Meg Elison - Księga bezimiennej akuszerki
„Księga bezimiennej
akuszerki” przynosi nam bardzo depresyjną wizję świata postapokaliptycznego.
Klimatem nawiązuje do innych dzieł popkultury, nie jedynie do wspomnianej na
okładce „Opowieści podręcznej”.
Pierwsze skojarzenie:
film „Jestem legendą” z Willem Smithem - tytułowa bohaterka w obliczu panującej
zarazy wydaje się być ostatnią pozostałą przy życiu mieszkanką Ziemi.
Przemierza wiec świat zapomniany, eksploruje go, stara się przetrwać za wszelką
cenę. Nie ma co prawda psiego towarzysza, ale przez to jest jeszcze bardziej
samotna i zdarza jej się nie odezwać tygodniami.
Drugie skojarzenie: gra
komputerowa „This war od mine” - i tutaj akuszerka kryje się w opuszczonych
budynkach i szabruje w poszukiwaniu pożywienia, broni i leków. Stara się unikać
innych pozostałych przy życiu, gdyż są to zazwyczaj bezwzględni desperaci
gotowi do wszystkiego.
Po trzecie: film
„Osada” - bohaterka trafia na odciętą od zewnętrzności, wąską społeczność
mormonów, którzy żyją według własnych reguł, maja swoje religijne naleciałości
i nie przyjmują wizji obecnego świata.
Po czwarte: Mad Max -
wymieniony zresztą na kartach książki. Walki o benzynę, samotne przemierzanie
pustkowi maszynami, a niekiedy rowerami lub pieszo, słowem koniec świata.
Po piąte: film
„Yentl” z Barbarą Streisand - i w tym wypadku akuszerka decyduje się na
przebranie za mężczyznę, aby łatwiej było poruszać się po świecie opanowanym
przez mężczyzn. Udawanie go po prostu ułatwia przetrwanie, niekiedy pozwala
zawiązać relacje męskiej... przyjaźni to za mocne słowo w świecie, w którym się
znalazła... męskiej solidarności powiedzmy.
Czujecie już klimat?
Klimat jest kluczem tej książki. Generalnie pozycja na czasie ze względu na
Covida. Mamy tu wizję epidemii, która przewróciła życie ludności całego świata
do góry nogami. Nikt nie był przygotowany na tak nagły i rozproszony po całym
globie atak zarazy. Nie ma na nią leku czy szczepionki. Ci, których jeszcze nie
dopadła muszą jakoś przetrwać. Czasem oznacza to ogolenie głowy i udawanie
faceta. Wirus atakuje bowiem głównie kobiety, które z automatu stają się
towarem deficytowym. Tak, towarem - dochodzi do handlu: seks za broń czy
alkohol. Oczywiście bez zgody pań.
Znalazłam dwa minusy
tej powieści. Pierwszy - jest niezwykle brutalna (co jest jednak uzasadnione),
drugi - mały błąd w tłumaczeniu, na kartach książki bohaterka występuje jako
mężczyzna i kobieta, w zależności od sytuacji i niekiedy mówi w żeńskiej „zrobiłam”,
a z kontekstu wynika jasno, że powinno być „zrobiłem”, ale przypuszczam, że
trudno się tłumaczyło z angielskiego, w którym czasowniki nie mają płci.
Drobne wady, więcej
nie znajduję. Klimat jest naprawdę świetny i porywa czytelnika. Jest to
złożona, wielowątkowa powieść, którą czyta się z olbrzymią przyjemnością. Nie
jest wesoła, łatwa, miła i przyjemna. Trochę duszna, trochę klaustrofobiczna,
ale porywająca! Informacja, że jest to cześć trylogii niezwykle mnie ucieszyła
- następne części to musthave.
Choć literatura
postapo to zupełnie nie moje klimaty... niekiedy trafia się książka czy film z
którym dany mól książkowy czy kinoman przepada na amen. Tak było w moim wypadku
z „Księgą bezimiennej akuszerki”. W skali od 1 do 10 zasługuje na 11.
Tytuł: Księga bezimiennej akuszerki
Autor:MegElison
Data wydania:2020-09-29
Liczba stron: 344
Wydawca:Rebis
ISBN:9788381880626
Zrecenzowała: Maria
Piękoś
Źródło okładki: Rebis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz