pojawiają się na stronach to jest to humor czarny, a całe dzieło można zaklasyfikować jako mroczną fantastykę. Plugastwa, łajdactwa, brutalne zbrodnie i intrygi są tu na porządku dziennym, a z postaciami trudno się utożsamiać. Mimo wszystko jednak właśnie to stanowi wartość tej książki. Każdy z bohaterów z początku prawy i uczciwy może okazać się fałszywy na swój sposób. Zaczynając przygodę z "Uczniem Nekromanty" należy więc jako myśl przewodnią obrać sobie: „Nie ufaj nikomu”.

"Uczeń Nekromanty - Plaga" to obowiązkowa pozycja dla fanów książek m.in. Tolkiena, Salvatore, Canavan. Pomimo obszerności, nie odczuwa się zmęczenia podczas czytania, a strony same przewracają się w szalonym tempie. Mi pozostaje czekać na potwierdzony drugi tom i liczyć na równie obszerną jego treść. A wszystkich nerdów, geeków, nolife’ów zarywających nocki na WoWie, Guild Wars, zaczytanych w Harrym Potterze, czy Trylogii Mrocznego Elfa zachęcam do sięgnięcia po pierwszy tom serii i serdecznie polecam!

(Recenzja przeniesiona z poprzedniego portalu z dnia 13.05.2019r.)

AUTOR: E.Raj

TYTUŁ: Uczeń Nekromanty. TOM I

GATUNEK: Fantastyka

DATA WYDANIA: 08.02.2020r

ILOŚĆ STRON: 926

WYDAWNICTWO: Novae Res

ISBN: 9788381472098

OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟 (10/10)

PoważnieNiepoważny

E.Raj - Uczeń Nekromanty. Opowiadania

E.Raj - Uczeń Nekromanty. Opowiadania

 


Uczeń Nekromanty DLC

O Mor’tyrze! O Elynnie!

Niedowierzam, że od momentu, kiedy zacząłem się podniecać tą jedną z najlepszych książek fantastycznych w całym moim marnym życiu minęło już ponad półtora roku! Czas leci jak szalony i wiele spraw ulega zmianie. Zwłaszcza podczas pandemii. Nie zmieniło się jednak moje zdanie na temat "Plagi", choć od maja ubiegłego roku przeczytałem kilkadziesiąt książek z różnych gatunków. W tym oczywiście w fantastyce. "Uczeń Nekromanty" nadal przoduje! Teraz mogę oznajmić, że dzięki uprzejmości autorki miałem okazję rzucić okiem na przedsmak tomu drugiego w postaci opowiadań (no dobra! Tak naprawdę to przeczytałem je chwilę po informacji, że ukazały się w wersji elektronicznej, ale dopiero teraz dostałem w swoje ręce wydanie papierowe).

Spełniło się moje życzenie, które zrodziło się właśnie podczas czytania "Plagi" kilkanaście miesięcy temu, dotyczące niewyobrażalnej chęci głębszego poznania świata stworzonego przez Panią Raj. Pisałem już chyba o tym przy okazji recenzji pierwszego tomu, ale z chęcią powtórzę. To uniwersum jest gigantyczne i mam wrażenie, że autorka łapie nas czytelników w pewną formę pięknej iluzji. Najpierw przekonała nas do siebie Uczniem. Sprawiła, że chcemy wiedzieć więcej. Następnie wydała kilkudziesięciostronicowego „Potwora”, w którym wróciła do czasów na długo przed Rewolucją Światłości. Załagodziła nim głód tylko delikatnie, ale otworzyła sobie furtkę do rozmyślań jak to, co tu przeczytamy łączy się z wydarzeniami w "Pladze" i co się działo przez tysiąclecia przed obudzeniem tytułowego "Potwora".

Pierwsze opowiadanie od drugiego dzieli z pozoru tylko jedna kartka z cudowną grafiką – również autorstwa Pani Raj, jednak czasowo skaczemy z fabułą do przodu już bardziej brutalnie, bo aż 24 lata. Prosto do „Króla”. I tu również się dzieje! Praktycznie całe opowiadanie skupia się na Naramirze II, wspomnianym z tego co pamiętam w tomie pierwszym, a skutki wydarzeń z „Potwora” mają tu swoje konsekwencje. I znów nas autorka zostawia w poczuciu zadowolenia z powierzchownego wyjaśnienia niektórych wątków, jednak do sytości jeszcze daleka droga. To iluzja.

To uniwersum można ćpać jak narkoman i ciągle wołać o więcej. Tak długo jak zachowany jest wysoki poziom pisarski, nieważne, czy czytam o Rothgarze, o Norgalu, o Mecjuszu, czy o zupełnie przypadkowym gościu stojącym przed karczmą gdzieś w Hezrynie – kupuję to. Kupują mnie przemyślane dialogi, umiejętność budowania napięcia, postacie, w których tyle samo zła, co dobra, w zależności od perspektywy, opis otoczenia nienurzący, ale zachęcający do budowania sobie w głowie mapy tego świata, uniwersum przemyślane w każdym calu, tak jakby autorka już dawno temu stworzyła je sobie w głowie bardzo dokładnie i przelewała z dnia na dzień myśli na papier, albo wychowała się gdzieś w Syllonie i po prostu… dzieliła się wspomnieniami. Takie książki to gratka dla fanów. Wielu pisarzy próbowało, wielu próbuje i wielu będzie próbowało stworzyć coś epickiego. Epickim osiągnięciem nie jest jednak wymyślenie super historii, ale zbudowanie całego wszechświata, którego nie chce się opuszczać.

To nie wszystko. W skład opowiadań wchodzi jeszcze jedno, które mało brakowało i nie zostałoby opublikowane. Skoro postacie książkowe mają mieć dusze, a czytelnik ma to zauważyć, autor powinien w jakimś stopniu się z nimi utożsamić. To w końcu jego marionetki. W „Długu” poznajemy troszkę inną naturę autorki, choć nadal, tak samo jak bohaterowie, których stworzyła – pozostaje tajemnicza. Zupełnie inaczej również zachowuje się Rothgar, który tytułowy „Dług” ma do spłacenia wobec dawnej znajomej. Pikantne erotyczne sceny opisane na kilka stron to rdzeń tego opowiadania i coś, czego się spodziewałem (m.in. po znaczku 18+ przy tytule w spisie treści), jednak nie bałem się o to, jak wkomponuje się taka forma w ogólny pomysł fabularny. Jest tak samo dobrze, chociaż nie da się ukryć, że jest inaczej. Raczej zmysłowo niż mrocznie. Zdecydowanie intensywnie. I co najważniejsze – interesująco. Wiemy przecież jak łatwo zrobić z intrygującej sceny zbliżenia – spektakularne pośmiewisko.


AUTOR: E.Raj

TYTUŁ: Uczeń Nekromanty. Opowiadania

GATUNEK: Fantastyka

DATA WYDANIA: 06.10.2020r

ILOŚĆ STRON: 182

WYDAWNICTWO: Ridero

ISBN: 9788382216332  

OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟 (10/10)

PoważnieNiepoważny

"Atlas wysp odległych" Judith Schalansky

"Atlas wysp odległych" Judith Schalansky


W tych dziwnych czasach, kiedy podróżowanie jest trudne, a czasem wręcz niemożliwe, dobrze jest znaleźć coś, co bez przenoszenia nas fizycznie, zapewni nam możliwość odkrycia nowych, nieznanych miejsc. I taką funkcję może spełnić Atlas wysp odległych Judith Schalansky.

"Wyspa jest przestrzenią teatralną: wszystko co tu się dzieje, zagęszcza się niejako z konieczności w historie, w kameralne sztuki odgrywane w miejscu nieistniejącym, w literaturę."

Wbrew tytułowi, nie jest to typowy atlas, tak samo jak trudno tę publikację nazwać książką podróżniczą, powiedziałabym raczej, że to album połączony ze zbiorem krótkich, czasem wręcz poetyckich w swoim brzmieniu esejów, taki trochę jakby leksykon dotyczący miejsc mniej znanych, a czasem wręcz zupełnie nieznanych - wysp na całym świecie, tych zamieszkanych i tych zupełnie pustych, bezludnych. Autorka skupiła się na pięćdziesięciu wyspach, na których nigdy nie była, "zwiedziła" je tylko w ten sposób, że podróżowała palcem po mapie i czytała co nieco na ich temat. Postanowiła jednak podzielić się tym czego się dowiedziała z czytelnikami i tak powstała ta nietypowa publikacja składająca się z pięćdziesięciu krótkich artykulików.

Każdy tekst nie zajmuje więcej niż jedną stronę i nie skupia się na danych typowo geograficznych, ale raczej na ciekawostkach, krótkich historiach związanych z danym terenem, na przytoczeniu relacji jego mieszkańców czy osób, które na to miejsce natrafiły. Autorka operuje językiem nietypowym dla książek związanych z podróżami - pięknym, literackim - dba nie tylko o treść, ale też o formę. Widać jak kocha to, o czym pisze, widać, że to jej pasja, że mapy są dla niej nie tylko płaskimi rysunkami, ale przestrzenią pełną magii i tajemnic.

"KARTOGRAFIA powinna w końcu zostać uznana za rodzaj literatury, a sam atlas za gatunek poetycki, nie bez racji nazywano go przecież pierwotnie Theatrum orbis terrarum - "teatrem świata"."

Przy każdym krótkim, choć pięknym i nietypowym opisie wyspy odległej znajduje się ilustracja ją przedstawiająca, z zaznaczeniem miast, portów, najwyższych punktów, a więc taka mini mapka umożliwiająca czytelnikowi zapoznanie się z tym miejscem również od strony wizualnej. Te ilustracje nie tylko uzupełniają książkę, ale też są jednym z powodów dla których Atlas wysp odległych jest pozycją nietuzinkową, bo niejako łączy literaturę piękną z kartografią, która często bywa uznawana za bardzo przyziemną naukę.

Również wizualnie publikacja przedstawia się wyjątkowo pięknie i zarazem oryginalnie: została wydana w nieco większym formacie niż standardowa książka, jednak mniejszym niż typowy atlas, z minimalistyczną okładką, kontrastową wyklejką z mapą świata, a także z pięknymi ilustracjami przedstawiającymi omawiane wyspy. Z kolofonu można się dowiedzieć, że całą oprawę graficzną przygotowała autorka, a więc to jej należą się brawa w tej kwestii, zwłaszcza, że publikacja publikacja ta zdobyła tytuł Najpiękniejszej Niemieckiej Książko Roku 2009.

"Wyspa wydaje się miejscem, które jest jednocześnie rzeczywistością i swoją własną metaforą."

Atlas wysp odległych to książka ze wszech miar piękna - i pod względem treści i wydania - pokazująca prawdziwą pasję, magiczna, poetycka, przenosząca czytelnika w różne nietypowe miejsca, odczarowująca nieznane, dająca czytelnikowi choć namiastkę podróży w nieznane… To pozycja w sam raz na trudny czas, w jakim się teraz znajdujemy.

Za możliwość poznania tej niezwykłej książki dziękuję Gandalf.com.pl


tytuł: "Atlas wysp odległych"
tytuł oryginału: "Atlas der abgelegenen Inseln" (2009)
autor: Judith Schalansky
tłumacz: Tomasz Ososiński
data wydania: 2020-09-16 (Wydanie II)
wydawca: Wydawnictwo Dwie Siostry
liczba stron: 144
ISBN: 978-83-8150-172-9

Autorka recenzji: Aga K.

Gardner Dozois - Księga Magii

Gardner Dozois - Księga Magii

 


Ogród Sław Fantastycznych

Sięgając po drugą (po "Księdze Mieczy") antologię nigdy dotąd niepublikowanych opowiadań sławnych fantastycznych pisarzy, miałem pewność co do tego, że środek mnie nie zawiedzie. To długi nienużący spacer po wielkim ogrodzie sław, do którego prowadzi epicka grafika na okładce.

Na wstępie, kilka słów kieruje do nas sam autor, przybliżając nam to i owo na temat historii magii. Jak powstała? Gdzie powstała? Jak na przestrzeni lat ewoluowała? I przede wszystkim, czy można ją zamknąć w granicach jakiejkolwiek definicji? To, że machając drewnianą starannie wyciosaną różdżką, po wypowiedzeniu szeregu zaklęć nic się nie dzieje, nie oznacza przecież, że magia (np. świąt) nie istnieje. To kwestia odpowiedniego spojrzenia. Tak samo jak przeczytanie wszystkich tomów o przygodach ulubionego czarodzieja z błyskawicą na czole, nie otworzy dla nas specjalnego kręgu piekieł, którego sam Wirgiliusz obawiałby się pokazać Dantemu. Zastanawiające jest jednak i ciekawe jak ludzka interpretacja zjawisk bliskich magicznym zmieniała się na przestrzeni tysięcy lat. Choć o tym przeczytamy we wstępie, nie to stanowi rdzeń tej książki. "Księga Magii" to jak już wspomniałem wcześniej, ogród sław. Laureatów takich nagród jak: World Fantasy, Jamesa Tiptree, Andre Norton, Arthura C. Clarke’a, Philipa K. Dicka, Nebula. Pisarzy, których dzieła nie schodzą z list światowych bestsellerów. Autorów, których powieści ekranizowano (jak w przypadku Tima Powersa i jego „Na nieznanych wodach”, którą kojarzyć można z czwartą częścią przygód kapitana Jacka Sparrowa).

„Księga Magii” to zbiór siedemnastu opowiadań ludzi, którzy niewątpliwie mają fach w ręku. Jednak nie każde uzewnętrznienie zakamarków ich fantastycznych umysłów na papierze musi się podobać. Znajdziemy tu historie osadzone w świecie urbanfantasy, ale również w średniowiecznych magicznych krainach. Kilku autorów przemieszało fantastykę z science – fiction, a niektórzy wrzucili jej do swoich opowiadań zaledwie krztynę. Autor starał się w antologii uwzględnić cały świat magii, w związku z czym nie zabrakło tu m.in. białych sprawiedliwych czarodziejów, jak i tych starających się zapanować nad czarnymi mocami. Trolli nawiedzających osiemnastowieczną Islandię. Wojen i waśni niepokojących Irlandię w erze wiktoriańskiej. Zła, które czai się w nowojorskich ciemnych uliczkach. Pojedynków najpotężniejszych postaci z całego wszechświata. Akcji toczących się w świecie naszym i nie naszym, prawdziwym i odrealnionym.

Sporo tu opowiadań dziwnych, mniej tych niezrozumiałych i jeszcze mniej tych zwyczajnie kiepskich. Na wysoką ocenę zasługują trzy, które zdecydowanie mnie kupiły całokształtem. I nie mam tu na myśli premierowej „Nocy w Oberży przy stawie” – choć stary poczciwy Martin tu również intryguje. Moje top tej antologii to: opowiadanie pt. „Przyjaciele Masquelayne’a Niezrównanego” autorstwa Matthew Hughesa, w którym głównym bohaterem jest taumaturg Masquelayne – charakteryzujący się uznawaniem za swój, każdego przedmiotu, który wzbudzi jego pożądanie. „Diabelskie cokolwiek” autorstwa Andy Duncan, w którym w iluzję podobną do dnia świstaka zamknięty został sam zięć Diabła oraz „Wina i odkupienie domu czarnoksiężnika Malkurila”, Scotta Lyncha o… pewnym specyficznym rodzaju inteligentnego domu i koboldach w nim pracujących.

Warto się zapoznać z całą zawartością tej antologii. W każdym z opowiadań magię przedstawiono w oryginalny niepowtarzalny sposób. Fani fantastyki spróbują sobie troszkę wariacji na temat tego gatunku, a osoby, których przyciągnęła jedynie okładka wyrobią zdanie na temat twórczości pisarzy tworzących „Księgę Magii” i zdecydują po co sięgnąć warto, a po co niekoniecznie.

AUTOR: Gardner Dozois

TYTUŁ: Księga magii

GATUNEK: science fiction / fantastyka

DATA WYDANIA: 10.11.2020r

ILOŚĆ STRON: 690

WYDAWNICTWO: Zysk i Ska

ISBN: 9788382020113

OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟★★ (8/10)

PoważnieNiepoważny

James Hibberd - Ogień nie zabije smoka

James Hibberd - Ogień nie zabije smoka

 


GoTowe smaczki serialowe

Jeżeli nie znacie tej epickiej, powstającej w bólach, chłodzie, krwi i pocie produkcji HBO, a Pieśń Lodu i Ognia czeka gdzieś (być może na półce?) spokojnie na swoją kolej, nie radzę sięgać po ten bogaty w fandomowe smaczki tomik. No chyba, że ktoś jest spojlerowym masochistą.

Zastanawiam się jak wiele takich jak ta pozycji musi jeszcze powstać, zanim okaże się, że tego wyciśniętego do maximum kotleta już naprawdę odgrzewać się nie da. Być może w momencie, w którym zabraknie nieodkrytych ciekawostek dotyczących Gry o Tron, autorzy przerzucą się na kilkusetstronicowe wywiady z poszczególnymi aktorami i aktorkami, ukierunkowane właśnie na ten rozdział z ich życia zawodowego? Wiemy co się działo na planie serialu, bo widzieliśmy to na ekranach. Dzięki Pani Kim Renfro poznaliśmy ciekawostki dotyczące tego, co działo się poza zdjęciami. Teraz dzięki Panu Hibberdowi wzbogaciliśmy swoją wiedzę o fakty związane z radzeniem sobie gwiazd, chociażby z pokazaniem nagości na planie filmowym oraz trudnością pogodzenia się z czasem od ostatniego klapsa do dziś w myśl wielkiego przywiązania do swoich serialowych postaci. I… na tym moim zdaniem powinno się skończyć pisanie GoTowych ciekawostek. Bo można niebawem przedobrzyć…

Ale dobra, dosyć narzekania. Przecież nie od dziś wiadomo, że każdy chce zarobić. Nikt do czytania tego typu pozycji nas nie zmusza. Ta historia moim zdaniem stanowi granicę, po przekroczeniu której (czyli wraz z wydaniem kolejnego „nigdy nigdzie nikomu nieopowiedzianego tomu smaczków) może już się zdarzyć przesyt i ulanie.

Moje narzekanie nie jest w żadnym wypadku wymierzone w kierunku książki Pana Hibberda. Serial, choć z początku nie przypadł mi do gustu w ogóle, potem zawładnął mną całkowicie. Dzięki takim książkom jak „Ogień…” mamy okazję non stop odświeżać sobie to uniwersum. Martwi mnie jednak duże prawdopodobieństwo przepompowania tej epickiej ekranizacji i spowszednienia poprzez wydawanie kolejnych coraz to nowszych tego typu historii.

„Ogień nie zabije smoka” jak widać na pierwszy rzut oka z okładki to – „oficjalna, nigdy nieopowiedziana historia epickiego serialu”. Znajdziemy tu mnóstwo ciekawostek uszeregowanych chronologicznie od czasów sprzed pierwszego klapsa (np. jak to było na castingach) do momentu rozpaczy i niedowierzania po nakręceniu ostatnich zdjęć. Książkę głownie stanowią cytowane wypowiedzi m.in. aktorów, producentów, reżyserów i samego George’a R. R. Martina, zgrabnie połączone przez autora książki. Bardzo często wspomina się tu o sposobach radzenia sobie podczas kręcenia scen rozbieranych, nie to jednak było dla mnie najciekawsze. Coś, co mnie zaskoczyło, to fakt niesamowitego łutu szczęścia powielanego przez cały okres produkcji wraz z tożsamymi zbiegami okoliczności, które razem doprowadziły do powstania tej ekranizacji w ogóle i to powstania w epickiej jakości jeśli chodzi o całokształt. Długie godziny spędzone w ujemnych temperaturach, wielokrotnie kręcone duble, konieczność rozwiązania problemów z możliwością „ucieczki” niektórych aktorów do innych (być może bardziej kasowych lub uderzających po prostu w ich gust) produkcji, zmiana ludzi na stanowiskach odpowiadających za poszczególne elementy produkcji, bardzo ograniczony budżet w myśl kręcenia efektów specjalnych i co za tym idzie konieczność zastąpienia ich niekiedy… czymkolwiek, byle widz się nie zorientował i wreszcie ważna umiejętność przedstawienia ekranizacji książki, autor której wielokrotnie powtarzał, że stworzył ją w taki sposób, żeby zekranizować jej się nie dało. To tylko kilka z problemów, z którymi borykali się ludzie zaangażowani w powstawanie tego dzieła. Weiss i Benioff mieli naprawdę ciężki orzech do zgryzienia zaczynając z Grą o Tron. Połączyć wszystko w jedną całość i wprawić w ruch ten zlepiony niczym bajaderka mechanizm nie było łatwo. Ale o tym nie dowiedzą się Ci, którzy nie sięgną po zakulisowy przewodnik (chyba można tak to nazwać?) „Ogień nie zabije smoka”. Bardzo łatwo jest jednak oceniać i powtarzać w kółko jak to Panowie DDcy nie spieprzyli ostatniego sezonu…

Troski, żarty, opowieści (często z życia prywatnego), przyzwyczajenia, przygotowania do ról i wiele wiele innych zagadnień, którymi dzielą się z nami aktorzy na łamach tej książki, okraszone są finalnie zdjęciami z planu.

AUTOR: James Hibberd

TYTUŁ: Ogień nie zabije smoka

GATUNEK: film/kino/telewizja

DATA WYDANIA: 12.11.2020r

ILOŚĆ STRON: 528

WYDAWNICTWO: W.A.B.

ISBN: 9788328084421   

OCENA: 🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟★★★ (7/10)

PoważnieNiepoważny