Wstrzymując oddech to historia Oliwii, młodej kobiety szczęśliwie zakochanej w architekcie Jakubie. Ich spokojną, pełną miłości egzystencję przerywa jednak tragiczny wypadek, w skutek czego dziewczyna pozostaje sama. Musi radzić sobie ze stratą ukochanego, z żałobą, ułożyć życie na nowo. Jednak prawdziwa miłość nigdy nie umiera…


Po lekturze przyzwoitego, choć może niekoniecznie porywającego fabularnie debiutu Małgorzaty Mikos pt. Dni naszego życia byłam ciekawa jak autorka poradzi sobie z następnymi powieściami, czy wyciągnie jakieś wnioski z poprzedniej książki, czy zbalansuje nieco całą opowieść, tworząc coś mniej poetyckiego, pełnego rozmyślań, a bardziej realnego. Sięgnęłam więc po Wstrzymując oddech z pewnymi oczekiwaniami. I muszę przyznać, że kilka rzeczy mnie w tej książce zaskoczyło i to w pozytywnym sensie. Przede wszystkim, działo się w niej znacznie więcej niż w debiucie autorki, za to było mniej truizmów padających z ust bohaterów, a także przemyśleń i rozważań nad życiem etc. Oczywiście nie jest tak, że nie było ich wcale, ale widać zdecydowany progres w umiejętności realnego rozkładania uwagi pomiędzy akcją a tym co się dzieje w głowach postaci występujących w powieści.

Kolejnym zaskoczeniem było dla mnie zakończenie, które okazało się dość niespodziewane i właściwie nietypowe dla powieści obyczajowych tego typu. Interesujące i zaskakujące było także wplecenie w całą historię wątku paranormalnego. Przyznam szczerze, że było to naprawdę dobre urozmaicenie opowieści i dzięki temu zyskała ona trochę na atrakcyjności. Nie będę rozpisywać się jakiego rodzaju był to wątek paranormalny, bo nie chcę zdradzać treści książki, ale myślę, że dla wielu czytelników może być on całkiem ciekawy.

Nieco gorzej jest natomiast w kwestii postaci występujących w tej książce. Właściwie tylko główna bohaterka ma jakieś cechy charakteru, pozostali to jedynie papierowe tło dla niej. Nie jest ona jednak postacią, którą polubiłam, czy z którą mogłabym się utożsamiać. Jak dla mnie była ona zbyt emocjonalna, chwilami wręcz histeryczna i pełna egzaltacji, ale również za bardzo egoistyczna, skupiona wyłącznie na swojej stracie. Choć była to postać bardzo dokładnie opisana, to nie potrafiłam jej polubić czy zrozumieć. O ile jej ból po tak wielkiej stracie był dla mnie logiczny i umiałam jej współczuć, o tyle niektóre jej zachowania były dla mnie co najmniej dziwne.

Niestety, książka ta ma jeszcze inne wady, a wśród nich dialogi, które były momentami nieco sztuczne, a bohaterowie brzmiali bardziej jakby przemawiali, a nie mówili. Brakło mi trochę naturalności i jakiejś lekkości w rozmowach prowadzonych przez książkowe postacie. Jednak ogólnie pod względem stylu nie mam autorce wiele do zarzucenia. Pisze ładnym językiem, może trochę zbyt patetycznym, ale ogólnie poprawnym, bez większych błędów.

Ta powieść nie sprawiła, że wstrzymałam oddech, nie wzbudziła we mnie specjalnych emocji, niemniej myślę, że fanki wyciskaczy łez mogą być nią zachwycone. Osoby, które lubią w powieściach ckliwość i egzaltację, a także dramatyczne wydarzenia i przeżycia również mogłyby być zadowolone po tej lekturze. Nie polecam jej jednak czytelnikom, którzy tak jak ja lubią jak powieść jest logiczna i nieprzesadnie emocjonalna. Bo taka lektura może nieco ich nieco zmęczyć.

Wstrzymując oddech to książka niekoniecznie należąca do moich klimatów czytelniczych, nie mogę jednak jej uznać za złą lekturę, bo tak jak wspomniałam, zaskoczyła mnie w niektórych kwestiach. Mimo irytacji główną bohaterką, przeczytałam ją szybko i z zainteresowaniem, a zaskakujące zakończenie wynagrodziło mi lekką sztuczność w dialogach i słabo opisane postacie. To solidnie napisana powieść, która może zachwycić osoby nieco bardziej emocjonalne niż ja.

tytuł: "Wstrzymując oddech"
autor: Małgorzata Mikos
data wydania: 2020-10-08
wydawca: Novae Res
liczba stron: 422
ISBN: 978-83-8147-928-8

Autorka recenzji: Aga K.

Brak komentarzy: